Ksiądz Tischner był filozoficznym pasterzem dusz. Uczył ludzi myślenia

Czytaj dalej
Katarzyna Kachel

Ksiądz Tischner był filozoficznym pasterzem dusz. Uczył ludzi myślenia

Katarzyna Kachel

Co by dziś ksiądz Tischner napisał o solidarności? Zapewne to, co 40 lat temu: mamy jeden drugiego brzemiona nosić. Bo jeśli o tym zapomnimy, zamienimy się w monady bez okien - mówi prof. Zbigniew Stawrowski, filozof polityki, współzałożyciel i dyrektor Instytutu Myśli Józefa Tischnera w Krakowie.

Czy nie uważa pan profesor, że jesteśmy jako naród w momencie duchowego samobójstwa?
Rozumiem, że nawiązuje pani do słów księdza Tischnera wypowiedzianych na początku lat 90. Faktycznie, można tak myśleć, gdy obserwujemy te wszystkie absurdalne konflikty dzielące dziś Polaków. Można odnieść wrażenie, że żyjemy w świecie zbiorowej bezmyślności. Tischner zawsze powtarzał, że najważniejsze jest myślenie.

„Odwaga myślenia”.
Właśnie i przypominał słowa Heideggera, że „najbardziej daje do myślenia to, że jeszcze nie myślimy”.

Aktualne.
A sięgające do starej platońskiej tradycji, która, dostrzegając zło w świecie, jest święcie przekonana, że u jego podstaw leżą fałsz, iluzja, jakiś błąd. I tylko za pomocą rzetelnego myślenia można się z tego bagna fałszu i iluzji wydobyć.

Jak dziś wygląda idea solidarności. Czy to światło, którym była, nie tli się rachitycznie?
Zaczynając naszą rozmowę, nawiązała pani do definicji solidarności, którą najlepiej zdaniem księdza Tischnera oddawały słowa z listu św. Pawła: „jeden drugiemu ciężary noście, a tak wypełnicie prawo Boże”. Tischner ostrzegał, że „chwila, w której zapomnielibyśmy o tym, byłaby chwilą naszego samobójstwa”. Jak dziś pali się to światło, jak miewa się nasza solidarność? Mamy za sobą doświadczenie Pierwszej Solidarności, wielu z nas ono „przydarzyło” się osobiście, dla innych to jedynie opowieść z przeszłości. Ci, którzy Solidarność współtworzyli, wiedzą dobrze, że to była perła, prawdziwy skarb. Dzisiaj trzeba rozmawiać o solidarności pisanej małą literą, o zwykłych, międzyludzkich więzach. A to czy ta idea znowu zapłonie; czy przyjmie formę wielkiego ruchu społecznego czy codziennych przejawów wrażliwości i wspólnoty, które uczynią ten świat trochę lepszym - to już zupełnie inna sprawa.

Etos Solidarności był etosem wielkiej nadziei, oczekiwań. Pan profesor mówi, że go współtworzył, brał w nim udział. Bardziej wtedy boli, kiedy się widzi wokół tyle konfliktów?
To jest bolesne, ale z drugiej strony czy właśnie nie tak układa się ludzki los, czy nie jest to diapazon rozpostarty od wielkich nadziei po klęski i rozczarowania? Trzeba sobie z tym radzić, stawiać czoła i traktować nie w perspektywie rozczarowania, a zadania. Warto przypomnieć, że ruch Solidarności też nie wziął się znikąd. Rok wcześniej odbyła się pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II, to wtedy ziarno zostało zasiane.

A nie ma profesor wrażenia, że Kościół bardziej dziś dzieli niż jednoczy?
Myślę że nie Kościół, a ludzie Kościoła i pewne wydarzenia, które powinny być wyjaśnione, upublicznione, wyczyszczone. Kościół jako wspólnota ludzi, dla których ważne są miłość i prawda przetrwa. Może brakuje nam dziś takich ludzi jak Jan Paweł II, a także ksiądz Józef Tischner, który na płaszczyźnie filozoficznej i duszpasterskiej tę dobrą nowinę realizował, głosił i wyjaśniał.

Hasło tegorocznych, jubileuszowych Dni Tischnerowskich: „Solidarność jest jeszcze przed nami”, ma więc nam dawać nadzieję?
Tak, bo wciąż jest nadzieja, że nie popełniliśmy tego duchowego samobójstwa do końca, a nawet gdyby, mamy szerszą perspektywę, wiarę, że zmartwychwstanie zawsze jest możliwe.

Czy musi jednak dokonywać się na zgliszczach?
Mam nadzieję, że nie dojdzie do całkowitej destrukcji, ale bądźmy też realistami; może właśnie głębia tego kryzysu daje nam większą szansę? Nie zostaniemy zwiedzeni pozorami, szybkimi rozwiązaniami. Może musimy pójść maksymalnie głęboko; wyczyścić wszystko, ponazywać rzeczy po imieniu; zarówno w wymiarze religijnym, jak w społecznym i politycznym. Dziś najbardziej potrzebujemy prawdy.

Ks. Tischner, pisząc w 1996 roku tekst „Solidarność po latach”, też był rozczarowany. Rozczarowany polityką, która odwołuje się do konsumpcji, brakiem heroizmu.
Solidarność nie jest nam dana na zawsze. To zawsze jest praca, zadanie na przyszłość. Plan do wykonania.

