Ksiądz chce przejąć grunt pod... szkołą
Parafia z Suchej Beskidzkiej, z pomocą kancelarii prawnej, zamierza odzyskać grunty w mieście. Ziemię faktycznie odebrano Kościołowi w 1972 roku. Dziś stoi na niej jednak potężny zespół szkół
Władze powiatu suskiego szykują się na walkę z... miejscowym proboszczem Andrzejem Klimarą. Stawką sporu może być przyszłość leżącej pod Babią Górą szkoły, w której uczy się codziennie prawie 400 uczniów.
Duchowny (poprzez wynajętych prawników) wysłał pismo do starosty suskiego Józefa Bałosa. Domaga się w nim, by samorząd zwrócił suskiej parafii pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny tereny, które komuniści odebrali Kościołowi w 1972 roku. To właśnie na nich stoi dziś Zespół Szkół im. Walerego Goetla (a także budynek starostwa), której budowa rozpoczęła się niemal zaraz po tym, jak grunt ten objęło władaniem państwo.
- Akt wywłaszczenia parafii z tej ziemi był wykonany wówczas legalnie - mówi starosta Józef Bałos. - Kościół dostał za tę nieruchomość odszkodowanie. Dlatego uważam te obecne żądania za bezpodstawne.
Z kolei mieszańcy Suchej Beskidzkiej oburzeni są faktem, że miejscowy duchowny wyciągną rękę po grunty, na których dziś jest szkoła z tradycjami.
- Ksiądz najwidoczniej nie dba o wiernych, tylko o własną kieszeń - mówią mieszkańcy, który jednak nie podają nazwisk.
Boją się księdza. Ten już raz oddał wiernych pod sąd - za internetowe komentarze ws. zbiórki datków na ogrzewanie świątyni.
Czy z krajobrazu Suchej Beskidzkiej zniknie działający tu od 44 lat Zespół Szkół im. Walerego Goetla? Grunty, na których stoi budynek, chce odebrać miejscowemu starostwu ks. Andrzej Klimara, proboszcz parafii pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. Duchowny argumentuje, że ziemie te przed 50 laty należały do parafii i zostały nielegalnie przejęte przez komunistów. Dlatego powinny wrócić „na łono Kościoła”. Rodzi się pytanie, co czeka 400 nastolatków, którzy są uczniami szkoły.
Miasto to ma pecha
Sucha Beskidzka to miasto, które poważnie cierpi z powodu faktu, iż kolejne polskie rządy (od 1989 roku) nie potrafiły dotychczas przyjąć ustawy reprywatyzacyjnej.
Ta ma regulować sposób, w jaki państwo rozlicza się z osobami (lub ich spadkobiercami), którym komuniści (w latach 1945 - 1989) odebrali nieruchomości.
Z uwagi na to, że przed wojną Sucha Beskidzka była w sporej większości częścią prywatnego majątku ziemskiego rodziny Tarnowskich, dziś sporo instytucji i gmachów mieści się na gruntach, do których roszczą oni sobie prawo.
Miasto przez lata (nie bez racji) walczyło ze spadkobiercami Tarnowskich o miejscowy zamek (ostatecznie musiało go odkupić). Na ten cel trzeba było przeznaczyć 5 mln zł.
Cały czas trwają też inne spory, bo rodzina Tarnowskich rości sobie prawa także np. do miejscowego stadionu, czy wielu domów z mieszkaniami komunalnymi.
Ksiądz sięga po „swoje”
Teraz jednak roszczenie pojawiło się nie od hrabiów, ale... miejscowego proboszcza.
- Do starostwa wpłynął adresowany do mnie wniosek jednej z krakowskich kancelarii prawnych - przyznaje Józef Białos, starosta suski. - Ta występując w imieniu rzymsko-katolickiej parafii pod wezwaniem Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Suchej Beskidzkiej zwraca się o zwrot wywłaszczonej nieruchomości, która od 1972 r. była własnością Skarbu Państwa, a później, decyzjami wojewody małopolskiego z lat 2000 i 2001 przekazana została na własność powiatu suskiego.
Chodzi o ziemię, na której w latach 70. wybudowano szkołę zawodową. Dziś mieści się tu Zespół Szkół im. Walerego Goetla (technika i zawodówki), a po sąsiedzku także sam gmach starostwa.
Nic dziwnego, że gdy żądania proboszcza parafii NMP wyszły na jaw, w mieście zawrzało.
Mówią, ale anonimowo
- To jest po prostu skandal - mówi „Krakowskiej” jeden z mieszkańców Suchej Beskidzkiej. - Gdyby ksiądz chciał odzyskać własność np. sklepu, magazynu czy czegoś podobnego, to bym go zrozumiał. Broni bowiem własności parafii. Ale że chce odebrać dzieciom szkołę? Ona tak jak kościół służy lokalnej społeczności. Ksiądz wiele w moich oczach stracił - dodaje mężczyzna, który jednak nie chce się przedstawiać.
Boi się, że gdy gazeta opublikuje jego nazwisko, ksiądz proboszcz Andrzej Klimara pozwie go do sądu, tak jak zrobił to rok temu z innymi mieszkańcami Suchej. Ci komentowali na lokalnym portalu internetowym fakt, że ks. Klimara poprosił wiernych o koperty z datkami na ogrzewanie świątyni. Osoby krytykujące takie zachowanie zostały uznane przez duchownego za internetowych hejterów i ostatecznie w większości musiały wykupić (na tym samym portalu) oficjalne przeprosiny dla proboszcza.
Zabrali ziemię legalnie?
Sprawy zwrotu ziemi (i stojących na niej budynków) nie chce komentować też starosta suski Józef Białos. W specjalnym oświadczeniu, które zamieścił na stronie internetowej starostwa, argumentuje jedynie, że wywłaszczenie parafii w latach 70. zostało przeprowadzone zgodnie z prawem (bo parafia dostała odszkodowanie).
Tłumaczenia na kazaniu
Inaczej sprawę widzi natomiast sam proboszcz. Co prawda osobiście z księdzem Klimarą nie udało nam się porozmawiać (nie odbierał telefonu), ale wyjaśnił całą sprawę na niedzielnym kazaniu.
- Ksiądz tłumaczył na sumie, że chce odzyskać nie całą działkę zabraną kiedyś parafii, tylko jej niezagospodarowany fragment - mówi pani Anna Fidelus, mieszkanka Suchej Beskidzkiej. - Nie ma więc za co go atakować. Robi dobrze. Troszczy się o wspólnotę.
Taki argument nie trafia jednak do starosty Białosa. Samorządowiec tłumaczy, że w piśmie od prawników faktycznie jest wniosek o zwrot części nieruchomości, ale też jest zapis, iż parafia absolutnie nie zrzeka się praw do pozostałych części działki zabranej w 1972 r. Tym samym obecne postępowanie może być próbą sondowania szans na odzyskania gruntu pod szkołą i uzyskania pieniędzy z ewentualnej jego dzierżawy w przyszłości.