Ks. Michał Rapacz coraz bliżej chwały ołtarzy. Jego proces beatyfikacyjny jest na ostatniej prostej
Zamordowany 12 maja 1946 r. proboszcz z Płok - ks. Michał Rapacz już niedługo może zostać błogosławionym męczennikiem Kościoła. Jego proces beatyfikacyjny jest na ostatniej prostej.
Przyszedł na świat 16 września 1904 roku w Tenczynie, a dwa dni później został ochrz-czony w kościele w Lubniu. Michał Rapacz był czwartym dzieckiem Jana i Marianny, którzy byli bardzo religijni, a na co dzień zajmowali się uprawą roli. Po ukończeniu miejscowej szkoły podstawowej Michał edukację kontynuował w myślenickim gimnazjum, po którym zdecydował się wstąpić do krakowskiego seminarium duchownego. Święcenia kapłańskie przyjął 1 lutego 1931 roku z rąk abp. Adama Stefana Sapiehy i został posłany jako wikariusz do parafii Narodzenia NMP w Płokach.
Święty duszpasterz
Założył tam amatorski teatr i opiekował się stowarzyszeniami młodzieży. Aktywnie włączał się też w duszpasterstwo chorych i ubogich. - To była walka o rząd dusz i o przyszłość Polski. On stawiał na młodzież - mówi ks. dr Andrzej Scąber, referent spraw kanonizacyjnych w archidiecezji krakowskiej.
Po dwóch latach ks. Rapacz został skierowany do pracy w Rajczy, gdzie tak zżył się z parafianami, że gdy miał wracać do Płok, pisali listy do biskupa z prośbą, by został z nimi na Żywiecczyźnie. 1 listopada 1937 r. powrócił do Płok już jako proboszcz. Dość szybko okazał się sprawnym administratorem - po niespełna roku parafianie mogli cieszyć się biciem nowych dzwonów. Jednak czas wojny i okupacji sprawiły, że bardziej koncentrował się na pomocy ludziom - zarówno materialnej, jak i duchowej. - Był bardzo świętym duszpasterzem - mówi o swoim poprzedniku ks. Piotr Miszczyk, proboszcz parafii Narodzenia NMP w Płokach. Prowadził Liber Animarum, czyli księgę dusz. - Co noc wychodził do kościoła i leżąc krzyżem albo na klęcząco adorując Najświętszy Sakrament - bez względu na to, czy ci ludzie chodzili do kościoła, czy nie - każdego dnia omadlał inną rodzinę, która należała do jego parafii - dodaje ks. Scąber.
Ks. Miszczyk zwraca uwagę, że postawa ks. Rapacza była bardzo zasadnicza. - Gdy komunistyczne władze kazały mu zrobić coś, co nie było zgodne z jego sumieniem, nie było zgodne z wiarą, potrafił się w bardzo bezpośredni sposób przeciwstawić - mówi dzisiejszy proboszcz. Kością niezgody okazały się budynki parafialne, które komuniści chcieli przejąć na działalność Związku Młodzieży Wiejskiej. Ks. Rapacz się na to nie zgodził, bo potrzebował pomieszczeń do różnych duszpasterskich aktywności, zwłaszcza z młodymi.
Po wojnie powiat chrzanowski, na którego terenie znajduje się parafia Narodzenia NMP, stał się silnym ośrodkiem komunistycznym. Tutejsi działacze Polskiej Partii Robotniczej postawili sobie za cel pozbycie się niewygodnego kapłana. O zamiarze zamordowania ks. Rapacza mówiono otwarcie podczas zebrania PPR w Trzebini, o czym ostrzegł go jeden z uczestników spotkania.
Namawiano go do ucieczki, ale za każdym razem odmawiał, podkreślając, że pasterz nie zostawia swoich owiec. Podczas jednego ze swoich ostatnich kazań mówił: „Choćbym miał trupem paść, nie zaprzestanę tej Ewangelii głosić i nie wyrzeknę się własnego krzyża”.
Męczeńska śmierć
W sobotę 11 maja 1946 r. przed północą do mieszkania ks. Michała Rapacza zapukała grupa uzbrojonych mężczyzn, podających się za partyzantów. Jak relacjonowała siostra proboszcza pracująca na plebanii, odczytali mu wyrok śmierci, a gdy go wyprowadzali na zewnątrz, powtarzał słowa: „Niech się dzieje wola Twoja, Panie”. Najpierw ciągnięto go na powrozie wokół kościoła i bito. Wyrok wykonano kilkaset metrów dalej w lesie. Najpierw uderzono go tępym narzędziem w tył głowy, a później oddano dwa śmiertelne strzały z bliskiej odległości - tak, że czaszka została zgruchotana.
