70 lat temu, 3 sierpnia 1954 r., władze zlikwidowały ponad trzysta żeńskich domów zakonnych na Ziemiach Zachodnich. Wysiedlone siostry uwięziono w zajętych wcześniej obiektach klasztornych, zamienionych na obozy pracy przymusowej
Operacji likwidacji placówek zakonnych i komasacji sióstr nadano kryptonim „X-2”. Akcja objęła teren województw: opolskiego, wrocławskiego i katowickiego (wówczas stalinogrodzkiego). Jednego dnia wysiedlono około 1300 sióstr należących do dziesięciu wspólnot zakonnych, fałszywie oskarżając je o tzw. rewizjonizm niemiecki, czyli proniemieckie sympatie. Decyzję w tej sprawie podpisał premier Józef Cyrankiewicz, dając podstawę formalną temu bezprawiu. Siostrom nie przysługiwało żadne odwołanie. Protesty przełożonych zakonnych i biskupów nie odniosły skutku. Akcja „X-2” była kolejną – po serii pokazowych procesów duchownych i internowaniu prymasa Stefana Wyszyńskiego – akcją represyjną wymierzoną w Kościół katolicki.
Wygnanie
Przygotowania do wysiedlenia i komasacji sióstr objęto ścisłą tajemnicą. Akcja była zsynchronizowana. Przeprowadzono ją tego samego dnia, 3 sierpnia 1954 r., z zaskoczenia, niemal równocześnie we wszystkich wyznaczonych miejscach. Pomiędzy godz. 4.00 a 6.00 do placówek zakonnych wtargnęły tzw. trójki likwidacyjne – lokalny sekretarz Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, przewodniczący prezydium Powiatowej Rady Narodowej i szef powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa – oraz towarzyszące im osoby. Stwarzano pozory, że akcja prowadzona jest za zgodą władz kościelnych. Pod wpływem nacisków, na likwidację żeńskich domów zakonnych zgodzili się wikariusze kapitulni administratur apostolskich we Wrocławiu – ks. Kazimierz Lagosz, i w Opolu – ks. Emil Kobierzycki (z jego upoważnienia podpis złożył wikariusz generalny ks. Michał Banach). Warto dodać, że wymienieni wikariusze sprawowali kościelne urzędy z namaszczenia władz państwowych, w miejsce usuniętych prawowitych rządców.
Z chwilą wkroczenia „likwidatorów” siostry zakonne zostały internowane. Zakazano im opuszczać budynek, używać telefonu, kontaktować się z kimkolwiek z zewnątrz. Jednocześnie dano im od kilku do kilkunastu godzin na spakowanie rzeczy. Dobytek sióstr pośpiesznie rzucano na wozy i podstawione ciężarówki. Akcję zabezpieczali funkcjonariusze UB i MO. W jej trakcie dochodziło do nadużyć i brutalnego zachowania. Elżbietanka
s. Eugenia Żurek, świadek likwidacji domu zakonnego w Jeleniej Górze, wspominała: „Z tego okresu najbardziej bolesnym, niezapomnianym faktem, który pamiętam do dnia dzisiejszego, jest nakaz likwidowania kaplicy. Ksiądz proboszcz zabrał monstrancję, Pana Jezusa, a my ze świecami w ręku mogłyśmy go odprowadzić tylko do drzwi. Dla prawdziwego katolika, a tym bardziej siostry zakonnej, jest to straszny ból, tego się nie da zapomnieć. Potem wtargnęło do kaplicy około trzydziestu mężczyzn i w brutalny sposób likwidowali kaplicę przez natychmiastowe rozbieranie i wynoszenie ołtarza, ławek, aby nie było oznak, że w tym miejscu była kaplica”.
