Luksus własnego zdania Jana Rokity. Aresztowania
Im bardziej realnie wygląda możliwość zmiany władzy po przyszłorocznych wyborach, tym częściej powracają zapowiedzi przyszłych aresztowań liderów PiS. W epatowaniu swych zwolenników taką „obietnicą” celuje Donald Tusk. A filmik z zapisem fragmentu jego wiecu w Kluczborku na ten temat jest dostępny na Youtubie i warto obejrzeć go z uwagą.
Tusk przewiduje tam kłopoty z zebraniem w przyszłym sejmie większości potrzebnej do postawienia przywódców PiS w stan oskarżenia przed Trybunałem Stanu. I wskazuje na potrzebę użycia zwykłej prokuratury i sądów, aby doprowadzić do uwięzienia przeciwników politycznych. Mówi, iż „Trybunał Stanu to byłaby pieszczota”, gdyż rzecz nie w tym, aby przywódcy PiS utracili prawo ubiegania się o urzędy, ale by „poszli siedzieć”. Nie całkiem jasny kontekst nieskładnych gramatycznie zdań Tuska zdaje się wskazywać, że owo „posadzenie” przywódców PiS uważa on za „istotę sprawy”, za którą „jest gotów życie oddać”.
Nie sposób rozstrzygnąć, czy Tusk istotnie kazał już prawnikom (których ma przecież na zawołanie), aby przygotowywali przyszłe nakazy aresztowań i akty oskarżenia. Czy też raczej to Tuskowi spin-doktorzy uznali, że dobrze będzie przed wyborami pobudzić takimi obietnicami namiętności sfanatyzowanych aktywistów partyjnych. Za tym drugim „utylitarnym” wariantem przemawiałby fakt, iż Tusk żywi pragnienie odwetu za podobne groźby, miotane w przeszłości przeciw niemu przez polityków prawicy. W 2016 roku Kaczyński mówił, że „toczące się postępowania mogą doprowadzić do tego, że Tuskowi zostaną postawione zarzuty”. A jak twierdził „Financial Times”, w rozmowie z kanclerz Merkel miał żartować sobie, że za Tuskiem Polska wystawi Europejski Nakaz Aresztowania.
Dziś wiadomo, że Kaczyński w ten sposób dążył (i to dążył nieudolnie) do podważenia woli unijnej Europy, aby powierzyć Tuskowi funkcję szefa Rady Europejskiej na drugą kadencję. W każdym razie historia pokazała, że tamte pogróżki wobec Tuska były nieczystą grą, a nie jakimś realnym planem. Teraz jednak sprawy mają się inaczej. Primo dlatego, że zaciekła wrogość Tuska wobec PiS-u narastała i kumulowała się przez długi czas, dusząc się w ciągu tych ośmiu lat z poczucia bezsilności. Takie sytuacje, nie tylko zresztą w polityce, rodzą o wiele silniejszą żądzę odwetu. Secundo, bo rzesza rozjuszonych dyspozycyjnych prawników czeka tylko na sygnał do odwetu za swoje „krzywdy”, doznane od PiS-u. Zaś tertio, gdyż pokusa zemsty musi być silniejsza, skoro dzisiejsza opozycja nie będzie mieć żadnego wielkiego projektu, któremu mogłaby dać się owładnąć po zwycięstwie, tak jak PiS-em owładnął po roku 2015 roku projekt wielkich programów socjalnych.
Obóz centrolewu nie ma jednolitego przywództwa, jest skonfliktowany w drażliwych kwestiach ideologii, a na dodatek władza, o ile nawet wpadnie mu w ręce, sprawowana będzie w szczycie dekoniunktury gospodarczej. A całkiem możliwe, że i międzynarodowej, jeśli wojna na wschodzie potoczy się w kiepskim dla Polski kierunku.
Wszystko to sprawia, że dzisiejsze zapowiedzi aresztowań za politykę w wydaniu Tuska brzmią o wiele bardziej realistycznie niźli tamte sprzed sześciu lat, w ustach Kaczyńskiego. Tym bardziej że rosnąca brutalność polityki w krajach demokratycznych, nie jest li tylko polską specjalnością. A jeśli lewicy w USA uda się doprowadzić do aresztowania Trumpa, to Tusk z pewnością zobaczy w tym inspirację i zachętę dla swoich planów.