Maciej Korkuć, IPN

Maciej Korkuć, IPN Kraków: Konfederacja Tatrzańska - góralska odpowiedź na „krzeptowszczyznę”

Maciej Korkuć, IPN Kraków: Konfederacja Tatrzańska - góralska odpowiedź na „krzeptowszczyznę” Fot. IPN
Maciej Korkuć, IPN

Goralenvolk nie jest wcale przemilczaną i skrywaną tajemnicą, którą Wy, twórcy, wydobywacie na światło dzienne - pisał Maciej Kwaśniewski dwa tygodnie temu w tekście pt. „O honor górali”. Była to odpowiedź na kampanię promocyjną filmu Marcina Koszałki pt. „Biała odwaga”. Dziś tekst Macieja Korkucia z krakowskiego IPN o podhalańskiej konspiracji

Już w pierwszych tygodniach okupacji Podhala Niemcy rozpoczęli działania mające „udowodnić” rzekomą rasową i narodową odrębność górali i Polaków. By osiągnąć ten cel, usiłowali wykorzystać istniejące w podbitym kraju różnice regionalne. Posługując się naciąganymi teoriami, rdzennych mieszkańców Podhala zaczęto opisywać jako potomków germańskich Gotów, a nie Słowian. Mieli rzekomo stanowić odrębny, spokrewniony z Niemcami „naród góralski” - Goralenvolk.

Niewątpliwym sukcesem okupantów było pozyskanie do współpracy ludzi, którzy w wolnej Polsce cieszyli się na Podhalu olbrzymim autorytetem. Przede wszystkim chodziło o Wacława Krzeptowskiego oraz jego kuzynów: Stefana i Andrzeja Krzeptowskich. Wacław był długoletnim prezesem Stronnictwa Ludowego na Podhalu, Spiszu i Orawie, czyli na terenie całego powiatu nowotarskiego. Przed wojną cieszył się dużym mirem wśród podhalańskich ludowców. Był też jednym z przywódców lokalnych protestów chłopskich w latach trzydziestych.

Niemcy pozyskali też prezesa przedwojennego Związku Górali Józefa Cukra wraz z niektórymi działaczami, adwokata Adama Trzebunię, a także dr. Henryka Szatkowskiego, byłego pracownika Ministerstwa Komunikacji, dyrektora zarządu kolejki linowej na Gubałówkę, który mieszkał w Zakopanem, ale nie pochodził z Podhala. Świetnym kandydatem na pośrednika w pierwszych kontaktach z Niemcami mógł być kpt. rez. Witalis Wieder, przed wojną przewodniczący koła Związku Oficerów Rezerwy Wojska Polskiego - jak się okazało - wieloletni agent wywiadu niemieckiego.

To właśnie Wieder zorganizował 7 listopada 1939 r. delegację górali - pod przewodnictwem Wacława Krzeptowskiego - na uroczysty wjazd na Wawel mianowanego przez Hitlera generalnego gubernatora Hansa Franka. Prasa niemiecka szeroko nagłośniła hołdowniczą postawę Krzeptowskiego i obecność delegacji ubranej w góralskie stroje ludowe. Frank przyjął od Krzeptowskiego zaproszenie na Podhale i już po kilku dniach przybył do Zakopanego. Ogłosił tam oficjalnie „zakończenie czasów prześladowań górali” przez Polaków. Rzucone zostało propagandowe hasło utworzenia odrębnego „państwa góralskiego”.

W nagrodę za swoją postawę Wacław Krzeptowski otrzymał koncesję na hurtownię monopolu tytoniowego w Zakopanem, a jego brat Stefan - posadę prezesa Spółdzielni „Podhale” w Nowym Targu. W końcu stycznia 1940 r. Związek Górali zgotował w Zakopanem gorące przyjęcie szefowi niemieckiej policji i SS - Heinrichowi Himmlerowi. W koncesjonowanej prasie, np. w „Warschauer Zeitung”, ukazały się jego fotografie w otoczeniu górali. Reportaże i fotografie miały sugerować, że przyjaźń „góralsko-niemiecka” jest dobrze ugruntowana, a publikowane teksty mówiły o wyzwoleniu ludności Podhala spod polskiego terroru. Dla wielu Polaków z GG były to obrazki szokujące.