Ciche „rewizjonistki”
W trakcie operacji ukrywano przed społeczeństwem cel akcji. Obawiano się, że ludność będzie bronić sióstr i stawiać czynny opór (w niektórych miejscach dochodziło do protestów). Akcja dotyczyła bowiem zakonnic, które służyły miejscowym, nie tylko chorym i potrzebującym. Dla zakamuflowania działań w tym samym czasie organizowano dostawę zboża. Furmanki ze zbożem miały odwrócił uwagę od wozów i ciężarówek z dobytkiem usuwanych sióstr.
„Likwidatorzy” z Opolszczyzny relacjonowali: „Należy podkreślić, że całość akcji przeprowadzono dobrze i w określonym czasie, w większości wypadków przez dłuższy czas ludność nie wiedziała o przesiedlaniu zakonnic, np. w Kotorzu Wielkim w czasie przesiedlenia zakonnic organizowano masową dostawę zboża. Furmanki zbierały się 20 m od punktu i nikt nie zauważył pakowania na placówce. Ogólnie ludność była zaskoczona akcją”.
Zanotowano też ironiczny komentarz księdza z miejscowości Bierdzany. Miał on powiedzieć: „Dziś uroczyście ze wsi odstawia się zboże i równie uroczyście wywozi się siostry”.
Najpierw zakonnice przewieziono do tzw. ośrodków przejściowych, a stamtąd do docelowych miejsc odosobnienia. Wieziono je w samochodach i autobusach, na których widniała tabliczka z napisem „Wycieczka”. Niektóre nie wiedziały, dokąd jadą. Pojawiła się nawet myśl, że do Rosji. Transport odbywał się mało uczęszczanymi drogami, by uniknąć zainteresowania osób postronnych. W tymczasowych miejscach koncentracji siostry witano wystawnym poczęstunkiem. Był to element propagandy, obraz wpisujący się w narrację o walce nie z Kościołem i religią, lecz z postawą antypaństwową, z „rewizjonizmem niemieckim”. W obozie przejściowym we Wrocławiu Karłowicach wydarzenie to filmowano i fotografowano, opatrując je odpowiednim komentarzem. Dodajmy, że zarzut „rewizjonizmu” formułowano przede wszystkim wobec sióstr autochtonek posługujących się językiem niemieckim, niemniej w grupie represjonowanych znalazły się też siostry, które przybyły na te tereny po wojnie z Kresów Wschodnich. Wobec nich zarzut ten brzmiał absurdalnie.
Komasacja
Ponad tysiąc sióstr z sześciu zgromadzeń – służebniczki śląskie, franciszkanki od Chrześcijańskiej Miłości, franciszkanki Maryi Nieustającej Pomocy, służebnice Najświętszego Serca Jezusa, siostry Maryi Niepokalanej, elżbietanki – umieszczono w ośmiu obozach pracy utworzonych w klasztorach na terenie województw: krakowskiego – w Staniątkach (dwa obozy), Stadnikach i Wieliczce; poznańskiego – w Otorowie, Gostyniu i Kobylinie; oraz bydgoskiego – w Dębowej Łące. Drugą grupę zakonnic, około 240-250 sióstr, przesiedlono do ich własnych centralnych domów wspólnotowych. Siostry de Notre Dame skomasowano w domu prowincjalnym w Opolu, franciszkanki szpitalne w Ołdrzychowicach Kłodzkich, jadwiżanki we Wrocławiu i Katowicach, a boromeuszki w domu generalnym w Trzebnicy.
Ofiarami akcji „X-2” byli też zakonnicy i zakonnice zamieszkujący obiekty, które posłużyły za miejsca komasacji. Kilka dni wcześniej, między 27 lipca a 2 sierpnia 1954 r., przejęto te budynki, wysiedlając prawowitych dysponentów – księży sercanów ze Stadnik, filipinów z Gostynia, reformatów z Wieliczki, franciszkanów z Kobylina, siostry benedyktynki ze Staniątek, urszulanki Serca Jezusa Konającego z Otorowa, siostry pasterki z Dębowej Łąki i służebniczki starowiejskie ze Staniątek. Łącznie w ramach akcji „X-2” represjonowano blisko 1550 osób, w tym około 1430 zakonnic. Skonfiskowano ponad 320 domów prowadzonych przez zakonnice, w większości przeznaczając je na obiekty użyteczności publicznej. Najwięcej sióstr usunięto z województwa opolskiego – około połowę wszystkich zakonnic mieszkających na tym terenie. Najmocniej internowanie dotknęło służebniczki śląskie, w obozach znalazło się ponad 60 procent sióstr tego zgromadzenia. Drugą co do wielkości grupą internowanych były elżbietanki, rzekomo najbardziej nastawione proniemiecko.
