Lwowska i wileńska akcja "Burza"
W założeniach akcji „Burza” z listopada 1943 r. nie planowano prowadzenia walk w miastach. Zmianę spowodowało dopiero polityczne fiasko „Burzy” na Wołyniu. Nie udało się wymusić na ZSRS respektowania przedwojennych granic Rzeczypospolitej. W tej sytuacji zbrojna manifestacja polskiej obecności w Wilnie i we Lwowie nabierała szczególnego znaczenia. Zwycięska walka z Wehrmachtem i samodzielne opanowanie obu miast umożliwiłoby terenowym przedstawicielom Rządu RP na Uchodźstwie wystąpienie wobec Sowietów w roli pełnoprawnego gospodarza.
Kresowa szachownica
Z militarnego punktu widzenia zadanie stojące przed AK nie było łatwe. W dłuższej walce z Wehrmachtem uzbrojonym w czołgi, samoloty i broń ciężką musiała ponieść klęskę. Samodzielne wystąpienie zbrojne miało szanse powodzenia jedynie w momencie ofensywy Armii Czerwonej i odwrotu Niemców. Liczono na sprzyjającą postawę ludności cywilnej.
W 1944 r. żywioł polski nadal dominował w Wilnie i we Lwowie, co potwierdzały statystyki okupacyjne. Nad Wilią w 110-tysięcznym mieście ponad 70% stanowiła ludność polska. Podobnie było w grodzie nad Pełtwią, gdzie jeszcze w listopadzie tego roku mieszkało 154 tys. osób, w tym 66,7% Polaków.
Bardziej skomplikowana sytuacja panowała na prowincji. AK kontrolowała wprawdzie Wileńszczyznę, ale obok niemieckiego okupanta i litewskich kolaborantów coraz większe zagrożenie stwarzała tu partyzantka sowiecka. Najtragiczniejsza sytuacja panowała w Małopolsce Wschodniej, gdzie ludobójcza działalność UPA spowodowała śmierć lub exodus wielu tysięcy Polaków. Również we Lwowie obawiano się jej wystąpienia.
Chociaż w obu kresowych stolicach funkcjonowała sprawna konspiracja, w broń można było wyposażyć zaledwie 30% żołnierzy. Stosunki polsko-sowieckie były zerwane, co w przypadku ujawniania się, stawiało w trudnym położeniu zarówno dowódców AK, jak i Okręgowych Delegatów Rządu RP. Od planów zbrojnego powstania odżegnywali się też alianci. Niemożliwe było jednak zrezygnowanie z akcji, stawającej się polityczną koniecznością.
Biało-czerwona na Baszcie Zamkowej…
Operację zdobycia Wilna, noszącą krypt. „Ostra Brama”, miało przeprowadzić pięć partyzanckich zgrupowań AK oraz Garnizon Konspiracyjny Miasta. Zamierzano skoncentrować w jego okolicach brygady partyzanckie z dwóch Okręgów – Wilno i Nowogródek – łącznie kilkanaście tysięcy żołnierzy. Zamierzania tego z różnych przyczyn nie udało się zrealizować. W efekcie 7 lipca 1944 r. pozycje niemieckie zaatakowały tylko dwa zgrupowania, liczące około 5 tys. żołnierzy, a w mieście uaktywniało się zaledwie kilkuset żołnierzy podziemia.
Niemiecki garnizon Festung Platz Wilno liczył prawdopodobnie 8 tys. żołnierzy. Dysponował siecią umocnień i bronią pancerną, dzięki czemu skutecznie odpierał polskie ataki. Oba zgrupowania AK poniosły straty i nie udało się im przedostać do miasta. W tym czasie pod Wilno dotarły jednostki Armii Czerwonej liczące 100 tys. żołnierzy, wsparte przez kilkaset czołgów, lotnictwo i spadochroniarzy. Korzystając z polskiej pomocy przełamały niemieckie linie obronne i przez kilka dni toczyły zaciekłe walki na ulicach Wilna.
Największym sukcesem Polaków było samodzielne opanowanie dzielnicy kalwaryjskiej. Wspólnie z czerwonoarmistami zdobyto też koszary na Podzamczu, bunkier łączności na ul. Subocz, gmach starostwa miejskiego ze składem broni, więzienie na Łukiszkach, Ogród Botaniczny, Górę Bouffałową i wzgórze Szeszkinie. Polski wysiłek zwieńczyło zawieszenie na ruinach Baszty Zamkowej białoczerwonej flagi. 13 lipca walki o miasto zakończyły się.