***

Zdrada Krzeptowskiego była tym większym ciosem, że ród Krzeptowskich od dziesięcioleci kojarzył się z patriotyzmem i zaangażowaniem w działalność na rzecz wolnej Polski. Zresztą inni jego przedstawiciele - jak kurier tatrzański Józef Krzeptowski - wciąż prowadzili działalność niepodległościową. Tymczasem Wacław Krzeptowski parł do przodu - założył góralski klub sportowy, zajął się organizowaniem szkolnictwa z góralskim językiem wykładowym. Wedle usilnych, choć nieprzynoszących większych efektów zapewnień miał to być odrębny język narodowy. Pojawił się też projekt góralskiej flagi ze swastyką i zgeometryzowanym zarysem szczytów górskich. Z czasem pojawił się nawet pomysł budowy góralskiego legionu SS.
W czerwcu 1940 r., a więc w okresie spektakularnych zwycięstw niemieckich w Europie Zachodniej, pojawiła się możliwość weryfikacji efektów kilkumiesięcznej propagandy „krzeptowszczyzny”. W ramach zarządzonego spisu ludności na terenie powiatu nowotarskiego, w kwestionariuszach z pytaniem o narodowość wydzielono odrębną (obok „Polak”, „Żyd” i „Ukrainiec”) rubrykę - „Góral”. Efekty nie były oszałamiające, choć jednocześnie rozpowszechniono pogłoski o wysiedleniu z Podhala wszystkich, którzy nie zadeklarują się jako „Górale”, a poinstruowani rachmistrze spisowi niejednokrotnie pomijali „polski” człon w deklaracjach narodowości, np. „polski górol” czy „górol-Polok”.

Niezrażeni tym zwolennicy Krzeptowskiego jesienią 1941 r. rozpoczęli nowy etap budowy struktur „państwa góralskiego”. Niemieckie sukcesy na froncie sowieckim miały przekonać ostatnich niedowiarków, że nadchodzi epoka niemieckiej Europy. Ogłoszono powstanie Komitetu Góralskiego (Goralisches Komitee), z Krzeptowskim jako przewodniczącym i Cukierem jako zastępcą. Komitet miał być autonomiczną władzą góralską w zakresie oświaty, kultury i pomocy mieszkańcom.

Większość górali negatywnie ustosunkowała się do działań Krzeptowskiego. Latem 1942 r. przeprowadzono akcję wydawania niebieskich, „góralskich” dowodów tożsamości (kenkart) - z literą „G”. Liczba wydanych dokumentów miała ukazać rzeczywistą skuteczność Komitetu Góralskiego. Posłusznym obiecywano przywileje. Tych, którzy przyjmą „polskie” kenkarty, straszono wysiedleniami, odebraniem kartek żywnościowych i wywózką do obozów koncentracyjnych. Mimo to „góralskie” kenkarty przyjęło tylko 25 tys. osób, czyli 18 proc. mieszkańców Podhala.

Wojciech Kuraś z Waksmunda (starszy brat Józefa Kurasia - późniejszego „Ognia”) pisał, że Krzeptowski, „mając swoich kumpli po wsiach, zaczął ich bałamucić, a nawet przekupywać, dając bliższym [współpracownikom] skonfiskowane Żydom zakłady przetwórcze, którzy za tę łaskę musieli wiernie służyć. Walka ta była u nas b[ardzo] ciężka, tak że nawet w rodzinach brano się do bitki, gdy chodziło o postanowienie - Góral czy Polak”.

***

Górale, którzy od pokoleń niezłomnie manifestowali swój patriotyzm i przywiązanie do polskości, działalność Krzeptowskiego uznawali nie tylko za zdradę i kolaborację z okupantem, lecz także za plamę na honorze góralszczyzny.

