Sporo osób odwiedzało w ostatnich dniach łódzkie kantory i sprzedawało w nich amerykańskie dolary. To reakcja na wybory w USA, w których na prezydenta tego kraju został wybrany Donald Trump. Kiedy wiadomość ta ujrzała światło dzienne, kurs dolara poszybował ostro w dół, ale z godzinę na godzinę odrabiał straty i w efekcie jego średni kurs w Narodowym Banku Polskim wyniósł w środę 3,93 zł (czyli o 2 grosze więcej niż dzień wcześniej). W czwartek kurs ten był jeszcze wyższy - 3,99 zł. W łódzkich kantorach sprzedawano go tego dnia po 4,03-4,06 zł, a skupywano po 3,94-3,99 zł.
- Odwiedzają nas osoby, które do tej pory miały oszczędności w dolarach - mówi Małgorzata Motylińska z kantoru przy ul. Piotrkowskiej. - Nie są pewne tego, czy lada dzień dolar nie straci na wartości, więc wolą się go pozbyć. Niektórzy przynoszą po 200-500 dolarów, a niektórzy po kilka, nawet 30 tys. Większe sumy w amerykańskiej walucie wymieniają też studenci pochodzący z Rosji i Ukrainy. Chcą pewnie skorzystać z okazji i za taką samą ich ilość, dostać więcej w złotówkach.
Obecny wzrost kursu dolara eksperci tłumaczą nie siłą amerykańskiej waluty, ale słabością polskiego złotego.
- Do tej pory, kiedy na świecie działo się coś niespodziewanego, inwestorzy lokowali środki w dolarach i tym samym zyskiwał on na wartości - mówi Krzysztof Kolany, główny analityk z ekonomicznego portalu internetowego bankier.pl. - Teraz coś niespodziewanego wydarzyło się w USA, zastanawiają się, więc, dokąd tym razem powinni uciec i czy w ogóle. Stąd te wahania, których nie unikniemy zapewne w ciągu najbliższych tygodni. Polska waluta jest z kolei cały czas w gronie tych ryzykownych, a w niepewnych sytuacjach inwestorzy zawsze z nich rezygnują. Tak też dzieje się i w tym przypadku.
Słaba złotówka powoduje, że w górę idą też inne waluty, m.in. brytyjski funt (średni kurs w NBP w czwartek - 4,94 zł), szwajcarski frank (4,04 zł) oraz euro (4,34 zł).