Krzysztof Ś. chciał być gliniarzem, a stał się handlarzem kobiet i oszustem

Czytaj dalej
Fot. Artur Drożdżak
Artur Drożdżak

Krzysztof Ś. chciał być gliniarzem, a stał się handlarzem kobiet i oszustem

Artur Drożdżak

Krzysztof Ś. uwielbiał filmy o stróżach prawa, którzy łapią złych ludzi. Dlatego zgłosił się do pracy w policji i zdał egzaminy. Potem zmienił zdanie i wybrał drogę przestępcy. Właśnie został skazany za oszustwa na dużą skalę.

Wysoki, szczupły z fantazyjną fryzurą, technik żywienia, dwójka dzieci - to krótka charakterystyka tego 34-latka. W 2012 r. zaczął realizować swoje marzenie o pracy w policji i zdał test teoretyczny, część testu praktycznego, potem jednak nie dokończył procedury rekrutacji, bo pochłonęły go inne sprawy. Jakie? Konkretnie to uwikłał się w kryminalną historię z czerpaniem korzyści z nierządu i handlem kobietami.

Jego kumpel Grzegorz Ch. pracował od lat w Niemczech przy budowach. Mieszkali razem w mieście Zulpich i snuli plany lepszego zarobku. Dlatego nadstawili uszu, gdy znany im Nico pod koniec 2011 r. rzucił propozycję, by obaj Polacy sprowadzali do Niemiec dziewczyny do agencji towarzyskich.

Potrzebne dziewczyny

- Panowie, jest zima, martwy sezon w budowlance, więc gdy znajdziecie dziewczyny, to będzie dodatkowa kasa - nie krył Turek.

Polacy wiedzieli, że Nico, czyli Nicolas D. ma kontakty w pornobiznesie. Kręciły się koło niego atrakcyjne panny, podjeżdżały auta z zaciemnionymi szybami, a Turek chwalił się, że zna wpływowe osoby z tego środowiska. Polakom zaproponował po 3 tys. euro za każdą dziewczynę. Zgodzili się. W tamtym czasie Krzysztof Ś. przez internet poznał Agnieszkę G. i przyjechał do niej do Polski, zamieszkali pod Krakowem. Początkowo nie była chętna, by pomagać Krzyśkowi w wyszukiwaniu dziewczyn do pracy w Niemczech, ale z czasem zmieniła zdanie.

Przypomniała sobie o znajomej spod Olkusza i jej kuzynce. Z Krzyśkiem pojechała do nich złożyć atrakcyjną propozycję. Skorzystały z oferty, bo w ich domu brakowało pieniędzy. Były bez zawodu, doświadczenia, nie znały języków, ale gdy chce się tańczyć na rurze, takie umiejętności nie są potrzebne. Wystarczy młode, jędrne ciało i trochę aktorstwa. Dlatego Paulina i Dagmara się zgodziły.

- Nie musicie brać gotówki, wystarczą dokumenty i ubrania na 2-3 dni, bo wszystko dostaniecie na miejscu - przekonywał Krzysztof Ś. Gwarantował, że będą miały kontakt z rodziną i mogą wrócić w każdej chwili.

- Do was należy wybór oferty pracy, ale matce lepiej powiedzcie, że będziecie sprzątaczkami - nie kryli goście. Dziewczyny dopytywały się, ile będą mogły zarobić. Krzysztof Ś. wyliczył, że około 15-20 tys. zł miesięcznie. Oczywiście najwyższe dochody przyniesie zatrudnienie w charakterze prostytutki. Przemyślały propozycję i odpowiedziały, że najbardziej odpowiada im „zabawa na rurze” w roli tancerek erotycznych. Na miejscu nie było już tak różowo. Dziewczyny w Niemczech miały komórkę, ale bez roamingu, więc do domu się nie dodzwoniły. Dobrowolnie oddały dokumenty, ubrań żadnych nie otrzymały.

Trafiły do klubu Anubis i tam dowiedziały się, że nici z tańca na rurze i jak chcą zarabiać, to jedynie jako prostytutki. Wystraszone próbowały interweniować u Krzysztofa Ś., ale bez efektu. Zaczęły więc zarabiać na płatnym seksie w kolejnym klubie Mata Hari w Bonn. Zarabiać to za dużo powiedziane, bo klienci płacili w recepcji, a nie bezpośrednio dziewczynom. Gotówkę zabierał Turek Nico. On zorganizował dla nich sesję zdjęciową w bieliźnie, zdjęcia trafiły na stronę internetową klubu. Dziewczyny od innych koleżanek dowiedziały się, że Krzysiek i Agnieszka sprzedali je Nico. Para zaprzeczała.

Trudny los

Gdy dziewczyny upomniały się o zarobki, usłyszały, że „są na minusie”. Potrącano im pieniądze za wyżywienie i dojazd do klientów. Z czasem drogi Dagmary i Pauliny się rozeszły. Pierwsza z nich trafiła do kilku kolejnych klubów. Pracowała jako prostytutka w Szwajcarii, Bułgarii i innych miastach w Niemczech. Doświadczyła przemocy, brutalności klientów i „pracodawców”.