Umęczone ciało znaleźli parafianie, którzy w niedzielę rano szli na mszę, ale nie zastali już w kościele swojego proboszcza. Od początku był uważany za męczennika za wiarę. Według przekazów ludzie zamaczali chusteczki w jego krwi, która została na miejscu zbrodni, i zabierali je do domów jako relikwie.
Podejrzanych o tę zbrodnię było dwadzieścia osób. Jednak do dziś nieznane jest nazwisko oprawcy. Tę tajemnicę zabrali ze sobą do grobu, a mieszkańcy Płok i okolic nie chcieli przez lata jej ujawnić. To byli ich rodzice, wujkowie, dziadkowie. Ks. Miszczyk zwraca uwagę na pewien zbieg okoliczności albo palec Boży. Otóż wszyscy podejrzewani o zabójstwo ks. Rapacza zginęli później śmiercią gwałtowną, a często w tragicznych okolicznościach - umierali np. nagle na zawał albo tonęli w studni.
Dziś kolejnym pokoleniom - wnukom czy prawnukom - trudno żyć z tą prawdą. - To jest zrozumiałe. Z jednej strony będą mieli męczennika, a z drugiej strony muszą zmierzyć się z trudną historią. Nie zamordowali go Niemcy czy Rosjanie, ale Polacy - jego właśni parafianie - ks. Scąber zwraca uwagę na trudną polską rzeczywistość i porównuje ją do historii rodziny Ulmów, której przykład pokazuje, że byli Polacy, którzy ratowali Żydów, a byli tacy, którzy zarówno ich, jak i ich wybawców wydawali na śmierć.
Patron przebaczenia i pojednania
W 1992 r. ówczesny biskup pomocniczy archidiecezji krakowskiej Julian Groblicki zainicjował proces beatyfikacyjny ks. Michała Rapacza, a formalnie odpowiedzialność za proces wziął arcybiskup krakowski kard. Franciszek Macharski.
Przez wiele lat o zajęcie się tą sprawą upominał się Jan Paweł II. W 1946 r., tuż po śmierci ks. Rapacza, Karol Wojtyła sam został księdzem. Już wówczas zarówno to, jak i podobne tragiczne wydarzenia (we wrześniu tego samego roku śmiertelnie postrzelono m.in. ks. Franciszka Flasińskiego, proboszcza w Libiążu) odbijały się szerokim echem w całej diecezji. Jako biskup krakowski w latach 1963-1978 nie mógł formalnie rozpocząć procesu. Jak zaznacza ks. Scąber, przywoływanie wówczas prawdy o tym, że komunistyczne szwadrony śmierci niszczą ludzi i likwidują polskie podziemie byłoby traktowane jak prowokacja, a biskupa uznano by za nieroztropnego. Ale gdy rzeczywistość polityczna się zmieniła, wielokrotnie już jako papież Jan Paweł II pytał przybywających do Watykanu księży z Krakowa: co robicie z ks. Rapaczem?
Proces beatyfikacyjny trwał długo. Podobnie jak w przypadku ks. Jerzego Popiełuszki należało wykazać, czy był to mord na tle politycznym - likwidacja przeciwnika politycznego, czy z nienawiści do wiary. Referent spraw kanonizacyjnych zaznacza, że ks. Rapacz przez swoje kazania, przez swoją postawę przeszkadzał tworzącej się wówczas rzeczywistości, nowej władzy ludowej.
Proces jest na ostatnim etapie. Akta sprawy zostały przekazane biskupom i kardynałom. To jest ostatnia komisja, która będzie rozpatrywać, czy rzeczywiście nastąpiło męczeństwo za wiarę. Jeśli tak się stanie, to zaproponują papieżowi Franciszkowi promulgowanie dekretu o męczeństwie, co będzie wiązało się z możliwością ogłoszenia go błogosławionym męczennikiem Kościoła.
Jak mówi ks. Scąber, ks. Michał Rapacz będzie patronem przebaczenia i pojednania - patronem trudnych czasów powojennej Polski, zmagania się o wolność ojczyzny i miejsce Kościoła katolickiego w tej nowej rzeczywistości. - Sytuacja się powtarza, gdy dziś chce się odsunąć Kościół od rodziny, od dzieci i młodzieży - kapłan zwraca uwagę na aktualność postawy proboszcza z Płok. - Jest wzorem gorliwości wyrażającej się w pobożności, posłuszeństwie wobec Kościoła i biskupa, kultu Najświętszego Sakramentu i Matki Najświętszej i gotowości - był świadomy, że grozi mu śmierć - do poświęcenia swojego życia w obronie wiary - podkreśla ks. Scąber.
Dziś, do grobu sługi Bożego ks. Michała Rapacza przy kościele w Płokach 12 maja każdego roku przybywają pielgrzymki. A 12. dnia każdego miesiąca tamtejsi parafianie proszą o jego rychłą beatyfikację.