Luksus własnego zdania Jana Rokity: Southport. Zbrodnia i rozruchy
Gdyby nie fakt, iż chodzi tu o prawdziwe tragedie, można by rzec, że w Europie Zachodniej obserwujemy już któryś raz z rzędu swoisty „stały fragment gry”. Wedle takiego znanego i stałego scenariusza rozegrały się właśnie poniedziałkowe tragiczne zdarzenia w nadmorskim kurorcie Southport, położonym koło Liverpoolu, w północno-zachodniej Anglii.
W biały dzień, w środku miasta, ktoś nagle zabija kilka przypadkowych osób. I coraz częściej są to dzieci, bo tego rodzaju zbrodniarze wiedzą, że morderstwa popełnione na dzieciach wzbudzają najsilniejszy szok opinii publicznej. W Southport morderca zasztyletował na śmierć troje dzieci, ciężko raniąc około dziesięciu. Wkrótce potem, z pomocą zwykłych ludzi, morderca zostaje schwytany przez policję. I od tej pory właśnie następuje ów patologiczny „stały fragment gry”.
Otóż tak, policja, jak i wszystkie służby państwowe, koncentrują się na tym, aby nie podać tylko jednej informacji: że zabójca jest Murzynem, Arabem, a na dodatek często islamistą. Rzecznicy władz dokonują cudów słownej ekwilibrystyki, aby nie ujawnić owego faktu. Ale za to intensywnie zaprzeczają, iż mogłoby tu chodzić o jakiś akt terrorystyczny. „Nie” - mówią - „to z pewnością jakiś szaleniec albo ktoś z motywami natury osobistej”. A te przemilczenia i zaprzeczenia zawsze wywołują ten sam i dobrze znany efekt.
W miasto idzie hyr, że to kolejny mord popełniony przez ubiegającego się o azyl imigranta, a prawicowe ugrupowania wzywają do antyrządowych manifestacji. Zbiera się tłum, który najpierw czuwa dla upamiętnienia ofiar, ale potem atakuje jakiś pobliski meczet, gdzie ściera się z policją. I tak rozpętują się coraz bardziej brutalne zamieszki, z butelkami z benzyną i zapiekłą nienawiścią do policji, rządu i obcych rasowo imigrantów. Wtedy odzywają się ministrowie i premierzy, a także wielkie media, domagając się zaostrzenia walki z rasizmem oraz twardych represji przeciw winnej wszystkiemu rasistowskiej prawicy. Tak właśnie wyglądały najnowsze zdarzenia w Anglii, a nie tak dawno identyczny przebieg miały rozruchy w Irlandii, ponoć najbardziej brutalne w najnowszej historii Dublina.
Wydawałoby się, że każdy rozumie, iż państwo, które w obliczu mordu na niewinnych ludziach, a zwłaszcza na dzieciach, coś kręci, ukrywa albo kłamie, musi wywołać wściekłość i agresję tłumu. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy miliony zwykłych ludzi w Europie odczuwają strach przed agresywnymi imigrantami, a zarazem podejrzewają swoje rządy i wielkie media o podstępne sprzyjanie imigracji. Tymczasem jakaś dziwaczna obsesja ideologiczna nie pozwala służbom państwowym od razu przyznać, iż mordercą jest ktoś rasowo obcy, podczas gdy nie ma żadnych tego rodzaju zahamowań, jeśli morderca byłby białym nacjonalistą.
Przywództwo nad rozjuszonym tłumem przejmują więc nacjonaliści, upowszechniający kłamliwe albo najczęściej przesadzone informacje. W Southport natychmiast upowszechniła się wieść, że morderca świeżo co przybył z Afryki i stara się w Wielkiej Brytanii o azyl. Dopiero wtedy, po wielu godzinach walk tłumu z policją, ktoś z władz w Londynie wydusił z siebie potwierdzenie, że morderca co prawda urodził się w Anglii, ale jednak jest Murzynem. A wszystko to sprawia takie wrażenie, jakby z powodu jakiejś ideologicznej rasowej obsesji demokratyczne państwo, wespół z wielkimi mediami, bezmyślnie samo prowokowało coraz brutalniejsze antyimigracyjne rozruchy.