Obawiano się, że szeroko propagowany przez Niemców akces polskich górali do Goralenvolku na zawsze okryje ludność Podhala hańbą i niesławą. Dostrzegano niebezpieczeństwo powstania negatywnego stereotypu górali jako zdrajców, stawianych na równi z folksdojczami. Uznano, że aby temu zapobiec, nie wystarczy sama tylko aktywność górali w ogólnopolskich organizacjach niepodległościowych, politycznych i wojskowych. Zawsze będzie mógł się pojawić zarzut, że górale to niemieccy kolaboranci, a zwalczają ich „ceperskie” organizacje spoza Podhala. Uznano więc, że istnieje potrzeba zbudowania równoległej do struktur ogólnokrajowych organizacji regionalnej, która, nie kolidując z działalnością ZWZ czy cywilnych struktur podziemia, będzie po góralsku firmować podhalańską i patriotyczną przeciwwagę dla Goralenvolku.

Formę organizacyjną nadał tej idei Augustyn Suski, wówczas trzydziestoczteroletni działacz ludowy pochodzący z Szaflar pod Nowym Targiem. Suski (ur. w 1907 r.) ukończył filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim. Był poetą, wielbicielem literatury i zaangażowanym działaczem ludowym. Od 1934 r. pracował jako nauczyciel i wychowawca w uniwersytetach ludowych w Michałówce i Różynie na Wołyniu. Był też aktywnym działaczem wołyńskiego Związku Młodzieży Wiejskiej. W 1939 r. poznał smak sowieckiej okupacji i nowych porządków Stalina. Gdy w maju 1940 r. podjął próbę przedostania się do GG, został aresztowany przez Niemców. Po różnych przejściach zwolniony 15 maja 1941 r., powrócił do Szaflar, gdzie niezwłocznie przystąpił do pracy konspiracyjnej w SL „Roch”, posługując się pseudonimem „Stefan Brus”. Do swoich najbliższych współpracowników mówił: „Honor nakazuje, by Goralenvolk został zdławiony przez samych Podhalan”.

Suski bez większych problemów znalazł środowiskowe zrozumienie dla swoich poglądów. Do działań organizacyjnych zachęcił m.in. Jadwigę Apostoł-Staniszewską, nauczycielkę z Nowego Targu, oraz Tadeusza Popka, który w czasie okupacji zamieszkał wraz z matką w Waksmundzie. Powszechnie uważano, że nowa organizacja powinna być podhalańskim forum skupiającym ludzi o różnych poglądach politycznych. Na początku czerwca 1941 r. powołano do życia organizację, którą nazwano Konfederacją Tatrzańską.

***

Konfederacja nie miała być organizacją konkurencyjną wobec istniejących struktur podziemia - wręcz przeciwnie - w jej skład weszli ludzie już zaangażowani w działalność podziemia cywilnego i wojskowego. Nikt też nie żądał od nich występowania z dotychczasowych struktur konspiracyjnych. Konfederacja miała być swego rodzaju „strukturą poziomą”, regionalnym zespołem ludzi i tak już w większości działających w niepodległościowym podziemiu. Dlatego wielki nacisk położono na podkreślenie ideowej zbieżności celów i wierności legalnym władzom RP na Obczyźnie i dowództwu wojskowego podziemia w kraju, wskazując na zbieżności celów.

W „Deklaracji Ideowej Konfederacji Tatrzańskiej” zapisano: „Jesteśmy żołnierzami polskimi […] jako żołnierze podlegamy Rządowi Rz[eczy]p[ospo]litej Polskiej w Londynie i Naczelnemu Dowództwu Sił Zbrojnych w kraju”. Zapowiedziano także bezwzględną walkę „ze wszystkim, co się temu hasłu przeciwstawia”. W „Statucie Konfederacji Tatrzańskiej” znalazł się zapis, że jest ona odpowiedzialna „za całokształt swej działalności przed legalnym Rządem Rzeczypospolitej Polskiej” i że rozwiąże się „automatycznie z tą chwilą, gdy władzę na ziemiach polskich obejmie prawowity, demokratyczny rząd Polski.

