Ks. Jacek Siepsiak: Śmieci na sprzedaż [Felieton]
Teraz każą nam płacić za to, że zabiorą nam śmieci. Jeśli im je posortujemy, to mogą dać nam upust. Dawno temu to nam płacili za makulaturę lub złom. Teraz robią nam wielką łaskę, bo rozstawiają kontenery, gdzie za darmo możemy wrzucać zużyty sprzęt elektroniczny. Zamiast go sprzedać, oddajemy go darmo, a nieraz wręcz płacimy za utylizację. Co to za interes?!
W naszych śmieciach (podkreślam naszych, bo one do nas należą) jest mnóstwo surowców wtórnych, rzadkich pierwiastków, paszy, części zamiennych itp. Zamiast je sprzedać pozwalamy, by je nam zabierano, a nawet płacimy za tę „grabież”. Używane samochody odsprzedajemy. A używane narzędzia nie. Skąd się to bierze? Tu nie chodzi tylko o propagandę „lobby śmieciarskiego”.
Nie mamy pośredników. Nie mamy komu sprzedać. Używany samochód raczej sprzedajemy przez dealera. Natomiast punktów skupu makulatury czy złomu jest jak na lekarstwo. Surowce do produkcji baterii „intensywniej” występują w wyrzucanych „gadżetach” niż w rudach ukrytych gdzieś pod tropikalnymi lasami. Jednak ich właściciele nie zarabiają na ich odzyskiwaniu, choć je kiedyś kupili. Jak to zmienić?
Trzeba nauczyć się sprzedawać. Nie potrafimy tego lub nam się nie chce i dlatego nas ograbiają. Pierwszym warunkiem jest odpowiednia segregacja.
Dużo więcej zarabia ten, kto śmieci odbiera od nas za darmo (jeszcze więcej, gdy mu za to płacimy) niż ten, kto je od nas kupuje
Ale nie ta narzucona przez zabierających nam naszą własność. Często jest dla nas niezrozumiała, więc omijana. Musimy towar przygotować do handlowania nim. Komu innemu sprzedamy odpady organiczne, np. na kompost lub paszę (tak jak kiedyś w gospodarstwie). Komu innemu plastik. A komu innemu baterie. Gdy będziemy segregować ze względu na nawiązane kontakty z nabywcami naszej własności, będzie to logiczne, przejrzyste i „wyrzucanie śmieci do lasu” ograniczymy do minimum.
Ale potrzebujemy tych pośredników. Trudno, byśmy wszyscy sami jeździli do odpowiednich fabryk. I tu jest problem.
Dużo więcej zarabia ten, kto śmieci odbiera od nas za darmo (a jeszcze więcej, gdy mu za to płacimy) niż ten, kto je od nas kupuje i sprzedaje dalej. Taki zysk już nie jest horrendalny, a dużo bardziej racjonalny (i akceptowalny). Stąd aby wprowadzić taką zmianę, potrzeba dużego nacisku społecznego. Ale nie tylko to. Potrzeba też narzędzi nacisku ekonomicznego. Nie wystarczy tylko racjonalna segregacja śmieci. Nasz towar (czyli przebrane odpady) musimy umieć magazynować (schładzać), by nie tylko sprzedawać je w odpowiednim czasie, ale i nie ulegać naciskowi tego, że się rozkładają, zagracają i trzeba się ich szybko pozbyć. To osłabia naszą pozycję handlową.
A tutaj zysk idzie w parze z ekologią.
Wymaga jednak pracy i smykałki do handlu.