W tym planie najlepiej by było, gdybyśmy trzymali się czy - jak to mówił Tischner - obstawali przy prawdach oczywistych. Nie mamy z tym problemu?
Żyjemy w świecie bezmyślności. Tych przykładów zbiorowego szaleństwa pojawia się coraz więcej; ludzie przestali patrzeć na rzeczywistość, żyją w świecie wyobrażeń, a świat wirtualny to jeszcze pogłębia, sieje spustoszenie zwłaszcza wśród młodych, którzy w grach komputerowych posiadają wiele „żyć”. To ma swoje konsekwencje. Trudno im później poradzić sobie w tym jednym jedynym prawdziwym.

Zwłaszcza że mamy problem z dialogiem, rozmową, która by się odbywała bez oszczerstw, napastliwości i nienawiści. Mamy problem z przebaczaniem, które jest wolnością.
Fundamentem jest tu coś, co Tischner w pewnym momencie znakomicie zdiagnozował i to jeszcze za komuny, w połowie lat 80. Wprowadził nazwę, nie do końca może trafną: „myślenia politycznego” albo „rozumu politycznego” - w której „myślenie” jest formą jakiejś bezmyślności, całkowicie oderwanej od świata. Nie jest więc ważne to, co jest, ważne jest to, co my chcemy zrealizować. Tak funkcjonował świat oparty na marksistowskiej ideologii, wedle której kryterium prawdy jest nie rzeczywistość, lecz praktyka społeczna. A ci wszyscy, którzy odwoływali się do rzeczywistości, byli piętnowani jako wrogowie i bezwzględnie zwalczani. Sytuacja się zmieniła, ale ta bezmyślność polityczna, która powoduje, że ludzie nie są ze sobą w stanie rozmawiać, wciąż jest aktualna. Wygląda to mniej więcej tak, że kiedy jedna osoba mówi: dwa plus dwa jest cztery, druga nie zastanawia się czy to prawda, ale po czyjej stronie jest ten, który to wygłasza. Nie jest ważne, czy ktoś ma racje, czy mówi prawdę, ale czy jest moim zwolennikiem czy przeciwnikiem. Są My i Oni. To jest bezmyślność stadna, która istnieje dziś po każdej z politycznych stron. To świat schorowanej wyobraźni, jak mówił Tischner.

Jest na to lekarstwo?
Trzeba wyzwolić się od polityki, ona naprawdę nie jest najważniejsza. Są rzeczy istotniejsze na świecie, choćby to, by mojemu wrogowi, nawet temu, który wypisuje o mnie nieprawdziwe rzeczy, podać rękę, albo szklankę z wodą, gdy tego potrzebuje. Przyznać rację, kiedy mówi prawdę.
Brakuje nam „wczuwania się w drugiego człowieka”, o czym też mówił ks. Tischner?
I uznania, że w jego punkcie widzenia, też może być trochę racji. Przede wszystkim jednak trzeba zacząć od bardzo prostej oczywistości - wzajemnego szacunku, poszanowania godności drugiego, wysłuchania go, nawet wtedy, gdy forma, której używa, bywa nieudolna. To są zupełnie elementarne sprawy, ale najważniejsze. Trzeba politykę wziąć w nawias, bo to ona czyni największe spustoszenie wśród nas.

I mówi to filozof polityki?
To, że się zajmuję się polityką jako filozof od kilkudziesięciu lat, powoduje, że mam do niej dystans. Staram się postępować jak biolog, który w swoim laboratorium bierze np. żabę, kroi ją na kawałki i ogląda jak funkcjonuje. Patrzę, badam i choć jak każdy obywatel jestem w politykę do pewnego stopnia uwikłany, staram się ją oceniać na chłodno. Dlatego wiem, że są od emocji politycznych rzeczy ważniejsze jak te prawdy oczywiste, wśród których godność drugiego człowieka stoi najwyżej.

Wierzy pan w taką politykę, która łączy a nie dzieli.
Nie tylko wierzę, ale wiem, że jest możliwa. Najważniejsza tradycja myślenia o polityce w naszej kulturze to ten nurt, który od czasów starożytnych - od czasów Platona i Arystotelesa - rozumie politykę jako roztropną troskę o dobro wspólne. Można ją uprawiać, choć nie jest to łatwe, nawet w wśród tych, którzy politykę utożsamiają z grą i bezwzględną rywalizacją o władzę

Gdzie w filozofii jest Tischner?
Jest taki nurt w filozofii, powiedziałbym nawet, że to właśnie jest prawdziwa filozofia, który wyżej od teoretycznych spekulacji, stawia kwestię człowieka. Mądrość, której filozof jest miłośnikiem polega na tym, by uczynić samego siebie i innych ludzi lepszymi. To jest tradycja sokratejska, która mówi, że warto się troszczyć o duszę swoją i innych. I Tischner jest takim filozofem - filozoficznym pasterzem dusz, który uczył ludzi myślenia. Po to, by każdy, samodzielnie myśląc, mógł stawać się lepszy.

Przydałoby się kilka takich lekcji naszym politykom.
Proszę pamiętać, że myślenia nie da się nauczyć na siłę.
Zaprosiliście polityków do dyskusji na temat solidarności?
Nie, ale zapraszamy ich na widownię, niech słuchają, może się czegoś nauczą, a potem może dadzą świadectwo - dobry przykład. Bo to przykłady pociągają ludzi. Niestety, także te złe. Jeśli więc będziemy mieli choć kilku dobrych polityków, jest szansa, że stopniowo cała klasa stanie się lepsza.

Co by dziś Tischner napisał o solidarności po 40 latach?
Zapewne to, co mówił 40 lat temu, że mamy jeden drugiego brzemiona nosić. Bo jeśli o tym zapomnimy, zamienimy się - jak mówił Tischner - w monady bez okien - a w konsekwencji w stado walczących ze sobą wilków.

Katarzyna Kachel

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.