Twórcy tych dokumentów podkreślali apolityczność i ponadpartyjność nowej organizacji, której głównym celem ma być dążenie „do zjednoczenia całości narodu polskiego pod hasłem: Walka o wolną, niepodległą i demokratyczną Rz[ecz]p[ospo]litą Polską”.
Podstawowymi komórkami Konfederacji były placówki lokalne, złożone z pięciu członków „dobranych na zasadzie wzajemnej znajomości, koleżeństwa i zaufania” oraz kierownika wskazanego przez Placówkę Obwodową. Na szczycie struktury stała również pięcioosobowa Placówka Naczelna, która powoływała ze swego grona naczelnika Konfederacji. Ustalono, że najwyższa władza KT - Placówka Naczelna - „organizacyjnie podlega tylko Rządowi Rzeczypospolitej Polskiej, a wojskowo Naczelnemu Dowództwu Wojsk Polskich, względnie Organizacji Konspiracyjnej - Wojskowej, stojącej pod rozkazami Naczelnego Wodza”. Zastrzeżono sobie prawo „karania konfederatów za przestępstwa przeciw Konfederacji i jej ideologii”. Świadoma zdrada miała być karana śmiercią. Ustalono też, że „za wydane wyroki Placówka Naczelna odpowiedzialna jest przed legalnymi sądami RP”. W art. 21 znalazł się zapis, że „postanowienia Placówki Naczelnej wymagają jednomyślności”, co - jak pokazał czas - dramatycznie zaważyło na losach całej Konfederacji.

Suski porozumiał się z mjr. Edwardem Gött-Getyńskim i por. Eugeniuszem Iwanickim, którzy już od lata 1940 r. tworzyli organizację przygotowującą się do walki zbrojnej. Nazwano ją Dywizją Podhalańską w Konspiracji (DPwK). Gött-Getyński, wówczas czterdziestodwuletni, był weteranem walk o niepodległość; kilkakrotnie ranny w czasie obrony Lwowa w latach 1918-1919 i w wojnie z bolszewikami w 1920 r. Był zawodowym oficerem WP. Pochodził z Brodów, ale przed wojną zamieszkał w Jordanowie. Iwanicki był oficerem rezerwy, inżynierem geodezji i górnictwa. Pochodził aż z Nadwornej pod Stanisławowem, ale mieszkał w Rabie Wyżnej.

***

Organizacja miała być zaczątkiem przyszłej regularnej dywizji, tworzonej na obszarze szeroko pojętego Podkarpacia - od Sanu po Żywiecczyznę. Podstawową jej kadrę mieli stanowić granatowi policjanci, którzy jako jedyna polska formacja mieli pod okupacją oficjalny dostęp do broni. Oczywiście, chodziło tylko o tych spośród policjantów, których szef sztabu DPwK kpt. Józef Wraubek zaliczał do grona „ludzi etycznie wysoko stojących, przede wszystkim ludzi szczerze patriotycznie myślących”. Wraubek, przy współudziale zakonspirowanych kontaktów ZWZ, zdołał objąć funkcję komendanta powiatowego policji granatowej w Nowym Targu. W 1941 r. Dywizja Podhalańska w Konspiracji została - na zasadach autonomii, uwzględniających specyfikę Podhala i regionu, w którym działała - podporządkowana ZWZ. Iwanicki także wcześniej był zaprzysiężonym żołnierzem ZWZ. Oficerem łącznikowym ZWZ przy Konfederacji był por. Dunin-Borkowicz „Zygmunt”.

Owo przenikanie środowisk i struktur konspiracyjnych nie było także przeszkodą w zadzierzgnięciu bliskich kontaktów przywódców DPwK z Konfederacją Tatrzańską. We wrześniu 1941 roku doszło do porozumienia, w wyniku którego Iwanicki i Gött-Getyński weszli w skład władz Konfederacji, a ich organizację formalnie uznano za zbrojne ramię KT. Konfederacja objęła „ideowe zwierzchnictwo” nad Dywizją Podhalańską w Konspiracji. Tak więc Placówkę Naczelną KT tworzyli ludzie zaangażowani w działalność „Rocha”, jak i ZWZ: Augustyn Suski jako Naczelnik Konfederacji, Tadeusz Popek - zastępca i szef działu propagandowo-wydawniczego, Jadwiga Apostoł - sekretarz i skarbnik, mjr Edward Gött-Getyński - odpowiedzialny za dział wojskowy, por. Eugeniusz Iwanicki - odpowiedzialny za wywiad i ochronę.

