Ks. Jacek Siepsiak SJ. Współwinna niewiedza
W czasie Powstania Warszawskiego hitlerowcy pędzili przed swoimi czołgami cywilów jako żywe tarcze. Gdyby wtedy powstańcy ogłosili, że ten rejon walk zamykają dla korespondentów wojennych, to zrodziłoby się uzasadnione podejrzenie, że żołnierze AK jednak zdecydowali się na strzelanie do tych tanków i jednocześnie do owych biednych, wykorzystywanych cywilów.
Ktoś chce chronić swoich, więc im nie mówi, jak załatwi ich problem. Ojciec (i mąż) nie chce, by rodzina wiedziała, jak zarabia na jej utrzymanie. Mafioso też nie mówi o swoich zależnościach i zleceniach. Owo „lepiej nie wiedzieć” bywa uzasadniane troską o bezpieczeństwo swoich, by ich nie torturowano. Częściej jednak chodzi o to, by nie czuli się współwinni „brudnej” roboty ich bliskiego. Niewiedza ma ich chronić przed wyrzutami sumienia. Mają zachować niewinność.
Ale czy to jest możliwe? Czy separowanie ich od wiedzy na temat metod używanych przez ich obrońców nie rodzi podejrzeń, że są one nie do zaakceptowania przez normalnych ludzi, przez ich sumienia? Gdy ktoś nie chce mi pokazać, jak działa, mam uzasadnione podejrzenie, że działa niecnie i jeśli godzę się na to, iż w moim interesie zachowuje się niemoralnie, to choć nie wiem, jak to dokładnie wygląda, to jednak jestem współwinny. I ludzie czują się odpowiedzialni za działania, które są przed nimi ukrywane, nawet wtedy, gdy są one ukrywane, by nie czuli się winni. A może zwłaszcza wtedy?
Na pewno zwłaszcza wtedy, gdy ludzie rezygnują z domagania się dostępu do wiedzy na temat działań różnych służb, bo podejrzewają, że są one „brudne”. Np. nie chcą wiedzieć, jak wyciąga się informacje od podejrzanych. Przypomnijmy sobie reakcje po ujawnieniu, że CIA miało swoje pomieszczenia do torturowania na lotnisku w Starych Kiejkutach koło lotniska w Szymanach.
Ukrywanie z troski o dobre samopoczucie bliskich prowadzi do jak najgorszego samopoczucia. No bo jak ma się czuć ktoś, kto żyje w wieloletnim związku np. z płatnym zabójcą? Niby się tylko domyśla… Lecz to wystarczy, by czuł/czuła się beznadziejnie.
Tajne służby mają swoje tajemnice. Nie do rozgłaszania. Tym bardziej konieczny jest nadzór nad nimi. Przedstawiciele obywateli, czyli parlamentarzyści, muszą mieć dostęp do tych tajemnic (zachowując klauzulę tajności). W naszym imieniu kontrolują, czy nie dochodzi do łamania praw człowieka… I powinni to być zwłaszcza przedstawiciele opozycji, gdyż „rządowi” z natury rzeczy łatwiej przymykają oko.
Izolowanie mediów od pewnych miejsc jest jak zapalenie czerwonej lampki: Oho, coś przed nami ukrywają! Boją się o swój wizerunek, czyli nie jest to godne pochwały.