Kroniki zwykłego człowieka. Synod strachu
Kilka dni temu episkopat przedstawił krajową syntezę diecezjalnych raportów synodalnych. Nie ma tam fajerwerków, ale też trudno było się ich spodziewać, obserwując to, co znalazło się w dokumentach opublikowanych przez większość polskich diecezji.
Skoro bowiem w ramach synodu w Polsce zapytano, czego oczekujemy od Kościoła (czytaj księży) albo co się nam nie podoba w parafiach (czytaj w księżach), dostaliśmy odpowiedzi, w których wierni świeccy mówią o… księżach. Nie ma się zatem co dziwić, że nie pojawiły się tam bardziej ambitne postulaty niż te w rodzaju „księża mają mówić krótsze kazania”, a Kościół jawi się przez pryzmat opozycji księża vs świeccy.
Zresztą i tak dobrze, że jacyś ludzie włączyli się w prace synodu, bo jak nie wprost stwierdzają we wstępie autorzy krajowej syntezy, liczba osób, która zaangażowała się w to przedsięwzięcie w Polsce, mówiąc kolokwialnie, nie poraża. Wystarczy powiedzieć, że we Francji, która przecież nijak się ma do naszego kraju, prawdziwej ostoi światowego chrześcijaństwa (ironia), w synod zaangażowało się więcej uczestników.
Co więcej, wśród głosów synodalnych nad Wisłą trudno usłyszeć głosy ludzi spoza Kościoła albo tych, którzy znajdują się na jego peryferiach. Ale znów, jak piszą sami autorzy syntezy, skoro nawet wierni nie mieli przekonania, że ktokolwiek weźmie ich głos na poważnie, to angażowanie się w synod nie miało większego sensu. Z tej perspektywy osobom, które podjęły się tego trudu, należy się spore uznanie. Choć pewnie znajdą się i tacy, dla których synod jest ukartowany przez papieża Franciszka, efekty są znane zawczasu, a świeccy uczestniczący w tej hucpie biorą udział w zdradzie Kościoła.
Jakkolwiek by nie patrzeć, dominującą emocją wokół synodu w Polsce był lęk. Lęk wiernych, że synod nie ma sensu. Lęk księży, że synod jest po to, aby ich oceniać. Lęk biskupów, że synod ujawni skalę niezadowolenia wiernych z działań kościelnej hierarchii. Wreszcie lęk niektórych środowisk tradycyjnych, że synod to wręcz szatańskie narzędzie do wprowadzania modernistycznych fanaberii do Kościoła, tak jak ma to miejsce w przypadku niemieckiej drogi synodalnej.
Nie ukrywam, że bardzo mnie to martwi, bo współcześnie źródeł lęku jest tak wiele, że trzeba szukać nadziei. Tak widzę orędzie Jezusa, który często mówił do swoich uczniów „Nie lękajcie się”. Tak postrzegam też zadanie Kościoła, przypomniane w tych samych słowach przez Jana Pawła II. Piszę o tym także dlatego, że w jakimś sensie marnujemy tę niedoskonałą, ale jednak szansę na rozmowę, która może przełamać lęk. Szansę, aby zrozumieć, dlaczego ludzie odchodzący z Kościoła mówią dziś, że Bóg przestał ich interesować.
Wspominam o tym lęku z jeszcze jednego powodu. W listopadzie ubiegłego roku pisałem tu, aby metropolita krakowski nie bał się otworzyć na synodalne głosy. W momencie, w którym piszę te słowa, krakowska synteza diecezjalna wciąż pozostaje niejawna, nawet pomimo faktu, że znamy już podsumowanie na poziomie krajowym. Choć, tak jak napisałem, nie spodziewam się fajerwerków w tym dokumencie, chciałbym go poznać i zobaczyć, co powiedzieli moi Bracia i Siostry w diecezji. Dlatego, używając dokładnie tych samych słów, odważę się zawołać: Czcigodny Księże Arcybiskupie! Drogi Bracie! Marku! Nie lękaj się i podziel się z Kościołem wynikami prac synodu.