Produktywizacja
Siostry objęte akcją „X-2” pozbawiono możliwości realizowania celów powołania. Przebywały w warunkach więziennych. Nie mogły bez specjalnej przepustki opuszczać terenu klasztoru. Zmagały się też z ciężkimi warunkami socjalno-bytowymi. Ponadto zostały zmuszone do robót niezgodnych z ich charyzmatem.
W zamyśle władz ośrodki, w których skomasowano siostry, miały być samodzielnymi obiektami utrzymywanymi przez pracujące tam zakonnice. Rzekomo „bezproduktywne” siostry miały stać się pożyteczne dla społeczeństwa. W ramach tej „produktywizacji” w miejscach odosobnienia tworzono szwalnie pod patronatem lokalnych spółdzielni odzieżowo-włókienniczych, w których zakonnice wykorzystywane były jako tania siła robocza pracująca dla państwa. Szyły bieliznę, płaszcze, koszule, ubranka dla dzieci, fartuchy, patki mundurowe PKP, pościele, zajmowały się hafciarstwem itp. Siostra Eugenia Żurek, osadzona w Gostyniu, wspominała: „W sali tej [szwalni] umieszczono rzędami maszyny do szycia, było ich około 54. Kazano nam zszywać skrojone kawałki materiałów, przywiezione z zewnątrz. Prace wykonywałyśmy taśmowo. Pamiętam, że najwięcej szyłyśmy piżam, a ja konkretnie przyszywałam kieszenie i paski do piżam. Szyjąc, modliłyśmy się, również za tych, którzy będą je nosić oraz za tych, za których przyczyną znalazłyśmy się w tym odosobnieniu”.
Funkcjonariusze bezpieki przeprowadzali rozmowy z internowanymi siostrami, proponując im opuszczenie zakonu lub współpracę. Chodziło o osłabienie i dezintegrację wspólnoty. Takie propozycje kierowano zwłaszcza wobec nowicjuszek. Zakonnice z pokorą przyjmowały upokorzenia i cierpienia. Jedna z internowanych wspominała: „Osoby przygodne i te, które pilnowały sióstr, nie mogły wyjść z podziwu, jak można być tak radosnym w tak dużym skupisku osób w różnym wieku, od najmłodszych postulantek po najstarszych wiekiem. Ta szczególna radość i pogoda ducha, życzliwość i wyrozumiałość wzajemna wynikała ze specjalnej opieki Bożej i Matki Świętogórskiej. Tutaj wówczas młodsze siostry mówiły z głębokim przekonaniem, że pod względem duchowym przeżywają i odbywają drugi nowicjat”.
Uwolnienie – postulat prymasa
Przetrzymywanym w obozach pracy zakonnicom nigdy nie postawiono oficjalnych zarzutów. Kres ich gehennie położyły popaździernikowe zmiany społeczno-polityczne w 1956 r. Prymas Wyszyński uzależnił swoje zwolnienie z internowania od przywrócenia wolności zakonnicom. Większość sióstr opuściła obozy pracy w grudniu 1956 r. oraz styczniu i lutym roku następnego. Po uwolnieniu tylko nieliczne siostry powróciły do domów, z których zostały wysiedlone. Skonfiskowane przez władze obiekty służyły już innym celom. Zainicjowana w okresie stalinizmu akcja likwidacji domów zakonnych i komasacji sióstr została zarzucona, ale polityka usuwania sióstr z życia społecznego była kontynuowana.