W tym roku, 10 kwietnia, mija dwudziesta rocznica śmierci Jacka Kaczmarskiego, charyzmatycznego artysty okrzykniętego „bardem »Solidarności«”.
To właśnie w Krakowie rozpoczęła się jego kariera sceniczna: jako dwudziestoletni student warszawskiej polonistyki zaśpiewał w 1977 r. na Studenckim Festiwalu Piosenki „Obławę”, w cuglach wygrywając konkurs. Z czasem ta piosenka została uznana za jeden z hymnów „Solidarności”.
„Najgłębsze, najbardziej podstawowe treści”
Jacek Kaczmarski pozostawił po sobie olbrzymią, bliską tysiąca liczbę utworów, które z racji swej uniwersalności odcisnęły piętno na kilku pokoleniach. Jeszcze jako licealista spotkał się osobiście ze swoim artystycznym patronem, rosyjskim pieśniarzem Włodzimierzem Wysockim. Ten kontakt uświadomił mu, jak sam później powiedział, że „piosenka nie jest jedynie umiejętnością napisania tekstu i skomponowania muzyki. Może być sposobem wyrażenia najgłębszych, najbardziej podstawowych treści”. Wśród bogatej twórczości Kaczmarskiego znajdziemy m.in. bunt wobec rzeczywistości (np. „Mury” z 1978 r.), rozliczenie z wstydliwymi momentami polskiej tradycji (np. „Według Gombrowicza narodu obrażanie”, 1993 r.), krytykę polskiej mitologii narodowej (np. „Kantyczka z lotu ptaka”, 1992 r.), potrzebę poszukiwania wartości (np. „Niech…”, 1995 r.), czy ulotność życia jednostki odtwarzającej „krótkie scherzo swe - bez nut” – w „Piosence napisanej mimochodem” (2000 r.).
„Na ziemi, co żywym nie skąpi pogardy”
Kaczmarski wielokrotnie odwoływał się do historii, opisując w swoich utworach realia totalitarnego państwa i wyciągając na jaw zakazane fragmenty przeszłości. Najbardziej znane są „Mury”, „Zbroja” (1982 r.), czy zapożyczona od Wysockiego „Obława”, ale warto przypominać inne, poruszające piosenki. Np. w „Świadkach” (1978 r.) artysta opisuje historię żołnierzy podziemia niepodległościowego osadzonych w sowieckim obozie. Jeden z nich został złapany w czasie ucieczki: „gdy go złapali i przesłuchali – wyszło człowieka pół. Zapadł się w sobie, chodzić nie może, niższy jest chyba o głowę; nie znam się na tym, ale wygląda jakby miał żeber połowę. Tak tu żyjemy. List ten wysyła Rosjanka (kocha tu mnie). Jak mam już siedzieć – wolę u swoich, zawiadom o mnie UB”. W innym i do dziś aktualnym utworze pt. „Rublow” (1984 r.) przedstawił ziemię rosyjską jako tę, „co żywym nie skąpi pogardy”, a Moskali jako „lud co żyje radością choć cierpi”.
Utwory Jacka Kaczmarskiego cieszyły się w latach osiemdziesiątych olbrzymią popularnością. Stan wojenny zastał artystę w Paryżu. W kolejnych latach współpracował z Radiem Wolna Europa, gdzie prowadził audycję „Kwadrans Jacka Kaczmarskiego” oraz przygotowywał komentarze do serwisu informacyjnego.
Nic dziwnego, że autor „Obławy” pozostawał pod obserwacją i nadzorem komunistycznej policji politycznej, której siedzibę sam umieścił w „Epitafium dla Wysockiego” (1980) w przedostatnim, siódmym kręgu piekieł, gdzie: „milczą i siedzą; i na moją twarz nie spojrzą wszystko wiedzą”.
Złowrogie oko SB zwróciło się w stronę młodego artysty 10 kwietnia 1978 r. Wydział III SB Komendy Wojewódzkiej MO w Krakowie odnotował wówczas jego występ w kabarecie „Piosenkariat” w krakowskim Klubie Literatów. Zauważono ironiczne wypowiedzi na temat sojuszu polsko-sowieckiego i negatywny stosunek do organów porządkowych PRL. Kaczmarski określił je słusznie jako „aparat ucisku i inwigilacji społeczeństwa”. W Komendzie Stołecznej MO założono wówczas sprawę operacyjnego sprawdzenia o kryptonimie „Idol”, którą zajmował się kpr. Andrzej Sawosz. Zadaniem funkcjonariuszy było zdobycie informacji na temat Kaczmarskiego i jego rodziny, żeby doprowadzić do „zaniechania wrogiej działalności” oraz „wyeliminowania wpływu na otoczenie”. Przeciwko figurantowi uruchomiono agenturę (TW „Artur”, TW „Roman”) oraz wykorzystano techniki operacyjne.
Rodzice poety byli artystami. Matka Anna pracowała na Wydziale Pedagogiki UW, a ojciec Janusz, wieloletni prezes Związku Polskich Artystów Plastyków we wrocławskiej ASP. Z tego powodu w twórczości Kaczmarskiego znajdujemy wiele odniesień do takich mistrzów pędzla jak Caravaggio, Goya, Matejko, Malczewski czy Picasso. Autor „Obławy” wyniósł z domu nie tylko zamiłowanie do malarstwa. SB ustaliła, że rodzice Kaczmarskiego utrzymują kontakty oraz udostępniają swoją pracownię osobom mającym „antysocjalistyczne poglądy”.