… i na lwowskim Ratuszu
Powstanie lwowskie zaplanowano inaczej. Główne uderzenie na Niemców miały przeprowadzić plutony AK skoncentrowane w pięciu dzielnicach miejskich. Do walki zmobilizowano 3600 żołnierzy. Zewnętrzną osłonę miały zapewnić stacjonujące w rejonach wiejskich Oddziały Leśne AK oraz plutony samoobrony liczące razem 1600 żołnierzy.
Do pierwszego uderzenia sowieckich sił pancernych na Lwów doszło 22 lipca. Pozbawione wsparcia piechoty, chętnie przyjmowały pomoc ujawniających się żołnierzy 14. pułku ułanów AK. Walki doprowadziły do opanowania dzielnicy wschodniej, a później przeniosły się do Śródmieścia. W ciężkich walkach teren przechodził z rąk do rąk, w końcu jednak wyparto wroga. Na Ratuszu, Drapaczu Sprechera i Poczcie Głównej zawisły białoczerwone i alianckie flagi.
Do ciężkich walk doszło też w dzielnicy zachodniej, zajętej początkowo przez akowców i czerwonoarmistów. Niemcy utrzymali jednak lotnisko w Skniłowie oraz Kortumową Górę i przeszli do kontrofensywy. Ich atak na Szkołę Miejską na Lewandówce i rozproszenie skoncentrowanych tam oddziałów AK, wywołał plotkę o dokonywanej przez 14. Dywizję Grenadierów SS rzezi Polaków. W panice tysiące ludzi ratowało się ucieczką. Na zagrożony teren skierowano dodatkowe oddziały AK i częściowo go odzyskano przy wsparciu Armii Czerwonej.
W dzielnicy południowej akowcy opanowali teren po krótkich utarczkach lub zupełnie bez walki. Zdobyto m.in. górującą nad miastem Cytadelę oraz Politechnikę, na której wywieszono flagi polską i sowiecką. Najsłabiej oddziały podziemia uaktywniły się w silnie obsadzonej przez Niemców dzielnicy północnej. Większy sukces odniósł tu tylko jeden pluton, któremu udało się opanować i utrzymać do zakończenia walk Gazownię Miejską. W mieście oddziały AK uratowały też od zniszczenia wodociągi i częściowo elektrownię.
Od 26 lipca broniły się we Lwowie jedynie wyizolowane grupy żołnierzy Wehrmachtu. Ostatnim ich bastionem była Kortumowa Góra, wspólnie zdobyta przez oddziały sowieckie i akowskie. 28 lipca 1944 r. Lwów był wolny.
Po Armii Czerwonej – NKWD
Zarówno w Wilnie, jak i Lwowie oddziały AK osiągnęły wiele sukcesów, opanowując samodzielnie lub wspólnie z Sowietami całe dzielnice i osłaniając od zniszczenia szereg ważnych historycznie i strategicznie obiektów. Wzięto do niewoli kilkuset żołnierzy wroga, zniszczono kilkanaście czołgów niemieckich i zdobyto duże ilości sprzętu wojennego. Walkom towarzyszył entuzjazm ludności polskiej, która po usunięciu wroga dekorowała domy flagami narodowymi. Polakom nie udało się jednak samodzielnie wypędzić Niemców. O klęsce Wehrmachtu przesądził potencjał Armii Czerwonej.
W trwającym dziewięć dni powstaniu wileńskim akowcy ponieśli duże straty wynoszące ok. 500 zabitych i zmarłych z ran. We Lwowie w ciągu tygodnia poległo co najmniej 30 osób, a 160 zostało rannych. W obu kresowych stolicach Niemcy dopuścili się egzekucji na ujętych żołnierzach podziemia.