Tadeusz Popek w krótkim czasie pozyskał do współpracy przesiedleńca z Pszczyny, formalnie folksdojcza, Bernarda Mroza, który pracował w nowotarskiej Kryminalpolizei i „miał dobrą opinię, różniącą się od innych urzędników kripo”. Obaj uzgodnili, że podejmą próbę ulokowania w kripo także Popka. Mróz zdołał załatwić w gestapo zgodę na przyjęcie go do tej formacji. Za jego protekcją szef kripo, untersturmführer Kandzia, powierzył Popkowi stanowisko sekretarza w kancelarii kripo. W ten sposób konspiratorzy uzyskali dostęp do wielu cennych informacji o współpracownikach i informatorach Niemców, a także o ich planach. Co więcej, w lokalu kripo zaczęto organizować zebrania konspiracyjne, prowadzić nasłuch radiowy, a do produkcji konspiracyjnej prasy i ulotek wykorzystywano maszyny do pisania i powielacz.

Konfederacja świetnie się rozwijała; niektórzy uważali, że - jak na organizację konspiracyjną - aż za szybko. W ciągu kilku miesięcy zorganizowano placówki KT aż w 39 miejscowościach Podhala. Każda placówka KT w założeniu miała stać się ośrodkiem kadrowym, na którego bazie w przyszłości miał powstać oddział wojska wielkości plutonu lub kompanii. Według „Regulaminu Placówek Lokalnych Konfederacji Tatrzańskiej” „każdy konfederat jest żołnierzem, którego chwilowo odkomenderowano do pracy społeczno-politycznej”, a placówka była pomyślana jako „kadra, naokoło której w chwili decydującej mobilizuje się bojowy pluton czy kompania”.

Latem 1941 r., obok kolportażu gazetek polskich, rozpoczęto druk i rozprowadzanie pisma w języku niemieckim „Der Freie Deutsche” (Wolny Niemiec). Antyhitlerowskie pismo było rozsyłane pocztą na adresy Niemców oraz folks- i rajchsdojczów na Podhalu, a także rozrzucane w urzędach i miejscach publicznych. Ta działalność szczególnie drażniła Niemców, tym bardziej że egzemplarze pisma wielokrotnie trafiały na biurka najważniejszych lokalnych urzędników, w tym do szefa kripo, untersturmführera Kandzi. Ten rozsyłał tajniaków do różnych przedsiębiorstw w celu poszukiwania maszyn do pisania, z których mogły pochodzić czcionki pisma.

Od jesieni 1941 r. zaczęto organizować akcje sabotażowe i dywersyjne (grupa dowodzona przez Józefa Kurasia „Orła”). Starano się paraliżować akcję ściągania przez Niemców obowiązkowych świadczeń rzeczowych, a także niszczyć urzędową ewidencję ludności oraz jej dochodów i dobytku. Rozpoczęto nocne napady na okoliczne mleczarnie, sołectwa i urzędy gminne. Niszczono zlewnie mleka, zabierano pasy transmisyjne w tartakach i młynach.

Po półrocznej działalności, czyli na początku roku 1942, Konfederacja Tatrzańska była już dość szeroko rozgałęzioną organizacją regionalną. Utworzono do tego czasu co najmniej sześćdziesiąt placówek lokalnych i dwadzieścia placówek obwodowych, w kręgu ich oddziaływania znalazło się ponad czterystu zaprzysiężonych członków. Drukowano i kolportowano konspiracyjne gazetki „Na Placówce” (wydano ok. czterdziestu numerów o nakładzie 180-200 egzemplarzy) i „Wiadomości Polskie”; odbywały się spotkania organizacyjne.