Dwa lata po Grudniu ’76 odnotowano koncert poety w mieszkaniu Pawła Nassalskiego, gdzie odbywały się spotkania antykomunistycznej opozycji. Po występie Kaczmarskiego w „Salonie Niezależnym Kultury” w 1978 r. TW „Roman” relacjonował, że w jego utworach było dużo treści o „zabarwieniu politycznym, krytyka totalitaryzmu, obozy NKWD, UB, krytyka Edwarda Gierka”. Mimo to sprawę „Idol” zamknięto. Wpływ na to miała rozmowa z kpr. Sawoszem 28 listopada 1978 r. Poeta mydlił oczy funkcjonariuszowi SB zapewniając, że „nigdy nie angażował się we wrogą, negatywną działalność polityczną”, a „jego twórczość piosenkarska jest odzwierciedleniem osobistych przeżyć i nie ma natury politycznej”.
„Pełen nienawiści, wrogości, nawołujący do przewrotu”
Pracownicy SB mieli nadzieję na pozyskanie Kaczmarskiego do współpracy. 16 grudnia 1978 r. Naczelnik Wydziału III SB Komendy Stołecznej MO wyraził zgodę na zarejestrowanie artysty w charakterze kontaktu operacyjnego o kryptonimie „JK”. „Codzienny kontakt ze studentami z UW stwarza naturalne możliwości rozpoznania operacyjnego interesujących nas osób” - uzasadniono w piśmie.
Kaczmarski nie przychodził na spotkania, więc sprawę zamknięto i złożono w archiwum KS MO. W kolejnych miesiącach funkcjonariusze SB nie mieli już wątpliwości co do prawdziwych intencji poety. Z rosnącym zaniepokojeniem informowali swoich przełożonych, że autor „Obławy” występuje na „antysocjalistycznych” wiecach i strajkach, wspierając opozycję. W jednym z dokumentów komunistycznego aparatu represji opisano go jako „znanego wykonawcę ballad o tematyce politycznej”. Po wprowadzeniu stanu wojennego i zdelegalizowaniu „Solidarności” utwory poety były na cenzurowanym, a jego nazwisko trafiło na listę osób objętych zakazem przyjazdu do PRL. Czujni cenzorzy z urzędu przy ul. Mysiej w Warszawie nakazali zniszczyć cały wytłoczony już nakład płyty „Krzyk”.
Utwory artysty wydawano w drugim obiegu, a jego piosenki kopiowano na taśmach magnetofonowych. Wśród nich wyróżniały się „Mury”, które uzyskały ogromną popularność. Tę piosenkę śpiewano na demonstracjach, głodówkach, w obozach dla internowanych i w więzieniach w czasie stanu wojennego, a jej refren został sygnałem dźwiękowym radia „Solidarność”. Przemysław Gintrowski powiedział po latach, że w Polsce pod rządami komunistów było zapotrzebowanie, żeby „wyrwać murom zęby krat”. Kaczmarski - sceptyczny wobec wszelkich ruchów masowych – żałował, że utwór nie został właściwie zrozumiany przez słuchaczy. Śpiewał przecież, że na miejsce murów wyrastają nowe, a łańcuch nadal „kołysze się u nóg”. Tych odcieni szarości nie dostrzegała SB, która tak pisała o tym wierszu: „pełen nienawiści, wrogości, nawołujący do przewrotu”. W podobny sposób oceniono „Zbroję”: „wyjątkowo wulgarne, przepojone wrogością i nienawiścią”. Z powodu tej negatywnej oceny SB aż do końca systemu komunistycznego konfiskowała kasety magnetofonowe z utworami poety.
„Wróciły pieśni - lecz bez złudzeń”
Pod koniec lat osiemdziesiątych, kiedy władze dążyły do porozumienia z częścią opozycji, dokonano ponownej rejestracji „Solidarności”. Kaczmarski skomentował ówczesną sytuację w „Powrocie sentymentalnej panny S” (1988 r.): „Wróciły pieśni – lecz bez złudzeń i tylko trochę chyba żal nam, że panna S., choć znowu z nami, już nie jest tak sentymentalna”. Po wyborach czerwcowych przyjeżdżał do Polski, odpowiadając pozytywnie na jeden z „Pięciu głosów z kraju” (1989 r.). Nie odwiesił wówczas stroju Stańczyka, krytykując otaczającą go rzeczywistość. Regularnie pojawiał się na Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie. Na festiwalu w 1990 r. powiedział, że jego wiersze są przede wszystkim o „tych słabszych, o tych przeciwstawionych samotnie całemu światu, który jest chaosem i o próbie sformułowania jakiegoś ładu dla nich”, a „to nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek sytuacją polityczną”. Artysta zdawał sobie także sprawę z zagrożeń wynikających z manipulowania pamięcią zbiorową. Podczas wywiadu udzielonego w 1994 r. powiedział: „Żyjąc te kilka lat w prawie normalnym kraju, nagle widzimy jak bardzo wszyscy jesteśmy zaprogramowani przeszłością. Nawet nie wiedzą o przeszłości, ale kłamstwami na jej temat”.
Po wyjeździe do Australii w 1995 r., w dalszym ciągu co jakiś czas dawał koncerty w wielu miejscowościach Polski, w tym w krakowskiej „Rotundzie” przy Domu Studenckim „Żaczek”. Jacek Kaczmarski zmarł po ciężkiej chorobie 10 kwietnia 2004 r. i został pochowany na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach. W jego przypadku jest mało prawdopodobne, żeby spełnił się koszmar z „Epitafium dla Wysockiego”: pobyt w ostatnim, ósmym kręgu piekieł, gdzie grozi zapomnienie.