Krwawe były zapusty 1846. Chłopi rabowali majątki oraz zabijali panów
Właścicielowi dworu w Ropie połamali nogi i ręce, a w gardło sypali mu pokruszone szkło. Przy dworze Skrzyńskich chłopów powstrzymał dopiero proboszcz z Najświętszym Sakramentem.
,,Nadjechał wóz z ciałami zabitych. Masa chłopstwa konwojowała go z tyłu i z przodu, a po lewej stronie jechał na koniu chłop, którego obraz do dziś zachowałem w pamięci. Pysk okrągły i duży, włosy rude długie spadające na ramiona, trzymał w jednej ręce dubeltówkę, w drugiej pałasz, z rabunku pochodzące, rycząc jakby zwierz: ,,My cesarza będziemy od Polaków bronić” - wspominał po latach wystąpienia chłopskie w 1846 r. syn ówczesnego właściciela Kwiatonowic Tadeusz Nejmanowski.
Wiara w dobrego Cesarza
Rok 1846 w szczególny sposób zapisał się w polskich dziejach. Był czasem wielkich nadziei, związanych z przygotowywanym od kilkunastu lat powstaniem narodowym, a okazał się rokiem wielkiej narodowej tragedii. Chłopi, którzy w opinii przygotowujących powstanie mieli je wspomóc, zachowali się biernie, a na ziemi tarnowskiej, czy też gorlickiej wręcz wrogo.
Zbyt późne i sporadyczne próby ich pozyskania do przygotowania powstania nie mogły skłonić chłopów do zapomnienia antagonizmów, urazów i krzywd doznawanych od ,,panów”. Powszechnie wierzyli w przychylność cesarza z Wiednia, podejrzewając, że ,,pańskie powstanie” występujące przeciw władzy będzie skierowane także przeciw interesom wsi. Przekonanie takie starali się umacniać terenowi urzędnicy austriaccy, którzy rozsiewali plotki, że panowie knują na zgubę chłopów, których będą „wyrzynać”.
- Na kilka dni przed rabunkiem w Łużnej lud był bardzo niespokojny - pisał w księdze pamiątkowej ks. Antoni Załuski - trwożony ciągle pogłoskami, że rżną, lecz kto kogo zarzynał, nie wiedział, domyślał się tylko, że szlachta i panowie chłopów, jak to w niego wmawiano.
Jawnym podżeganiem do rozprawienia się z dworami była obietnica starosty Josepha Breinla z 18 lutego 1846 r., który na zebraniu wójtów i najbardziej radykalnych przedstawicieli chłopstwa obiecał rychłą poprawę ich sytuacji i polecił im, aby rozbrajali powstańców i odsyłali ich żywych lub martwych do siedziby cyrkułu. Taka postawa urzędników z widoczną słabością prób powstańczych budziła nadzieje wsi na możliwość rozprawienia się z dworami oraz skuteczne dochodzenie swych racji i pretensji drogą pozasądową. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Już 20 lutego 1846 r. na ziemi gorlickiej, należącej wówczas do cyrkułu jasielskiego chłopi rozpoczęli masowe zbrojne najścia na dwory.
Pierwsza była Binarowa
Wystąpienia chłopskie na ziemi gorlickiej rozpoczęły się w Binarowej - wsi gdzie nie było dworu. Jak podaje ks. Stefan Dembiński :- Józef Matela chłop binarowski, chodził z wieczora 20 lutego 1846 r. ze swoim szwagrem wójtem Tomaszem Polakiem, od chałupy do chałupy wyganiając każdego pod wielką odpowiedzialnością, bo 10 kijów i 10 reńskich, do Szerzyn dla pojmania panów, którzy lud tamtejszy wyrzynać już poczęli. Udało się bezbożnemu Mateli do tego stopnia lud zbałamucić - pisze Dembiński - że się prawie cała wieś zgromadziła, której się on na herszta i przywódcę narzucił i poprowadził lud zgromadzony do Szerzyn, gdzie dwór do szczętu zrabowali, zburzyli, sprzęty połamali, spiżarnie i piwnice zrabowali, a komisarza dóbr i sędziego powiązali i ludziom tak oddali z nakazem, aby ich do cyrkułu do Jasła odstawili.
Na pamiątkę ocalenia dworu w Zagórzanach postawiono kapliczkę Nepomucena
Również tego dnia do Kwiatonowic przybyła banda około 2000 chłopstwa z sąsiednich wsi i rozlokowała się na dziedzińcu kwiatonowickiego dworu. Właściciel dworu Antoni Nejmanowski miał dużo szczęścia, jako ,,dobry pan” ocalił życie i został tylko związany i odstawiony do Biecza, a następnie do Jasła.
- Po drodze - pisze we wspomnieniach Tadeusz Nejmanowski - chłopi nabierając coraz więcej fantazji, zaczęli młócić go cepami, a ocalał, jedynie oddając się w opiekę wójta ze Strzeszyna i robiąc go odpowiedzialnym za wszystko.
