Katarzyna Janiszewska

Lokatorzy odcięci od gazu. Ktoś chce się ich pozbyć?

Marian Szlachetka ma 70 lat. Przez tydzień razem z żoną chorą na astmę mieszkali bez prądu i gazu. Właściciel budynku tłumaczył, że musiał przeprowadzić Fot. Andrzej Banaś Marian Szlachetka ma 70 lat. Przez tydzień razem z żoną chorą na astmę mieszkali bez prądu i gazu. Właściciel budynku tłumaczył, że musiał przeprowadzić kontrolę instalacji, żeby podłączyć media
Katarzyna Janiszewska

Minęły prawie dwa tygodnie od pożaru przy ulicy Starowiślnej, ale w kamienicy ciągle nie ma gazu. Mieszkańcy twierdzą, że właściciel budynku chce uprzykrzyć im życie, żeby się wyprowadzili

Przez ponad tydzień lokatorzy kamienicy przy ul. Starowiślnej 43 żyli bez prądu i gazu. Po tym, jak w budynku wybuchł pożar trzeba było odłączyć media. Właściciel długo nie chciał podłączyć ich na powrót. W sobotę w mieszkaniach pojawił się prąd, nie ma go jednak w klatce schodowej. Ciągle brakuje gazu, a z nim ogrzewania i możliwości gotowania posiłków.

Administracja tłumaczy, że prowadzony jest przegląd techniczny. Lokatory obawiają się, że to tylko wymówka, sposób na uprzykrzenie im życia i „wykurzenie” z budynku, który właściciel niedawno kupił.

Zimno i ciemno

Marian Szlachetka z żoną mieszkają w kamienicy przy ulicy Starowiślnej od 1982 roku. Oboje są już na emeryturze. Lokal otrzymali z tzw. kwaterunku. Przez tydzień byli odcięci od mediów. Jakoś sobie radzili. Mają angielkę (piec z blachą) i piec kaflowy.

- Palimy, ile wlezie - mówi pan Marian. - Wszyscy inni lokatorzy przez tydzień przychodzili się do nas ogrzać. U sąsiada było tak zimno, że w łazience wisiały sople. Światła nie mieliśmy, więc wieczorami siedzieliśmy przy świecach. Teraz w mieszkaniach prąd jest, ale na klatce dalej ciemno, można się zabić, jak człowiek wraca wieczorem. Gazu brak już prawie dwa tygodnie, nie mamy jak gotować.

Część lokatorów nie wytrzymała, wyprowadziła się do hotelu, który miasto zaoferowało im po pożarze, ale inni chcą żyć na swoim.

U sąsiada w łazience wisiały lodowe sople. Wieczorami siedzieliśmy przy świecach

- W tych warunkach, przy ośmiu stopniach Celsjusza jakie mieliśmy w mieszkaniu, dorosły by nie dał rady, a co dopiero dziecko - zauważa Zbigniew Janik. - Dlatego siostra z córeczką się wyniosły do hotelu, a ja mieszkam u znajomego. Ale przecież nie mogę tego w nieskończoność przeciągać. Tymczasem nie zanosi się na to, abym szybko mógł wrócić.

Chcą się nas pozbyć!

Lokatorzy są przekonani, że właściciel budynku wykorzystuje pożar i odcięcie mediów jako okazję do tego, by zmusić ich do wyprowadzki. Choć oficjalnie wypowiedzenia nikt jeszcze nie dostał, martwią się, że to tylko kwestia czasu.

Jak zauważa pan Zbigniew, budynek palił się od frontu. W dwóch pozostałych oficynach nic się nie wydarzyło. Mężczyzna nie rozumie więc, co stoi na przeszkodzie, aby odciąć tylko jedną klatkę, a w dwóch pozostałych podłączyć media?

- Chodzi po prostu o to, by uprzykrzyć nam życie - twierdzi z przekonaniem Janik. - Rozumiem, że ktoś nabył kamienicę i chce nią dysponować. Ale przecież wiedział, że kupuje ją z lokatorami. Takie sprawy można załatwić po ludzku.

Pan Marian dodaje, że taka sytuacja, jaka ponad tydzień panowała w budynku, naraziła lokatorów na utratę zdrowia, a nawet życia. - Moja żona cierpi na astmę, najgorszą z najgorszych - wyjaśnia Szlachetka. - Ma taki specjalny aparacik, który musi podłączać do prądu. Przez tydzień nie mogła tego zrobić.

Oboje są już na emeryturze, żona dostaje 730 zł. Za czynsz małżeństwo płaci 760, żyją więc z emerytury pana Mariana.

- Nawet gdybyśmy chcieli się wynieść, nie stać nas, by wynająć mieszkanie na wolnym rynku - tłumaczy starszy pan. - Przy takich dochodach, jakie z żoną mamy, nikt nam nie da kredytu. Jesteśmy bez wyjścia

Co będzie dalej?

Po pożarze Państwowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego nałożył na właściciela kamienicy obowiązek usunięcia skutków pożaru poprzez wykonanie szeregu robót, m.in. przywrócenie sprawności instalacji elektrycznej w budynku oficyny środkowej i tylnej.

Ewa Wadas z firmy ADMUS, która zarządza kamienicą wyjaśnia, że prowadzono przegląd instalacji elektrycznej. Stąd długie oczekiwanie lokatorów na podłączenie prądu.

- Przecież w budynku był pożar, instalacja została zalana wodą, trzeba było sprawdzić, czy wytrzyma ponowne podłączenie, czy nie będzie spięcia - wyjaśnia Wadas. - Kto weźmie na siebie odpowiedzialność za życie 16 osób? Wszyscy są mądrzy, myślą, że to takie proste, ale papierka nikt nie podpisze. Każdy tylko spycha problem - dodaje. Na gaz lokatorzy muszą czekać.

Niepewny los

Wadas nie rozumie obaw mieszkańców. - Mają przydziały domieszkań, umowy najmu - zauważa. Przyznaje jednak, że nie zna planów właściciela, który kupił kamienicę. Tymczasem na balkonie na pierwszym piętrze wisi baner z informacją o mieszkaniach na sprzedaż. Obecni lokatorzy płacą niższy, regulowany przez wojewodę czynsz. Gdyby właściciel sprzedał mieszkania lub wynajmował po cenach rynkowych, zarobiłby dużo więcej...

Czy gmina może interweniować? Okazuje się, że nie, bo nie ma w budynku udziałów.

- Ta nieruchomość to własność spółki prawa handlowego. Nie należała nigdy do Skarbu Państwa. Została zakupiona w sierpniu 2016 roku od osób fizycznych - podaje Justyna Habrajska z Biura Przejmowania Mienia i Rewindykacji Urzędu Miasta Krakowa. - Gmina nie prowadziła postępowań zmierzających do ewentualnego nabycia.

Katarzyna Janiszewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.