Kuszą pacjenta. Za granicą
Leczcie się u nas - zapraszają Białorusini. Ale NFZ odpowiada: Nie zapłacimy za to. Operacje, przede wszystkim zaćmy, nasi pacjenci wykonują na Litwie. I zabiegów będzie coraz więcej
- Urodziłem się z dwoma oczami. Tyle mi Bozia dała. Później w jednym zacząłem tracić wzrok - opowiada Daniel Mosiejewski. To 88-letni białostoczanin. Opiekuje się niepełnosprawną żoną. Do tego działa charytatywnie: pomaga w Caritasie, prowadzi kółko różańcowe. - Potrzebuję tego oka - mówi.
Z jednym nie dawał rady. Nie mógł chociażby jeździć samochodem, czytać książek i gazet. - Na operację zaćmy będzie pan czekał ponad dwa lata - powiedzieli mu lekarze z Białegostoku. Pan Daniel uznał, że to za długo. Pojechał do szpitala na Litwie. Tam operację zrobiono mu praktycznie od ręki. Teraz już widzi dobrze. Owszem - zapłacił. Część kosztów zwrócił mu jednak Narodowy Fundusz Zdrowia.
Takie zdrowotne wyjazdy są możliwe od kilku lat - odkąd w Polsce zaczęła obowiązywać dyrektywa o transgranicznej opiece zdrowotnej. Według niej - gdy na leczenie w Polsce pacjent musi długo czekać - może wyjechać do szpitala czy kliniki w Unii Europejskiej. - Oprócz Norwegii, Szwajcarii, Islandii i Lichtensteinu - mówi Rafał Tomaszczuk z podlaskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia. - Przed takim wyjazdem pacjent musi spełnić polskie warunki do uzyskania świadczenia, a więc musi posiadać skierowanie na zabieg usunięcia np. zaćmy.
Jeśli zabieg nie wymaga dłuższego pobytu w szpitalu, przed wyjazdem nie trzeba starać się o zgodę dyrektora NFZ. Już po powrocie można starać się o zwrot kosztów. - Oddamy jednak tylko tyle, ile płacimy za taki zabieg w Polsce - zastrzega rzecznik.
W przypadku zaćmy jest to nieco powyżej 2 tys. zł. W tym roku do NFZ wpłynęło już 15 takich wniosków za zabiegi wykonane w Czechach i trzy na Litwie. Będzie ich jednak coraz więcej. Bo od października zaczęła u nas działać firma, która organizuje takie wyjazdy do szpitali właśnie na Litwie.
- Podpisaliśmy umowy ze szpitalami w Kownie i Wilnie. Teraz pracujemy już nad trzecią umową, bo spodziewamy się, że liczba chętnych pacjentów będzie rosła. Tym bardziej, że w razie komplikacji pacjentem zajmujemy się również po powrocie - mówi dr Daria Mejnarowicz z firmy Medasco. Od października za jej pośrednictwem na zabiegi na Litwę wyjechało już 15 osób.
Pacjenci są chętni, mimo iż koszt wyjazdu to co najmniej 750 zł. Oprócz samego zabiegu trzeba bowiem opłacić podróż, nocleg, posiłki... W Białymstoku za usunięcie zaćmy w prywatnym ośrodku, który nie ma podpisanej umowy z NFZ trzeba zapłacić od 2,5 tys. do 6 tys. zł za jedno oko - w zależności od rodzaju soczewki. Logiczne więc byłoby, gdyby fundusz zwracał pieniądze za zabiegi wykonywane tu, na miejscu. Na pewno zaoszczędziliby pacjenci. Ale nie może.
- Opieka transgraniczna rządzi się innymi prawami - tłumaczy Rafał Tomaszczuk.
Z takiego rozwiązania nie są zadowoleni lekarze.
- Czy to jest bezpieczne? Nie wiem - mówi prof. Zofia Mariak, kierownik kliniki okulistyki Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego. - Taki pacjent nie ma lekarza, który wszystko by kontrolował. Operujący swoje zrobi, a pacjent od razu wraca do Polski. I w razie komplikacji gdzie ma iść? - zastanawia się. Według niej problemem jest polski system ochrony zdrowia: - U nas jest system, który jak klincz zaciska wszystkie możliwości. Żaden szpital tak naprawdę nie ma wpływu na kolejki, na tempo zabiegu. I dlatego to nasi pacjenci wyjeżdżają. A do nas nie przyjeżdża nikt - mówi.
Na operacje zaćmy w Polsce czeka ponad 600 tys. osób. Na Podlasiu - ponad 11 tys.
Rozsądny termin to podstawa
W Polsce na operację zaćmy pacjenci czekają wiele miesięcy. Część z nich decyduje się na wyjazd na przykład na Litwę.
Jan Grochowski, okulista z Centrum Okulistycznego: To na pewno sposób na szybsze uzyskanie leczenia niż proponują to nasze szpitale. A z drugi strony to działanie jest chyba trochę bezsensowne, bo to przecież pieniądze wydane z budżetu państwa. Więc dlaczego nie mogą tych procedur wykonać nasze szpitale? Przecież są w stanie wykonać ich więcej. Kontraktu NFZ zwiększać im nie chce, ale będzie płacił podmiotom zagranicznym.
Pan nie ma podpisanej umowy z NFZ...
Ale w zasadzie nic nie stoi na przeszkodzie, by moi pacjenci zwrócili się do NFZ o zwrot kosztów. Moim zdaniem w ramach postępowania sądowego pacjent ma sprawę wygraną. Jeden najprostszy argument: dokumentacja tego, że mamy dwu-, trzyletnią kolejkę. W kraju, gdzie płaci się składki zdrowotne należy się świadczenie w rozsądnym terminie. I już są wyroki ze Stasburga dotyczące innych krajów. Nakazano zapłacić za każdą wykonaną procedurę. I kolejki niemal natychmiast się skończyły.
Ale NFZ woli płacić szpitalom z Litwy. Może tam jest lepsza aparatura?
No nie. Ja mam aparaturę z górnej półki.
Rozmawiała Agata Sawczenko
Białorusini też zapraszają
Podczas pobytu w Białymstoku Przewodniczący Rady Miasta Grodna Borys Fedorov zapraszał Polaków do leczenia się również w tym kraju. Polecał przede wszystkim kliniki kardiologiczne i stomatologiczne. Jednak nie tylko. - Jakie jeszcze i w których ośrodkach, będzie wiadomo za kilka dni - obiecuje Alla Fedorova, konsul generalny Republiki Białoruś w Białymstoku. Zapewnia, że procedury wyjazdu na leczenie do jej kraju nie będą skomplikowane. Jeśli leczenie ma trwać dłużej - do uzyskania wizy wystarczy zaproszenie ze szpitala. A jeżeli wybierzemy się do Grodna albo do obszaru Kanału Augustowskiego, możemy skorzystać z wprowadzonych ostatnio zasad ruchu bezwizowego - ale oczywiście pod warunkiem, że pobyt w klinice nie będzie dłuższy niż pięć dni.
Białostoccy lekarze do zaproszenia Białorusinów podchodzą sceptycznie. - Klinika kardiochirurgii w Grodnie powstała dopiero kilka lat temu - mówi prof. Tomasz Hirnle, kierownik Kliniki Kardiochirurgii USK. - Dziś nadal na pewno nie jest to ośrodek uznawany za referencyjny. A z drugiej strony u nas wykonywane są absolutnie wszystkie procedury kardiochirurgiczne - dodaje. I wcale nie trzeba długo czekać. Poza tym NFZ za leczenie na Białorusi na pewno nie zwróci pacjentowi pieniędzy.