Mniej szczęścia miał Leon Wojnarowicz syn właścicielki dworu w Brzanie, który wrócił z Paryża w przededniu wystąpień chłopskich. Jego chłopi ,,rozebrawszy do koszuli katowali tak, iż mu ręce i nogi połamali, po czym go na śnieg omdlałego porzucili. (...) Dowiedziawszy się, że żyje, sypali mu w gardło szkło tłuczone, w końcu mu głowę o kamień roztrzaskali”.
Nie ujrzysz dziedzica
W czasie zapustów 1846 r. chłopi mordowali i obrabowywali nie tylko znienawidzonych panów, ale i leśniczych, pisarzy gminnych, ekonomów, rządców, karbowych, guwernerów i innych oficjalistów w służbie dworskiej. W Bobowej bandy chłopskie napadły na plebanię i zamordowały mandatariusza Sadowskiego: - Wywleczony z izby został w okropny sposób, zamordowany, po czym cała zgraja końmi po ciele jego przyjechała, tak, że kupka zeń tylko została błota - pisał w swojej kronice ks. Dembiński.
22 lutego 1846 r. rano chłopi uzbrojeni we flinty, pałki, cepy, kosy, drągi, jedni pieszo, drudzy konno dotarli do Łużnej i skierowali się do dworu Tadeusza Skrzyńskiego. Dalsze wypadki poznajemy z relacji miejscowego proboszcza Antoniego Załuskiego. Mieszkańcy dworu wraz z dziećmi i najbardziej kosztownymi rzeczami schronili się przed chłopami na plebanii. Na skutek napływających wiadomości, że i na plebanię chłopi przyjdą i ,,będą rżnąć panów” zebrana szlachta schroniła się u leśniczego Wawrzyńca Salwy, mieszkającego przy granicy z Moszczenicą. Niestety jeszcze tej samej nocy chłopi pod przywództwem Jana Tarscy pochwycili zebraną tam szlachtę. Zbitych i powiązanych ,,panów” uwięzili w Karczmie. Nie pomógł nawet autorytet księdza, który osobiście interweniował, by uwolnić szlachtę i urzędników dworskich i zostali oni odstawieni do cyrkułu w Jaśle i uwięzieni.
- Chłopi, gdy powrócili - pisze w księdze pamiątkowej ks. Antoni Załuski - opowiadali, że już koniec dla wszystkich panów, jak ucha swego nie widzisz, tak nie ujrzysz ani dziedzica więcej, ani jego oficjalistów i roznosili, że wszystkich w Jaśle stracą, co chłopi nie pozabijali.
Tej samej nocy, co aresztowano służbę dworską w Łużnej, chłopi z tej wsi napadli na dwór w Mszance, jednak ten mając kilku strażników akcyzowych, ostrzeliwał się i napastnicy nic zdziałać nie mogli. Wielu z ranami powracało - pisał proboszcz z Łużnej.
W Ropie chłopów uraczono wódką i muzyką, unikając zamieszek i rabunków
Dużo szczęścia miał zamek w Zagórzanach. Czerń chłopska po splądrowaniu dworu w Łużnej skierowała się na dwór Tadeusza Skrzyńskiego. Tylko przytomność zagórzańskiego proboszcza, który stanął naprzeciwko wzburzonego chłopstwa z Przenajświętszym Sakramentem, zapobiegła zniszczeniu dworu. W miejscu, gdzie to się stało, stoi obecnie przy drodze kapliczka św. Jana Nepomucena.
Antidotum była zabawa
W 1846 r., były też wsie, które nie tylko broniły się przed bandami chłopskimi, ale też chroniły swoich dziedziców i ich dobytku. Do nich należy Ropa. Straż wiejską organizował tu wójt Jan Siuta, organista Piotr Drzygiewicz i chłop Sebastian Kusiak.
- Po naradzie - pisze ks. Jan Kopystyński - chłopi się podzielili: jedni stanęli na warcie przy dworze, drudzy przy kościele i plebanii, a inni chodzili wypatrywać na wszystkie strony, czy napaść się nie zbliża. Przyjechał poseł od Korygi, by namawiać, aby dwór rabować, a ludzi w surduty ubranych bić, wiązać i do cyrkułu odstawić. Namowy nie odniosły skutku, a wójt Jan Siuta po naradzie z księdzem ,,kazał tego szatańskiego posła aresztować i pod wartą za granice wsi wygnać”.
- Przez poniedziałek i wtorek grała muzyka w karczmie koło dworu - pisze dalej proboszcz - lud się zabawiał zwyczajnie, jak w zapusty. Ja po całych dniach i nocach rozmawiałem z chłopami, aby głupstwa ni grzechu nie zrobili; wójt Siuta stał przy chłopach koło karczmy, a Kusiak w karczmie zachęcał lud do zabawy, aby nie miał czasu pomyśleć o rabunku. W Popielec stała wieś Ropa czysta bez grzechu. Każdy chłop spokojny był w sumieniu, a sypiąc im na głowy poświęcony popiół, błogosławiłem im za ich rozum i wytrwanie w cnocie - konkludował ks. Jan Kopystyński.