Lex Ardanowski, czyli polowanie na ludzi spacerujących po lesie?
Z Karoliną Kuszlewicz, adwokatką zaangażowaną w obronę praw zwierząt, rozmawiamy m.in. o konstytucji i niebezpieczeństwach, jakie niesie specustawa, zwana lex Ardanowski.
Olga Tokarczuk wystąpiła niedawno z inicjatywą, aby wpisać zwierzęta do konstytucji. W naszym pięknym kraju na takie dictum ten i ów pewnie podrapał się ze zdziwieniem po głowie...
W Polsce ten pomysł jest innowacyjny, jednak jeśli spojrzymy na inne kraje, nie jest on czymś odosobnionym. Wystarczy zajrzeć do naszych zachodnich sąsiadów. W konstytucji Niemiec zwierzęta i naturalne warunki życia są traktowane jako dobro konstytucyjne. U nas w żadnym przepisie Konstytucji zwierzęta wprost nie są wyrażone. Jest tylko mowa o ochronie środowiska, tymczasem potrzebujemy uznać, że ochrona przed okrutnym traktowaniem każdej czującej istoty także jest dobrem najwyższym.
No dobrze, ale tak konkretnie, czemu miałoby to służyć? Po co wpisywać zwierzęta do konstytucji?
Aby wyrównać ich szanse w konflikcie z ludzkimi interesami. Nie po to, aby postawić je nad człowiekiem, ale żeby przynajmniej mogły być w sporze. Żeby Trybunał Konstytucyjny, który zajmował się ubojem rytualnym, rozpatrywał ochronę zwierząt, ich prawo do niecierpienia oraz, z drugiej strony, prawo do praktykowania własnej religii jako wartości, które w ogóle mogą ze sobą dyskutować. Dopóki przyjmuje się proste założenie, że zwierzęta są chronione tylko na poziomie ustawy, to nawet nie mogą wchodzić w dyskusje z wartościami konstytucyjnymi. Wpisanie zwierząt wprost do konstytucji nie jest więc jakąś wzniosłą ideą, ale ściśle pragmatyczną.
Podczas spotkania poświęconego książce „Prawa zwierząt. Praktyczny przewodnik” mówiła pani o tym, jak różnie traktujemy zwierzęta do przytulania i te przerabiane.
Ten podział jest dość ostro zarysowany. Ustawa dzieli zwierzęta na domowe i gospodarskie, jakby ten podział był rozłączny. Pytanie, czy zwierzę gospodarskie, czyli hodowane po to, aby coś z niego uzyskiwać, może być traktowane jak zwierzę towarzyszące? Takie pytanie nie ma znaczenia wyłącznie teoretycznego. Ustawa pozwala zabijać zwierzęta gospodarskie, hodowane w celu pozyskiwania surowców. Kiedy jednak dane zwierzę, chociaż tradycyjnie gospodarskie, nie jest hodowane po to, aby pozyskiwać mięso, skóry czy mleko, ale dlatego, że jest traktowane jako przyjaciel człowieka, to wówczas jego zabicie będzie przestępstwem. Jeżeli jednak to samo zwierzę jest utrzymywane jedynie w celach hodowlanych, jego zabicie jest dopuszczone prawem. To pokazuje, że pakiet sympatii, jaki dajemy, wpływa na to, czy zwierzę ma prawo do życia.
Ogromne emocje budzi specustawa, nazwana na cześć ministra rolnictwa lex Ardanowski. Jeżeli zostanie przyjęta, każda osoba, która weszła w drogę myśliwym podczas łowów, może stanąć przed sądem.
Ja o tej bardzo szkodliwej ustawie mówię, że w ramach polowania na zwierzęta jest to polowanie na ludzi. Chodzi o to, aby pod przykrywką rzekomej ochrony zwierząt hodowlanych, wypędzić z lasu aktywistów i aktywistki, żeby nie patrzyli na ręce środowisku myśliwskiemu, które dotychczas miało dużą swobodę. Spór wokół lex Ardanowski pokazuje, że to prawo jest bardzo złe i nawet jeśli wejdzie w życie, szybko będzie musiało być zmienione. Wyobrażam sobie sytuację, gdy do rolnika, który będzie pracował na własnym polu, zostanie wezwana policja, bo ktoś uzna, że on utrudnia polowanie. Próba wprowadzenia przepisów ścigających ludzi w lasach za przeszkadzanie w polowaniach, za przestępstwo - to jest bardzo poważna sprawa - pokazuje, jak bardzo władza zamiast rozwiązywać konflikty, pozwala na ich zaostrzanie.
I w jakim kryzysie znalazło się środowisko łowieckie?
