Wybuch wojny stawia nas-Polaków w sytuacji prawdziwej zgryzoty moralnej - pisze Jan Rokita
Tyle razy w historii wypominaliśmy wolnemu światu, iż to nas zostawił w osamotnieniu wobec przeważającego wroga, gdyż nie chciał „umierać za Gdańsk”. Czyli mówiąc językiem polityki – nie zamierzał dla wolności Polski ryzykować europejskiej wojny. To doświadczenie opuszczenia i samotności, ukształtowało polską wizję naszych własnych dziejów. I oto dziś stajemy w sytuacji, w której to my jesteśmy skazani na bezsilne patrzenie, jak pod rosyjskimi rakietami i czołgami deptana jest dopiero co wywalczona wolność naszych sąsiadów – Ukraińców. To co możemy realnie dziś dać zaatakowanej Ukrainie, to niestety tylko słowa, tak samo, jak dawano je nam w 1939 albo 1944 roku. Nawet zbyt późno i zbyt niemrawo zaoferowaliśmy Ukraińcom broń. Liczyliśmy na to, że w ten sposób nie damy kremlowskiemu tyranowi pretekstu do ataku. I jak zwykle w takich razach w historii, liczyliśmy nie tylko głupio, ale i daremnie.
Jest jasne, że choć NATO jest największą potęgą militarna świata, nikt nie stanie w obronie Ukrainy. Strach przed niewyobrażalną skalą powszechnej wojny jest czymś, do czego musimy się dziś przyznać przed samymi sobą. To nie jest strach pozbawiony podstaw. Wszczynając bombardowania Kijowa, Charkowa, Łucka – kremlowski tyran pokazał skalę determinacji. Więc nikt nie może być pewnym do czego byłby zdolny, gdyby okazało się, że nagle wpadł w pułapkę. Dlatego właśnie będziemy bezsilnie patrzeć, jak Ukraina bije się o wolność. Nawet sami Ukraińcy okazują tak wiele poczucia realizmu, że oczekują od nas tylko zdecydowanej polityki oraz broni. To w sumie bardzo mało. Znacznie mniej, niż mogliby oczekiwać, jeśliby patrzyli na rzeczy z perspektywy moralnego idealizmu.
Nie wiemy jakie są cele kremlowskiego tyrana w tej wojnie. Niektórzy spekulują, że planuje utworzenie swej wymarzonej „Noworosji”, czyli pseudo-państwa, które sięgałoby od granic Rosji, aż po Dniepr. W takim scenariuszu ocalałaby wolna prawobrzeżna Ukraina, jako swoisty bufor oddzielający nas od Rosji.
Bardziej prawdopodobne wydaje się, że (jak prognozował wywiad USA) kremlowski plan polega na likwidacji władz państwa ukraińskiego i zastąpieniu ich rządem kolaboracyjnym, wedle modelu quislingowskiego. Nie znamy też skali oporu samych Ukraińców, choć w pamięci mamy niedawne słowa burmistrza Kijowa Witalija Kliczki, iż w ukraińskiej stolicy „strzelać się będzie do okupanta z każdego okna”. Ukraińców znamy z historii jako naród zdolny do niewyobrażalnej twardości, determinacji i bohaterstwa. I wiele wskazuje ostatnio na to, że mroczne dziesięciolecia sowietyzmu tej narodowej cechy naszych sąsiadów nie przemogły.
Ważne jednak, by Ukraińcy, także ci licznie zamieszkujący w Polsce, wiedzieli o tym, że nasze poczucie bezsilności dolega nam dzisiaj wyjątkowo mocno. I że patrzymy z podziwem na to, iż w sumie w tak krótkim czasie, jaki minął od powstania wolnej Ukrainy, udało im się nie tylko zbudować silne państwo, ale przede wszystkim – odbudować poczucie narodowej tożsamości i ukraińskiego patriotyzmu. Świadectwem tego stał się w ostatnich tygodniach spokój i dyscyplina społeczna panująca na Ukrainie, a także niezwykle odpowiedzialna postawa władz państwa, z prezydentem Zieleńskim na czele. Dziś, dzień po wybuchu wojny, możemy tylko z nadzieją na przyszłość przekazać wam – bracia Ukraińcy z serca płynące słowa: Хай живе, живе вільна Україна!