Luksus własnego zdania Jana Rokity. Nie tak pewny sojusznik
W środę wieczorem Giorgia Meloni, przywódczyni Braci Włoskich, opublikowała w sieci film ze swoim przemówieniem, wygłoszonym w trzech językach - po angielsku, hiszpańsku i francusku.
Bracia Włoscy są dziś najsilniejszą partią polityczną w Italii, współtworzącą prawicową koalicję, która ma duże szanse, aby objąć władzę po wyborach 25 września. Na to, że Meloni będzie już za chwilę nowym premierem Włoch liczy PiS, którego sekretarz generalny parę dni temu z nadzieją mówił o „nowych sojusznikach”, jakich wkrótce będzie mieć Polska w Unii.
Perspektywa zainstalowania się Meloni w rzymskim Palazzo Chigi budzi jednak przerażenie w unijno-europejskim establishmencie, tym bardziej, że jej zastępcą w rządzie miałby zostać znienawidzony przez media i polityków unijnych szef Ligi – Matteo Salvini. Więc zgodnie ze zwyczajem, jaki powoli utrwala się w unijnej polityce, hipotetyczny przyszły rząd włoski, jest już z góry obiektem dzikiej propagandowej nagonki. W mediach mnożą się pseudo-śledcze teksty, dowodzące, iż włoskimi wyborami steruje Putin, a o Meloni nie pisze się inaczej, aniżeli „faszystka”.
Najwyraźniej pani premier in spe uznała, że trzeba wziąć byka za rogi i dać odpór tej propagandzie. Stąd zapewne pomysł, aby mowę nagrać w w trzech europejskich językach, a nie po włosku. Meloni najwięcej opowiada o tym, jak włoska prawica już dawno temu odrzuciła dziedzictwo faszyzmu, a przy okazji czyni wyraźne gesty sympatii w stronę Żydów i Izraela.
Ma tu zapewne rację, gdyż reputacja „faszystki” łatwo mogłaby obrócić przeciw Italii pod jej rządami silne międzynarodowe lobby żydowskie, co w sytuacji kraju najbardziej w Europie zadłużonego i zależnego przez to od widzimisię globalnych bankierów, byłoby – trzeba przyznać – sporym i bezsensownym ryzykiem. Meloni przeciwstawia się także szeroko upowszechnionym opiniom, które nazywa „bzdurami”, jakoby jej przyszły rząd miał zaprowadzić w Italii autorytaryzm, albo wystąpić ze strefy euro. I atakuje ostro europejską lewicę, jako świadomego autora tej oszczerczej czarnej propagandy.
Słuchając tej swoistej mowy obrończej Giorgii Meloni zastanawiałem się nad tym, na ile uzasadnione są nadzieje PiS-u na pozyskanie po 25 września istotnego sojusznika w polskich sporach z Brukselą. Faktem jest, że to co łączy dziś Kaczyńskiego i Meloni – to z jednej strony antyrosyjskość (to skądinąd duża i cenna rzadkość we włoskiej polityce), a z drugiej – emocjonalna niechęć do panującej w Unii lewicowej ideologii. Na rzecz przyszłego polsko-włoskiego sojuszu przemawia także fakt, iż PiS wraz z Braćmi Włoskimi są członkami tej samej międzynarodówki – Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Jednak ton mowy Meloni sugeruje wyraźnie, iż bardzo zależy jej na tym, aby z góry wykluczyć podejrzenia o jakieś przyszłe awantury z brukselską eurokracją.
Meloni zarzeka się, że Bracia Włoscy „są po prostu partią włoskich konserwatystów” i w żadnym razie nie ma tam jakichś okropnych eurosceptyków. Nie występuje tym razem (co przecież czyniła w przeszłości), jako lider gotowy wejść w spór z unijnym establishmentem, ale raczej jako ktoś, kto pragnie zabiegać o względy tego establishmentu. Muszę przyznać, że patrząc na nową, miękką i bardzo unijną twarz Giorgii Meloni nabrałem wątpliwości, czy włoska premier in spe gotowa by była jeszcze bardziej popsuć sobie reputację w Brukseli, broniąc interesów swojego prawicowego polskiego sojusznika.