Zdążyła jeszcze niemieckiej policji opowiedzieć o handlarzach ludźmi i sutenerach na czele z Nico. Z kolei Paulina krążyła między klubami Mata Hari i Anubis, w jednym poznała Annę, trzecią już dziewczynę spod Krakowa, którą Krzysiek i Agnieszka zwerbowali do pracy.

Paulina coraz częściej myślała o powrocie do kraju. Miała dość Nico i jego wspólników. Zmieniła zasady opłacania się sutenerom i teraz to ona dawała im gotówkę za „ochronę”. Po cichu odkładała pieniądze od klientów. Uciekła do Polski i tu wpadła na drobnych kradzieżach. I wtedy opowiedziała o swoim losie w Niemczech.

Krzysztof Ś. przyznał się do winy, ale twierdził, że nie miał świadomości, że uczestniczy w handlu ludźmi. Usłyszał wyrok krakowskiego sądu 4 lat i 2 miesięcy. Grzegorz Ch. dostał cztery i pół roku odsiadki, a Agnieszka G. 3 lata i 8 miesięcy. Zdaniem sądu działali z niskich pobudek, nagannych moralnie i z chęci zysku. Mieli niski poziom zorganizowania jako członkowie gangu i stawiali pierwsze kroki w tym biznesie. Na ich korzyść było to, że pokrzywdzone wiedziały, że będą prostytutkami.

Sąd Apelacyjny w Krakowie nieco obniżył im te wyroki, Krzysztofowi Ś. do 3 lat. Odsiedział karę i był grzeczny kilka lat. Został ponownie aresztowany w listopadzie 2018 r. na polecenie Prokuratury Rejonowej w Chrzanowie. Postawiono mu dwa zarzuty, czyli oszustwa na szkodę dwóch spółek z Warszawy i Wrocławia, które zajmowały się udzielaniem samochodów w leasing.

Przekręt z autami

Krzysztof Ś. jako prezes spółki z Trzebini podpisał umowę ze spółką ze stolicy na korzystanie z czterech samochodów BMW o wartości 885 tys. zł, od firmy z Wrocławia wziął dwa auta dostawcze Renault Traffic i znakowarkę laserową, wszystko warte 425 tys. Mimo zobowiązań przestał spłacać raty leasingowe, a potem odmówił zwrotu 6 pojazdów. Wyszło na jaw, że podał nieprawdę w dokumentach przedłożonych w imieniu spółki z Trzebini, której był prezesem zarządu. Twierdził, że jego firma jest w dobrej kondycji finansowej, odnotowała przychód 1 mln i zysk 123 tys. za 2015 r. i posiada majątek produkcyjny rzędu 230 tys. zł. Za 9 miesięcy 2016 r. mężczyzna deklarował przychód firmy na kwotę 900 tys. i 80 tys. dochodu. Zweryfikowano jego słowa w Urzędzie Skarbowym w Chrzanowie i okazało się, że za 2015 r. dochód firmy wyniósł 11 tys. zł, spółka ma zaległości finansowe i toczy się postępowanie egzekucyjne, w ZUS firma nie płaci składek za pracowników.

Krzysztof Ś. potwierdził, że pełnił tylko formalnie funkcję prezesa, bo znajomy z zakładu karnego poznał go z ludźmi, którzy zaoferowali mu tę funkcję i zobowiązali się do płacenia 2 tys. zł co miesiąc. Miał być tzw. słupem, a oni mieli robić swoje interesy. Zgodził się, nabył udziały w firmie i został jej szefem. Dlatego to jego podpisy widniały na umowach leasingu.

Przyznał się do oszustwa dopiero w trakcie piątego przesłuchania, ale nie był skory, by szczegółowo opisać rolę wspólników. Osobiście odebrał jedno z sześciu aut, ale co się z nimi dalej działo, nie ma pojęcia, bo wzięli je jego wspólnicy. Policji nie udało się odzyskać tych pojazdów i znakowarki laserowej.

Oskarżony Krzysztof Ś. przed krakowskim sądem odpowiadał za oszustwa na olbrzymią skalę i usłyszał już prawomocny wyrok skazujący. Zdaniem krakowskiego sądu rola oskarżonego Krzysztofa Ś. w tym oszustwie nie była wiodąca, ale jednak bardzo istotna

Zdaniem sądu rola Krzysztofa Ś. w oszustwie nie była wiodąca, ale istotna, bo jako prezes firmy manipulował pokrzywdzonymi i od początku wiedział, że nie ma zamiaru wywiązać się w umów leasingowych. Przedstawiał się jako prezes dobrze prosperującej spółki, mimo że faktycznie nie znał jej sytuacji finansowej.

Sąd nie przyjął, by oskarżony działał w recydywie, bo poprzedni prawomocny wyrok zapadł na Krzysztofa Ś. dopiero w 2017 r., czyli już po dacie czynów związanych z oszustwem.
Sąd Okręgowy w Krakowie skazał go teraz na 3 lata odsiadki i nakazał częściowo naprawić finansowe szkody w kwocie 650 tys. zł. W apelacji obrońca chciał obniżenia kary do półtora roku, ale Sąd Apelacyjny w Krakowie kary nie złagodził. Jest już prawomocna.

[polecane]21284695,22035311,21487797,22041893,22022097,22066153[/polecane]

Artur Drożdżak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.