Krakowski Oddział IPN i „Dziennik Polski” przypominają. Wymuszone porozumienie

Czytaj dalej
Fot. Fot. archiwum NAC
Łucja Marek, historyk, pracownik IPN, Oddział w Krakowie

Krakowski Oddział IPN i „Dziennik Polski” przypominają. Wymuszone porozumienie

Łucja Marek, historyk, pracownik IPN, Oddział w Krakowie

14 kwietnia 1950 r. Przedstawiciele rządu i episkopatu podpisują porozumienie regulujące funkcjonowanie Kościoła w Polsce. Był to pierwszy taki dokument w historii stosunków państw komunistycznych z Kościołem

Strona państwowa kierowała się głównie celami propagandowymi. Strona kościelna dążyła do modus vivendi z troski o ocalenie miejsca oraz roli religii i Kościoła w życiu narodu.

Władze komunistyczne stały na stanowisku, że konkordat zawarty w 1925 r. pomiędzy Rzeczpospolitą Polską a Stolicą Apostolską przestał obowiązywać. Dnia 12 września 1945 r. uchwalono, że został on jednostronnie zerwany przez Stolicę Apostolska wskutek nominacji personalnych z okresu okupacji, sprzecznych z postanowieniami ugody przedwojennej. Watykan odrzucił ten zarzut, wskazując na tymczasowość decyzji podjętych w stanie wyższej wojennej konieczności. Uznając konkordat za nieobowiązujący, a de facto wypowiadając go, władze komunistyczne zwolniły się z obowiązku przestrzegania i respektowania norm oraz zasad regulowanych umową państwowo-kościelną. Otworzyło to drogę do zaostrzania polityki wobec Kościoła, w celu podporządkowania jego struktur państwu, ograniczenia wpływu na młodzież, wyeliminowania religii z życia społecznego.

Komisja Mieszana

Po 1947 r., po sfałszowanych wyborach i rozprawie z większymi strukturami podziemia niepodległościowego, przyszedł czas na walkę z przeciwnikiem ideologicznym, cieszącym się największym autorytetem społecznym. Mając na względzie silną pozycję Kościoła, stosowano różne metody, w tym represyjne regulacje prawne, celem podważenia i ograniczenia jego miejsca w życiu narodu. Antykościelne działania zintensyfikowano w 1949 r. Jednostronne regulowanie stosunków wyznaniowych przez władze uświadomiło części biskupów, że bez zawarcia porozumienia trudno będzie zapobiec dalszym represjom. Inicjatywa powołania wspólnej komisji wyszła od sekretarza episkopatu w 1948 r., ale wówczas nie spotkała się z zainteresowaniem władz. Dopiero pod koniec lipca 1949 r. Władysław Wolski, minister administracji publicznej, wręczając dekret o ochronie wolności sumienia i wyznania wyraził przed bp. Choromańskim wolę rozmów zmierzających do uregulowania wzajemnych stosunków. Kierowano się względami propagandowymi, z uwagi na społeczną pozycję Kościoła.

Ze strony rządu członkami gremium, które otrzymało nazwę Komisja Mieszana, zostali: Władysław Wolski - minister administracji publicznej, kierujący polityką wobec Kościoła; Edward Ochab - wiceminister obrony narodowej, zaufany Bieruta i Stalina, oraz Franciszek Mazur - poseł na Sejm Ustawodawczy, członek Biura Politycznego KC PZPR. Episkopat reprezentowali: bp Zygmunt Choromański - sekretarz episkopatu, stały negocjator z rządem, z największym doświadczeniem w pertraktacjach; bp Tadeusz Zakrzewski - ordynariusz diecezji płockiej, reprezentant części episkopatu podchodzącej z rezerwą do porozumienia i bp Michała Klepacz - ordynariusz diecezji łódzkiej, człowiek kompromisu. Pierwsze spotkanie Komisji odbyło się 5 sierpnia 1949 r. Prace nad porozumieniem trwały osiem miesięcy, od samego początku były trudności w wypracowaniu wspólnego stanowiska. Władze łamały opór biskupów kolejnymi restrykcyjnymi aktami prawnymi.

Modus vivendi

Podpisane 14 kwietnia 1950 r. porozumienie składało się z dziewiętnastu punktów, dziewięciu odnoszących się do deklaracji Kościoła i dziesięciu dotyczących zobowiązań państwa. Episkopat zadeklarował m.in., że wezwie duchowieństwo, aby nauczało wiernych „poszanowania prawa i władzy państwowej”, „wzmożonej pracy nad odbudową kraju i nad podniesieniem dobrobytu Narodu”, zwróci się do Stolicy Apostolskiej o ustanowienie stałych biskupstw, przeciwstawi się „antypolskim i rewizjonistycznym wystąpieniom części kleru niemieckiego”, „nadużywaniu uczuć religijnych w celach antypaństwowych”, będzie karać duchownych zaangażowanych w podziemie niepodległościowe, działać na rzecz „utrwalenia pokoju”. Z punktu widzenia Kościoła najistotniejszy był zapis potwierdzający, że „Papież jest miarodajnym i najwyższym autorytetem Kościoła” w kwestii spraw wiary, moralności i jurysdykcji kościelnej, w innych natomiast sprawach episkopat kieruje się polską racją stanu.