Przyszedł czas, aby zmienić sposób myślenia o łowiectwie. Konflikt pokazuje, że społeczeństwo nie godzi się już, aby to się odbywało dla jakiejś przyjemności, rozrywki, a nawet swoistej tradycji. Myśliwi próbują się tu bronić przed krytyką, a tak się nie da, bo po prostu zmieniły się wartości, ale i technologia, która pozwoliła ujawniać publicznie nadużycia, do jakich dochodzi, pokazane w reportażu Piotra Czabana. Ludzie już nie są ślepi i to się nie zmieni, to łowiectwo w aktualnym kształcie musi odejść do lamusa. Moim zdaniem w Polsce powinna powstać wyspecjalizowana służba łowiecka, która będzie reagowała w ściśle określonych przypadkach, gdy jedynym rozwiązaniem jest pozbawienie zwierzęcia życia. Jest XXI wiek, nie ma już miejsca na kultywowanie tradycji poprzez praktykowanie zabijania! Regularnie też słyszymy o wypadkach związanych z postrzeleniem na polowaniu osoby postronnej czy innego myśliwego. To się musi zmienić.
Ale lex Ardanowski ma przecież przede wszystkim służyć walce z afrykańskim pomorem świń.
I nie rozwiązuje żadnych problemów. Aby skutecznie walczyć z ASF, trzeba przede wszystkim przestrzegać standardów bioasekuracji. Poza tym specustawa mówi, że kontrola odstrzałów sanitarnych przez Inspekcję Weterynaryjną może odbywać się na wniosek dzierżawców bądź zarządców obwodów łowieckich. Ci sami będą więc wnioskowali o kontrolę tych samych. To się po prostu nie może udać! Dalej - nie ma żadnej sankcji za to, że myśliwi nie zgłoszą polowania zbiorowego czy odstrzału sanitarnego. Przypadkowy człowiek, który pójdzie do lasu i spotka myśliwych, będzie się jednak musiał liczyć z tym, że zostanie potraktowany jako utrudniający polowanie. Przy polowaniach zbiorowych dzierżawcy i zarządcy obwodów łowieckich teoretycznie mają obowiązek zgłosić to do urzędu gminy i ta informacja powinna zostać opublikowana, aby ludzie wiedzieli, że takie polowanie trwa. Z mojej praktyki jednak wynika, że ten obowiązek nie zawsze jest respektowany. Możemy więc wyobrazić sobie sytuację, w której ktoś idzie do lasu i nawet sprawdzi na stronie urzędu, a następnie trafi na polowanie. I co? Ci, którzy mieli zgłosić, ale nie zgłosili, nie będą mieli żadnej sankcji, natomiast ten człowiek będzie się musiał tłumaczyć, że nie przyszedł tu celowo utrudniać polowania, lecz na grzyby! Jest to nieproporcjonalne. Ta ustawa jest antyspołeczna.
Pomimo tego Sejm ją przyjął, Senat również i prezydent zapewne również podpisze.
Gdybyśmy mieli dobrze funkcjonujący Trybunał Konstytucyjny, to może by trzeba było pomyśleć nad zaskarżeniem przepisów tej ustawy. Wiadomo jednak, że sprawy w Trybunale praktycznie się nie toczą. Moim zdaniem, jeżeli to prawo wejdzie w życie, dojdzie do kilku skandalicznych, kuriozalnych sytuacji, mam nadzieję, że nie niebezpiecznych dla ludzi i zwierząt. Okaże się na przykład, że rolnicy mogą być przeganiani z pola przez myśliwego na polowaniu albo jakaś grzybiarka, która wejdzie do lasu podczas polowania, zostanie potraktowana jak potencjalny przestępca. Wtedy większość się zgodzi, że to prawo trzeba zmienić. Zresztą przecież na przełomie 2017 i 2018 roku przez kilka miesięcy obowiązywało wykroczenie za blokowanie polowań. Sami rządzący zdali sobie sprawę z tego, że przepis jest absurdalny i został uchylony.
Po czym pewnie ci sami ludzie wprowadzają dziś lex Ardanowski.
Niestety. Ta ustawa jest posunięciem bardzo krótkowzrocznym i populistycznym. Wirus się rozprzestrzenia, rolnicy są wściekli, trzeba więc pokazać, że coś się robi. Zwalczanie ASF wymaga procesu. Działania bardzo przemyślanego i żmudnego. Czesi również odstrzeliwali dziki, ale robili to w sposób bardzo selektywny, byli do tego dobrze przygotowani. U nas tego rozważnego planu moim zdaniem brak. Ustawa ma pokazać - oto mamy rozwiązanie. Ale ona niczego nie rozwiąże, a jedynie rozmyje odpowiedzialność za walkę z ASF. Winni będą aktywiści, winni mogą się nawet okazać myśliwi, którzy przecież mają tyle narzędzi i nikt im już nie przeszkadza, winna będzie policja, bo nie nadąży za ściganiem ludzi w lasach. Winne mogą się okazać samorządy, ponieważ nie zagrodziły dróg publicznych, a do tego na podstawie specustawy mogę zostać zobowiązani. Wrogiem jest ASF, nie zwykli ludzie spacerujący w lesie.