Ktoś z zemsty podpalił wieczorem mieszkanie?
Dzięki szybkiej reakcji sąsiadów i odważnemu policjantowi udało się zapobiec tragedii w zabytkowej kamienicy na Rynku
W niedzielny wieczór w kamienicy w Rynku, na drugim piętrze wybuchł pożar. Policjanci z patrolu dostrzegli w oknie wzywającą pomocy kobietę. Po wyważeniu drzwi sierż. Michał Kucaj wyprowadził z mieszkania poszkodowaną. Kobieta została przewieziona do szpitala, a policjant ma podrażnienie dróg oddechowych.
Rzecznik nowosolskiej policji, sierż. Justyna Sęczkowska informuje, że policja nie wyklucza żadnej hipotezy, także podpalenia.
Poszkodowany w pożarze Maciej Gajda mówi, że ekipa dochodzeniowa stwierdziła, że źródłem pożaru nie była instalacja elektryczna, ale raczej podpalenie. – Pożar zaczął się około godz. 22.15 w niedzielę. Zaczęły się palić drzwi wejściowe do mojego mieszkania. Mnie akurat nie było, a żona Anna przysnęła, gdyż bolał ją brzuch i wzięła tabletki. Jak się zaczęło palić, to było duże zadymienie, prawdziwa masakra. Ogień spod drzwi przenosił się na strych, gdzie są nadpalone belki. Na początku zaczęliśmy gasić, biorąc wodę od sąsiada z dołu. Można było wtedy podejść do drzwi. Za chwilę pojawili się strażacy i policjanci, jeden z nich wyważył drzwi i wyprowadził moją żonę na zewnątrz. Chciałbym mu podziękować. Do jego przełożonych zwracam się z prośbą, aby przyznali mu premię – apeluje M. Gajda.
Grzegorz Pyrtko mieszka piętro niżej, tuż pod miejscem gdzie wybuchł pożar. – Wpadł do mnie Maciek i krzyczy: „Grzechu dawaj wodę! Dawaj wodę!” Przyszło jeszcze dwóch jego kolegów. Chłopacy biegali z wiadrami: góra - dół, góra - dół, a ja pompowałem wodę z łazienki. Zanim przyjechała straż pożarna, to prawie ugasiliśmy główny płomień. Myślę, że nie jest tak źle i nie jest dużo pozalewane. Była policja i nie kazała niczego ruszać. Według nas to było podpalenie. Wszystko zaczęło się przy drzwiach wejściowych do mieszkania. Nawet jeden ze strażaków jak sprawdzał przy podłodze, gdzie było linoleum. Jak podnieśli to do góry to buchnęło smrodem benzyny. Miejsce pod drzwiami ewidentnie było podlane benzyną albo rozpuszczalnikiem - opowiada sąsiad.
Teresa Wojnowska, z tego samego piętra co Gajdowie, niedawno wymieniała drzwi wejściowe. Teraz są nadpalone, a kobieta bezskutecznie próbuje je domyć. To pierwszy pożar w tej kamienicy, jaki pamięta. - Już koło południa w niedzielę czułam na korytarzu specyficzny, intensywny zapach, którego nie mogłam określić. To była najprawdopodobniej benzyna, bo bardzo szybko sąsiadowi spaliły się drzwi. Może już wtedy było coś rozlane, a ja wychodząc na korytarz, po ziemniaki i kalafior, spłoszyłam sprawcę. Normalnie musiałam go wystraszyć. Wtedy nie zdążył podpalić, a dopiero wieczorem wrócił i podpalił. Dobrze, że strych się nie zapalił, bo mógłby spłonąć cały Rynek. Jakby ktoś chciał podpalić, to robiłby to z samego dołu. Wygląda, że chciał akurat podpalić mieszkanie Maćka. Przyszedł pod jego drzwi, jakby miał do niego jakieś pretensje. Człowiek by różnie myślał, gdyby byli u nas Arabowie, ale przecież ich tutaj nie ma. Wieczorem oglądałam telewizor i zdrzemnęłam się. Obudzili mnie strażacy, kiedy zaczęli walić do drzwi, a mam je podwójne. Kiedy im otworzyłam, to sprowadzili mnie na dół. Co my teraz zrobimy, nawet domofon nie działa, bo strażacy wyważyli drzwi – narzeka sąsiadka z drugiego piętra.