Rząd zagwarantował nauczanie religii w szkołach i swobodę praktyk religijnych uczniów, działalność szkół katolickich (o ile będą „lojalnie wykonywały zarządzenia i wypełniały program ustalony przez władze państwowe”), funkcjonowanie KUL, duszpasterstwo w wojsku, więziennictwie i szpitalach, swobodę działań zakonów i zgromadzeń. Szereg wymienionych w tej części praw przysługujących Kościołowi (np. prasa, stowarzyszenia, działalność charytatywna, kult publiczny) zostało opatrzonych dopowiedzeniami: „w ramach obowiązujących przepisów”, „będą uzgodnione z władzami”, co w dalszej perspektywie ograniczało możliwość działalności. Pod porozumieniem podpisy złożyli członkowie Komisji Mieszanej.

Rząd zagwarantował nauczanie religii w szkołach i swobodę praktyk religijnych uczniów i działalność szkół katolickich

Akt odwagi i odpowiedzialności

Ugoda z komunistami wywołała zdziwienie, czy wręcz oburzenie papieża Piusa XII, który prowadził jawnie antykomunistyczną politykę. Raczej nie zaskoczenie, gdyż Stolica Apostolska była informowana na bieżąco, o tym co dzieje się w Polsce, za pośrednictwem kard. Sapiehy przebywającego w tym czasie w Rzymie. Watykański sekretarz Stanu monsignore Domenici Tardini, podobnie jak wiele osób, uważał, że Kościół w Polsce poszedł na zbyt daleko idące ustępstwa. Ponoć na wieść o porozumieniu biegał po sekretariacie, trzymając się za głowę. Episkopat też nie był jednomyślny co do porozumienia z władzami komunistycznymi, wybrzmiewającego propagandowym językiem. Prymas zdecydował się na ten krok, mimo krytyki, z rozsądku, odwagi i odpowiedzialności. Uważał za konieczność zawarcie umowy, która pozwoli na swobodniejsze działanie Kościołowi w tych warunkach.

Dziesięć lat później wątek porozumienia powrócił w trakcie długiej czterogodzinnej rozmowy z Władysławem Gomułką. W streszczeniu tego dialogu prymas zapisał: „Mieliśmy wiele odwagi, aby pierwsi szukać wyjścia z nowej sytuacji: katolicyzm i komunizm. Był to dowód wielkiej odwagi Episkopatu, a ściślej rzecz biorąc - mojej, gdyż od strony Kościoła w Polsce ja wziąłem odpowiedzialność za Porozumienie. Znaczenie jego obroniłem w Watykanie. Później przyszła z pomocą rozprawa hiszpańskiego doktoranta, który napisał rozprawę o Porozumieniu po hiszpańsku i dowiódł, że Por[ozumienie] nie było contra legem [łac. niezgodne z prawem]. Zresztą, czas pokazał jego znaczenie. Dziś żadnych wątpliwości w Watykanie nie podnosi się na temat faktu Porozumienia”.

„…trzeba zyskać czas…”

Porozumienie nie uchroniło Kościoła katolickiego od dalszych represji, mimo, że obok zobowiązań, traktowało też o należnych prawach. Jakkolwiek oddaliło ono w czasie część działań planowanych przez władze w ramach polityki wyznaniowej, to wykorzystywane było dla szykanowania duchownych i wysuwania wobec hierarchii kościelnej kolejnych żądań, aż po roszczeń, których strona kościelna nie mogła zaakceptować. Ich symbolem stał się dekret z 9 lutego 1953 r. o obsadzaniu duchownych stanowisk kościelnych, który sankcjonował dążenie komunistów do kontroli kościelnej polityki personalnej i wpływania na sprawy ustrojowe. Akt ten zagrażał suwerenności i niezależności Kościoła i choć był sprzeczny z porozumieniem z 1950 r., to veto wobec niego stało się przyczyną internowania prymasa. Aresztowanie głowy Kościoła katolickiego w Polsce we wrześniu 1953 r. zakończyło krótki okres obowiązywania porozumienia. Okazało się, że choć Kościół wykazał się dobrą wolą żeby ratować to, co jest jeszcze do uratowania, to nie ma dobrej woli ze strony władzy, więc nie ma możliwości trwałego porozumienia.

Kardynał Wyszyński miał świadomość pozorowanego przez władze kompromisu, ale dzięki niemu zyskał czas na przygotowanie do kolejnego starcia. Uzyskał konkretne regulacje i zobowiązania, do których Kościół się odwoływał. Po internowaniu, w odosobnienia, z dala od natłoku spraw, rozważał zasadność tego porozumienia i doszedł do wniosku, że było niezbędne. W Pro memoria zapisał: „[…] cały rozwój przemian społecznych może doprowadzić do konfliktu: chrześcijaństwo-bezbożnictwo. By jednak ten konflikt nie zastał nas nie przygotowanych, trzeba zyskać czas, by wzmocnić siły do obrony Bożych pozycji. […] Wydało mi się, że ułożenie kilku punktów tego modus vivendi jest możliwe i niezbędne, jeśli Kościół nie ma stanąć w obliczu nowego - może przyśpieszonego i drastycznego w formach - wyniszczenia”.

Łucja Marek, historyk, pracownik IPN, Oddział w Krakowie

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.