Luksus własnego zdania Jana Rokity. Dywersja przeciw armii
Nie sposób mieć pewność, iż wypadki wojenne, jakie miały się zdarzyć w wypoczynkowo-turystycznym miasteczku Kreminna koło Ługańska, zdarzyły się naprawdę.
Ale jeśli wierzyć Ukraińcom i rosyjskim blogerom wojskowym, to ponoć było tak, że znany czeczeński dowódca - „kadyrowiec” zrobił zbiórkę rosyjskich żołnierzy przed wymarszem na front, po czym dwie godziny kazał im czekać na własne przemówienie. Wtedy na plac apelowy uderzyła ukraińska rakieta, zabijając co najmniej stu ludzi i niszcząc sprzęt przygotowany do wymarszu. Być może w tej relacji jest jakieś przekłamanie albo przesada, która ma służyć kompromitacji czeczeńskiego generała. Bo też powód po temu mają zarówno Ukraińcy, jak i sławetni „wagnerowcy”, czyli rosyjscy najemnicy skonfliktowani z rosyjskimi dowódcami, ale i rywalizujący z Czeczenami o to, kto lepiej, skuteczniej i okrutniej potrafi zabijać Ukraińców.
To jednak, co nas tu interesuje, to nie badanie prawdziwości tych zdarzeń. Ale raczej skala i radykalizm reakcji czołowych blogerów rosyjskiego internetu, czytanych i komentowanych przez tysiące użytkowników sieci. Przyzwyczailiśmy się do tego, że wszelkie rosyjskie media, i te tradycyjne, i te społecznościowe, nie znają ograniczeń , gdy idzie o licytowanie się agresją wobec Ukraińców, Polaków czy całego Zachodu. W masowo oglądanych rosyjskich programach telewizyjnych były już wezwania do topienia rodzących się ukraińskich dzieci albo zrzucenia bomby atomowej na Warszawę. Nie od dziś także światowe media obiegają krytyki rosyjskich dowódców, w których celuje zwłaszcza sławetny przywódca „wagnerowców” Prigożyn. To już znamy. Jednak to, co musi zadziwiać racjonalnego obserwatora tej wojny, to swoboda, z jaką w rosyjskiej sieci może się rozwijać wściekła, napastliwa i podżegająca do morderstw nagonka na rosyjską armię.
„Toczymy wojnę z własną głupotą i niechlujstwem, wysmarowanym upiększonymi oficjalnymi doniesieniami” - pisze jeden z czołowych rosyjskich blogerów wojskowych, po tym, jak pojawiły się doniesienia o zdarzeniach w Kreminnej. Inny wzywa do zastosowania „elektrycznej miotły” wobec „degenrałów”, którzy jego zdaniem dowodzą rosyjską armią. Jeszcze inny kpi z rosyjskiego systemu odpowiedzialności dowódców za doprowadzenie do nonsensownych przypadków śmierci żołnierzy. Pisze: „Czy tym razem możemy spodziewać się dla nich kary, czy wszystko się powtórzy, tak jak zwykle?”. A tysiące, ba… dziesiątki tysięcy Rosjan z roznamiętnieniem dyskutują w sieci pod tymi wpisami.
Nawet w wolnym i demokratycznie rządzonym kraju każda władza starałaby się jakoś przyblokować tego rodzaju dyskusję podczas wojny. Więc to, że taka nagonka na armię jest tolerowana przez autorytarny reżim Putina, jest trudne do pojęcia. Skądinąd ten sam reżim, który przecież potrafi aresztować i skazywać na 25 lat łagrów liberalnych opozycjonistów (jak Siergiej Kara-Murza) za to, że śmieli w ogóle cokolwiek mówić na temat wojny. Być może jest tak, że ścisła cenzura wojenna i brutalne represje zostały w Rosji zastrzeżone tylko dla przeciwników Putina i jego inwazji na Ukrainę. Zaś tym, którzy robią nagonkę na armię za to, że nie potrafiła do tej pory rozbić Ukrainy, wolno mówić wszystko. Nawet jeśli ceną jest rozkład morale rosyjskiego wojska i społeczeństwa. Tak czy owak ta dywersja w rosyjskiej sieci, skierowana przeciw rosyjskiej armii, jest z pewnością świadectwem słabości, a nie siły kremlowskiego reżimu.