W salonie w centrum Krakowa, łączącym gibko prêt-à-porter z haute couture, właścicielka kamienicy sponiewierała słownie profesorkę medycyny. Pierwsza jest administratorką nieruchomości oddziedziczonych po rodzicach i posiadaczką licencjatu z zarządzania zrobionego zaocznie na niedużej uczelni w interiorze Małopolski, druga – lekarzem wirusologiem i epidemiologiem z czterdziestoletnim stażem i imponującym, docenianym w Polsce i świecie, dorobkiem naukowym, na który składają się książki i setki artykułów opublikowanych w czołowych pismach medycznych. Pani profesor usłyszała od pani zarządczyni, że jest „nieukiem”, bo każe się szczepić i nosić maseczki.
Premier Mateusz Morawiecki od pewnego czasu konsekwentnie zachęca Polki i Polaków do szczepień, ale jednocześnie zastrzega, że rząd nie zdecyduje się na wprowadzenie – coraz powszechniejszych w świecie –udogodnień dla zaszczepionych (i ograniczeń dla niezaszczepionych). Powód? Pewna część opinii publicznej nie zgadza się na to. KROPKA. Z tą kropką związane są dwa potężne problemy.
Po pierwsze: w krajach, jak Francja i Włochy, w których zawczasu wprowadzono wspomniane rozwiązania, doszło do skokowego wzrostu odsetka zaszczepionych (sceptycy musieli zrobić to, co większość obywateli, by dalej pracować, albo chodzić do kina i restauracji); równocześnie najzatwardzialsi antyszczepionkowcy zostali odizolowani od wrażliwych grup społecznych. Dzięki temu udało się ograniczyć liczbę ciężkich przypadków zachorowań i zgonów:
W 67-milionowej Francji umiera 30 osób dziennie, w 60-milionowych Włoszech – 60, a tymczasem w 37-milionowej Polsce umarło w środę 250, a w czwartek już 270.
Pierwszy problem związany z „kropką” stawianą przez władzę nie tam, gdzie trzeba, można więc wyrazić brutalnym wzorem: brak stosownych decyzji równa się około 200 niepotrzebnych zgonów dziennie. Tyle że to nie matematyka. To ludzie. I jakoś mało pocieszające jest dla mnie, że 90 procent ofiar stanowią ci, którzy z różnych powodów się nie zaszczepili, w tym wyznawcy teorii globalnego spisku.
Drugi problem związany z „kropką” polega na zrównaniu opinii pani profesor wirusologii z opinią zarządczyni kamienicy. Tego zrównania dokonuje premier Morawiecki w sprawie, która, jak mi się zdaje, nie powinna podlegać tak swobodnej publicznej debacie, jak – dajmy na to – punktacja w „Tańcu z gwiazdami”. Mamy tu do czynienia nie tylko z kwestią życia i śmierci, ale i obszarem, w którym nauka doszła do pewnych ustaleń potwierdzanych teraz brutalnie przez statystyki zgonów.
Podczas wspomnianej awantury pani zarządczyni oskarżyła panią profesor medycyny, że „niczego nie czyta”. Zainteresowałem się, co jest źródłem „wiedzy” gorącej oskarżycielki „sprzedajnej nauki”. Dostałem adresy stron internetowych „z publikacjami uznanych autorytetów naukowych nie uczestniczących w spisku”. Szybko ustaliłem, że większość tropów prowadzi do praźródła tych pseudonaukowych wypocin, czyli Andrew Wakefielda, który – mówiąc najkrócej - sfałszował badania nad szczepionką MMR. Zrobił to, by zaoferować światu inną szczepionkę, nad którą sam pracował za dużą kasę. Został za to objęty zakazem wykonywania zawodu na Wyspach Brytyjskich, ale wyjechał do USA i stał się tam klasycznym kaznodzieją nowego kościoła, czyli ruchu antyszczepionkowców.
Wakefield i jemu podobni publikują (objawiają wiernym) kolejne rewelacje, które jako „najczystsza nauka” błyskawicznie obiegają świat – w formie o piekło atrakcyjniejszej niż ustalenia NAUKI. Kaznodzieje zbijają na tym fortunę, oferując nie tylko płatne spotkania i wykłady, ale i całą masę specyfików „wzmacniających odporność”, a nawet rzekome lekarstwa na covid.
Aparat poznawczy pani zarządczyni i innych wyznawców tej wiary jest dokładnie taki, jak telewidza, który słuchając Krystyny Czubówny komunikującej w programie przyrodniczym, iż „wąż ma 100 zębów, człowiek 32, a chomik 16”, wykrzykuje: O, kulde! Jestem chomikiem!”. Byłoby to nawet śmieszne, gdyby nie kosztowało życia wielu tysięcy ludzi, w tym blisko 300 Polaków dziennie.