Ks. Mika: Kryzys oczyszcza, ale także wzmacnia wiarę. Poszerza perspektywę
Pandemia uświadamia, jak ważny jest kontakt z Bogiem - mówi ks. Stanisław Mika, od 17 lat proboszcz w parafii pw. Dziesięciu Tysięcy Męczenników w Niepołomicach.
Święta Zmartwychwstania Pańskiego, 2020 rok. Największe ograniczenia, totalna izolacja, ale też strach. Określiłby Ksiądz Proboszcz ten okres jako najtrudniejszy w swojej posłudze w Niepołomicach?
Najtrudniejszy nie. Był, owszem, inny, niż pozostałe szesnaście lat, które spędziłem tutaj w Niepołomicach. Inny, bo obowiązywały ograniczenia, w kościele nie było ludzi, musiałem szybko podejmować absolutnie nowe decyzje. Nie chcę jednak nazywać tego roku trudnym. Otrzymaliśmy czas wyciszenia, który pobudził wielu z nas do stawiania pytań, szukania właściwych odpowiedzi, refleksji.
Ksiądz Proboszcz też się wyciszył?
Oczywiście, ale chciałem też w jakiś sposób przełamać ciszę między mną a moją parafią i zastanawiałem się np. jak dotrzeć do ludzi. Transmisje na Facebooku? Okazało się, że trudno podprowadzić światłowody. Ale z transmisjami pomogli młodzi parafianie. Nie chcieliśmy milczeć w Święto Zmartwychwstania Pańskiego, nagraliśmy z księżmi film z życzeniami dla parafian. Nowe miłe doświadczenie! I jeszcze wydarzyło się coś zupełnie nowego i bardzo niezwykłego.
?
Wyruszyłem z księdzem wikariuszem dwoma autami błogosławić pokarmy wielkanocne w Wielką Sobotę. Jeden samochód użyczyli nam strażacy z niepołomickiej Ochotniczej Straży Pożarnej, drugi prowadził jeden z parafian. Zamontowaliśmy nagłośnienie i pojechaliśmy w świat - czyli po ulicach naszej parafii. Cieszę się, że wybrałem akurat taki wariant błogosławieństwa i poświęcenia pokarmów, bo miałem mikrofon, mogłem się komunikować z ludźmi.
Jakie jeszcze warianty Ksiądz rozpatrywał?
Planowaliśmy stanąć z księdzem wikariuszem na rondzie Świętego Karola w centrum Niepołomic, auta jechałyby z minimalną prędkością - 5 km na godzinę, byśmy zdążyli je pokropić. Zastanawiałem się też, czy poświęcenie pokarmów nie zorganizować na placu - przy kościele. Plac ma ponad hektar, a więc wystarczyłoby, aby ludzie wjeżdżali autami i nawet z nich nie wysiadali. Wydało mi się, że to będzie źle przyjęte. Wybraliśmy chyba najlepsze rozwiązanie, że to my wyruszyliśmy do parafian i to z mikrofonem i nagłośnieniem, by było nas słychać. Powiem szczerze, że nie było to łatwe zadanie. Mimo że auto jechało powoli, i tak musiałem być zwięzły, aby zdążyć powiedzieć modlitwę błogosławieństwa pokarmów i krótkie życzenia wielkanocne.
Co Ksiądz wówczas zobaczył, czego doświadczył?
Po raz pierwszy błogosławiłem pokarmy w taki sposób. Parafianie machali życzliwie ze swoich balkonów, uśmiechali się, stali w bramach i życzyli nam wszystkiego dobrego. Dla mnie to było niezwykle wzruszające przeżycie. Widziałem zmęczonych izolacją ludzi, ale dawali poznać po sobie, że słyszą mnie i że dla nich jest to ważne spotkanie. Doświadczyłem tego, że jestem związany z ludźmi, przekonałem się, że jesteśmy wspólnotą. Brakowało mi ich obecności do pełni przeżycia Wielkanocy. Wyznawcy Chrystusa gromadzą się, bo chcą się spotkać ze Zmartwychwstałym i chcą dzielić radość ze Zmartwychwstania Chrystusa we wspólnocie. Rok temu było inaczej. Ale wierzę, że sytuacja mobilizowała do przeżycia Wielkanocy inaczej i głębiej.
Dowiedział się Ksiądz czegoś nowego o swoich parafianach?
Jeśli pani ma na uwadze jakieś rozczarowania, nie przeżyłem ani jednego. Odkryłem, że moi parafianie są związani z kościołem. Wysyłali do nas e-maile, życzenia, pozdrowienia. Troszczyli się o nas, o kościół. Udało się nam przebrnąć przez wiele problemów, i nie ulega żadnej wątpliwości, że to dzięki pomocy ludziom. Zepsuł się nam na przykład piec, ratowaliśmy się, paląc w kominkach. W ciągu 2- 3 dni udało się sprowadzić części, zamontować, naprawić. I to wszystko dzięki niezwykłej życzliwości parafian z Żur- Gaz-u. Pewnie, że bałem się, iż nie uda się dopiąć budżetu. Przeżyliśmy i wiem, że mogę liczyć na parafian. Dzisiaj jest ich w kościele mało, martwi mnie to, ale szanuję obawy wszystkich, nie ma mądrych w tej sytuacji.