Na łamach podziemnej prasy konfederaci uczestniczyli w dyskusjach ideowych i związanych w aktualnymi wydarzeniami. Jednym z najważniejszych tematów była analiza działań na froncie wschodnim, gdzie szukano nadziei na przyszłą odmianę sytuacji na terenach okupowanych przez Niemcy. Szeroko komentowano w „Wiadomościach Polskich” porozumienie polsko-sowieckie z 30 lipca 1941 r., w pełni solidaryzując się z polityką gen. Sikorskiego. Zachowywano jednak trzeźwy ogląd sytuacji; jak pisał Tadeusz Popek, we wrześniu 1941 r. nie było wątpliwości, że na wschodzie „biją się nasi wrogowie, chociaż wymagania doby obecnej uczyniły dziś z Rosjan naszych sprzymierzeńców”. Był to, po doświadczeniach sowieckiej okupacji wschodniej Polski lat 1939-1941, powszechny pogląd na Podhalu i w innych regionach kraju.

***

Nieustannie potępiano całą ideologię Goralenvolku. Suski pisał: „Nie ma żadnej siły, która by zmieniła istotną rzeczywistość, a która mówi każdym swym szczegółem, każdym uderzeniem serca, tonem muzyki, linią ornamentu, każdym ciosem w budowlach - o Polsce i polskości, o odwiecznych zaczynach polskości w duszy górala, Podhala i Tatrach. Nie jest to zasługa ani bohaterstwo, że Podhale i górale to Polska i Polacy, jest to fakt, którego nie zmieni jakiś tam Wacek czy arcyhitler”.

Niezakłócona działalność Konfederacji trwała jednak zaledwie kilka miesięcy. Jeszcze pod koniec 1941 r. pojawiły się niepokojące sygnały, mogące świadczyć o tym, że Niemcy zaczęli zacieśniać krąg podejrzeń wokół jej działaczy. W początkach grudnia 1941 r. zakopiańskie gestapo przeprowadziło rewizję w domu Suskiego. Suski uznał, że nieskuteczna rewizja powinna rozwiać podejrzenia gestapo i nadal robił swoje.

Wkrótce potem przywódca Konfederacji spotkał się z mieszkającym w Zakopanem od roku 1938 artystą malarzem Stanisławem Wegnerem-Romanowskim - „inteligentnym jegomościem, znającym doskonale tamtejsze [zakopiańskie] środowisko hitlerowskie”. Wegner-Romanowski już wcześniej był związany ze strukturami ZWZ w Zakopanem i okolicach. Wyraził zainteresowanie przystąpieniem do organizacji konspiracyjnej i udziałem w kolportażu tajnej prasy. Stwierdził, że ma duże możliwości wywiadu w strukturach gestapo i „siania fermentu” nawet w bezpośrednim otoczeniu Krzeptowskiego. Suski liczył na rozszerzenie w podtatrzańskim „mieście zamkniętym” kolportażu „Der Freie Deutsche”. Dowodem możliwości Wegnera była dostarczona Suskiemu lista gestapowców z Zakopanego i ich adresów. Ponieważ wzbudzał zaufanie, już po kilku tygodniach zakopiański malarz został przyjęty do Konfederacji. Z zapałem zaangażował się w działalność podziemną.

Od początku stycznia 1942 r. Wegner zaczął otrzymywać tajną prasę konfederatów oraz wewnętrzne dokumenty organizacyjne. Poznał wielu działaczy KT, w tym członków Placówki Naczelnej. W drugiej połowie stycznia pojawiły się alarmujące sygnały. Do konfederatów dotarły pogłoski, pochodzące od przetrzymywanych w zakopiańskiej siedzibie gestapo więźniów, że Wegner jest agentem niemieckim - „wtyczką” wprowadzoną do organizacji. Oskarżenia wywołały konsternację we władzach organizacji, ale trudno było uznać te informacje za niepodważalne. Specjalne zebranie Placówki Naczelnej w tej sprawie zwołano na 25 stycznia 1942 r. Burzliwa dyskusja trwała całą noc. Nie było wystarczających dowodów podwójnej gry Wegnera-Romanowskiego. Czy w takich okolicznościach można było tak po prostu zabić człowieka? Nie należy zapominać, że środowisko Konfederacji po raz pierwszy stanęło w obliczu wydania na kogoś wyroku śmierci. Co więcej - chodziło o zamordowanie człowieka z ich własnego grona, znanego, dotychczas uznawanego za osobę godną zaufania. Skrytobójcze działania przywódcom KT wcześniej bardziej kojarzyły się z porachunkami gangsterów niż z idealistycznie pojmowaną walką o niepodległość. Dopiero nad ranem, mimo braku pewności o winie, podjęto jednomyślną uchwałę o wydaniu wyroku śmierci. Było to o tyle ważne, że w zgodzie ze statutem KT w takich sprawach obowiązywała zasada jednomyślności. Wykonaniem wyroku miał się zająć oddział Józefa Kurasia „Orła”, którego Wegner nigdy nie poznał.