W czasie walk zdekonspirowali się przed Sowietami zarówno komendant Okręgu Wileńskiego gen. Aleksander Krzyżanowski „Wilk”, jak i komendant Obszaru Lwów gen. Władysław Filipkowski „Janka”, a także szereg innych oficerów AK. Współpraca z dowódcami Armii Czerwonej układała się raczej harmonijnie, czego dowodem była wymiana łączników, wspólne planowanie i walka z Niemcami. Wszystko to miało niebawem ulec zmianie. Sowieckie organa bezpieczeństwa wdrożyły operację agenturalną o kryptonimie „Sejm”. Do walki z polskim podziemiem skierowano na Kresy specjalne grupy operacyjne NKWD i NKGB.
14 lipca 1944 r. dowództwo 3. Frontu Białoruskiego zgodziło się na utworzenie u boku Armii Czerwonej złożonego z akowców Polskiego Korpusu. Generał Krzyżanowski miał przedstawić konkretne propozycje dotyczące organizacji podległych mu oddziałów. Jednocześnie akowcy mieli przeprowadzić koncentrację w rejonie wskazanym przez Sowietów.
Operacja przeciwko podziemiu nabierała rozmachu. Rankiem 17 lipca sowiecki łącznik przekazał „Wilkowi” zaproszenie do Wilna na spotkanie z gen. Iwanem Czerniachowskim w celu podpisania ostatecznego porozumienia. Tam wraz z mjr. Teodorem Cetysem „Sławem” został aresztowany. Podobny los spotkał szefa sztabu Komendy Okręgu Wilno ppłk. Lubosława Krzeszowskiego „Ludwika” oraz komendanta Podokręgu Nowogródzkiego ppłk. Adama Szydłowskiego „Poleszuka”. Sowieci zatrzymali też oficerów AK, którzy przybyli na zapowiedzianą odprawę. W obozie w Miednikach Królewskich osadzono ponad 6 tys. akowców, próbując ich zmusić do służby w Armii Czerwonej. Do masowych aresztowań doszło też w Wilnie.
W podobny sposób rozprawiono się z polskim podziemiem we Lwowie. 27 lipca 1944 r. gen. Siergiej Szatiłow wyraził zgodę na utworzenie 5. Dywizji Piechoty, ale nazajutrz zażądał od Polaków złożenia broni. Pod przymusem gen. Filipkowski rozwiązał oddziały AK informując o możliwości wstąpienia do [podległych komunistom] oddziałów polskich. Polacy czytali ten rozkaz z niedowierzaniem. Z budynków szybko znikały biało-czerwone flagi, a z ulic patrole AK. Rozpoczął się dramat składania broni.
29 lipca 1944 r. doszło do spotkania „Janki” z szefem NKWD obwodu lwowskiego Jewgienijem Gruszką, który słowami Tu sowiecka ziemia i sowiecki naród, nie macie tu czego szukać pozbawił Polaków wszelkich złudzeń. Zasugerował jednak rozmowy z dowódcą komunistycznego Wojska Polskiego gen. Michałem Rolą Żymierskim. Nie przeczuwając podstępu 31 lipca do Żytomierza udało się pięciu najwyższych rangą oficerów Obszaru AK Lwów. Tam zostali aresztowani, a potem internowani. Tego samego dnia we Lwowie na naradzie poświęconej organizacji 5. Dywizji Piechoty NKGB aresztowało kilkudziesięciu oficerów AK. W mieście rozpoczęło się masowe wyłapywanie żołnierzy podziemia, z których 2,5 tysiąca przeszło później przez sowieckie więzienia i łagry.
Powstania lwowskie i wileńskie były ostatnim w XX w. zrywem zbrojnym Polaków o przynależność obu miast do Rzeczypospolitej. Na przyszłej konferencji pokojowej, w trakcie ustalania powojennych granic Europy mogło to mieć swoją wymowę. Nie stało się tak jednak, ponieważ przynależność Kresów Wschodnich do ZSRS została arbitralnie przypieczętowana przez Wielką Trójkę już w Teheranie w grudniu 1943 r.
Z dzisiejszej perspektywy oba powstania zakończone aresztowaniami, a później łagiernym losem kilkunastu tysięcy żołnierzy podziemia z Wilna i Lwowa, postrzega się czasem jako przykład naiwności politycznej i trud daremny. W jaki jednak sposób można było dobitniej zademonstrować wobec świata prawa Rzeczypospolitej do jej niepodległości i integralności terytorialnej, którym zaprzeczał już nie tylko ZSRS, ale także nasi alianccy sojusznicy?