Ale dyscyplinował też Ksiądz swoich parafian? W jaki sposób?
Przypominając, że skoro niektórzy nie boją się wybrać na zakupy do galerii handlowej, to i w tygodniu mogą zajrzeć do kościoła.
Rzeczywiście tak mówiłem. Trzeba sobie uświadomić, że jesteśmy nastawieni na ogromne napięcia i żyjemy w ciągle zmieniającej się sytuacji. Nie mogę powiedzieć ludziom: chodźcie do kościoła, żeby Wam nie było gorzej. Ale mogę powiedzieć : „proszę spójrzcie na swoje życie szerzej, z innej perspektywy”.
Dlaczego Ksiądz nie może tak powiedzieć?
Człowiek sam musi to poczuć. Mogę mówić tak: przecież spotkanie Panem Bogiem jest wam potrzebne, w tygodniu możecie przyjść - gdy na mszy jest mało osób, zawsze jest miejsce w kościele, aby wejść, pomodlić się, poczuć atmosferę świątyni, bo spotkanie z Panem Bogiem jest terapeutyczne. Modlimy się za ustanie pandemii, a to też jest budowanie poczucia bezpieczeństwa.
Te słowa trafiały do ludzi?
Nawet w to nie wątpię. Obserwowałem, jak ludzie się bali przychodzić na spowiedź wielkanocną. Mimo że organizowaliśmy się tak, żeby w ogóle nie stwarzać ryzyka. Zupełnie inna atmosfera panowała w czasie Adwentu. Ludzie może i nie przestali się bać, ale gdy przychodzili, nie ukrywali radości z możliwości spowiedzi. Nagle sobie uświadomili, że mogą skorzystać z sakramentu pokuty. Docenili, poczuli się wręcz uprzywilejowani.
Jakie emocje towarzyszyły Księdzu przez ten pandemiczny rok?
Czasem mignął strach, żeby samemu nie zachorować. Pan Bóg wybrał jednak dobry czas: doświadczyłem covida w sposób lekki końcem października minionego roku. Dla nas wszystkich to było także nowe doświadczenie kwarantanny: kościół był otwarty w godzinach mszy świętych, ale bez mszy świętych w tygodniu. Tylko na niedzielę udawało się zorganizować zastępstwa. Chciałem też być blisko ludzi potrzebujących. Odczuwałem troskę swoich parafian, pragnąłem, aby i oni odczuwali moją. Udało się np. przy wsparciu Caritasu zorganizować systematyczne, bezpłatne przekazywanie potrzebującym produktów na granicy terminu ważności.
Kryzys nas wzmacnia?
Wierzę, że różne trudności generują w nas hart ducha.
Czy wzmacnia też wiarę?
Oczyszcza. A oczyszczenie jest też wzmocnieniem. Jeśli ktoś jest powiązany więzami przyjaźni z Bogiem i umie z Nim rozmawiać, będzie starał się czym prędzej wrócić na Mszę św. w kościele. Jeśli ktoś tradycyjnie przychodził na Mszę świętą, mniej lub bardziej pobożnie odstał swoje, być może trudno będzie mu wrócić po ustaniu pandemii. Są pewnie też tacy, którzy myślą, że Kościół to nie jest aż taka wartość, dla której warto się narażać. Siedzą w domu, oddalili się. Są na granicy zerwania więzi z parafią. W rozmowach online z kręgiem rodzin dowiedziałem się, że w domach organizowali grób Pana Jezusa, czuwali, gdy nie mogli przyjść do kościoła. Przez pewien okres nie jeździliśmy prawie z komunią św. do chorych. Minęło trochę czasu i chorzy przestali się bać i znowu proszą, żeby kapłani odwiedzali ich z komunią św. To też znak, że pandemia uświadamia, jaką wartością jest kontakt z Panem Bogiem.
Czy odbyły się wyjątkowe trudne rozmowy z parafianami, zadawali ciężkie pytania?
Skupiłbym się w odpowiedzi na najstarszej grupie osób - najbardziej dotkniętej i zagrożonej. Seniorzy przeżyli wiele: wojnę, trudne i głodne czasy powojenne, czas gospodarki komunistycznej, stanu wojennego. Osoby, które pamiętają takie doświadczenia, inaczej interpretują bieżące wydarzenia: kiedyś kawy nie było, cukier był na kartki, mięso reglamentowane, a dziś emerytom zakupy robi wolontariusz. Jeśli popatrzeć na to, co się dzieje teraz z perspektywy tak skomplikowanej i pełnej dramatów przeszłości, okazuje się, że pandemia jest jedną z trudności, którą trzeba przeżyć.