Liczyła się każda chwila. Jednak Augustyn Suski, targany wątpliwościami, wycofał zgodę. Uznał, że nie można tak po prostu, w oparciu jedynie o poszlaki, zamordować być może niewinnego człowieka, w dodatku kolegi z konspiracji. Akcję odwołano.
Kilka dni później, 30 stycznia 1942 r., na zaproszenie Wegnera-Romanowskiego Suski przyjechał do Zakopanego. Wegner-Romanowski już wcześniej przygotował to spotkanie razem z SS-hauptsturmführerem Robertem Weismannem, szefem zakopiańskiego gestapo. Z zastawionego „kotła” Suski trafił wprost do okrytej ponurą sławą katowni w willi Palace. Zanim wieść o jego aresztowaniu dotarła do innych członków konspiracji i ich rodzin, między 31 stycznia a 2 lutego 1942 r. gestapo - według list przygotowanych wcześniej przez Wegnera - wyłapywało ludzi na całym Podhalu.

Aresztowano m.in. Tadeusza Popka i Gött-Getyńskiego. Do 2 lutego 1942 r. ujęto ponad trzydzieści osób z KT, „Rocha” i ZWZ. W drugiej połowie lutego aresztowano kolejne dwadzieścia osób. Poddano ich torturom, znaczna część trafiła do obozów koncentracyjnych, wielu zostało zamordowanych. Stromenger i Mróz uciekli w ostatniej chwili. Poszukiwani listami gończymi, pod fałszywymi kenkartami ukrywali się w Warszawie. Jadwiga Apostoł zaszyła się w jednej z podhalańskich wsi. Z matni wydostał się Eugeniusz Iwanicki, który później zginął w Powstaniu Warszawskim. Niemcy kontynuowali aresztowania także w marcu 1942 r. Konfederacja Tatrzańska de facto przestała istnieć.

Suski i Gött-Getyński zostali wywiezieni do KL Auschwitz. Suski zginął tam już 23 maja 1942 r. Gött-Getyński wstąpił do obozowej konspiracji, za co został rozstrzelany 25 stycznia 1943 r. Jeszcze do lata 1942 r. ukrywali się członkowie Placówki Naczelnej - Jadwiga Apostoł i Tadeusz Popek, który 2 lutego 1942 r. uciekł przez okno z gestapowskiej siedziby w Zakopanem. Obydwoje zostali aresztowani 22 sierpnia 1942 r. Apostoł wywieziono do KL Auschwitz. Popek ponownie trafił do katowni „Palace”. Został rozstrzelany 17 września 1942 r.
Pozostałością Konfederacji była grupa Józefa Kurasia „Orła”, która później stała się trzonem oddziału partyzanckiego Armii Krajowej „Wilk”.

Dzieje Konfederacji Tatrzańskiej mozolnie odtwarzał już od lat pięćdziesiątych Sylwester Leczykiewicz - ludowiec, którego wojenne losy rzuciły na Podhale, gdzie był działaczem podziemnego „Rocha” i pracownikiem cywilnych struktur państwowej konspiracji. To dzięki niemu i jego książkom Konfederacja mogła zaistnieć w szerszej świadomości.

Skróty w publikacji Macieja Korkucia pochodzą od redakcji

Maciej Korkuć, IPN

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.