Maciej Zakościelny stara się zachować balans między pracą a życiem prywatnym
Wydawało się, że tworzy szczęśliwą relację z modelką Pauliną Wyką. Tymczasem właśnie potwierdził, że się rozstali. W tej sytuacji skupia się teraz na ojcostwie i wychowaniu dwóch synów.
Wszystko wskazywało, że będzie dyżurnym amantem polskiego kina. Kiedy zaczynał karierę, wygrywał we wszystkich plebiscytach na najprzystojniejszego aktora. Okazał się jednak niepokorny i postanowił zawalczyć o bardziej ambitne filmy. Deklarował, że na dwie komercyjne produkcje, będzie kręcił jedną artystyczną. Niestety: życie pokazało, że to nie takie proste. Dlatego ostatnio kojarzymy go przede wszystkim jako Piotrusia z nowych odcinków słynnego „Kogla-mogla”.
- Aktorstwo to nie sposób życia, ale zawód. Wyraźnie rozgraniczam moment, kiedy jestem na scenie czy przed kamerą, a kiedy w domu z przyjaciółmi. Wtedy nie gram żadnej roli. Dla moich bliskich jestem sobą. Inaczej nie wiedziałbym, dlaczego oni mnie lubią i czy tak na pewno jest - mówi w „Gali”.
Skacząc przez płoty
Wychował się w Stalowej Woli u boku trójki rodzeństwa. Jego dziadek był dawnym akowcem: po wojnie został aresztowany i torturowany przez ubecję. Mały Maciek chłonął jego opowieści jak gąbka. Nic więc dziwnego, że po nocach śniła mu się wojna, a po szkole bawił się z kolegami w partyzantów. Rodzice dbali, aby ich latorośle dorastały w dyscyplinie. Dzieci dokładnie wiedziały, o której godzinie mają wrócić do domu i jak zachowywać się przy stole.
- W Stalowej Woli nie było morza atrakcji czy rozrywek, w związku z tym to miasteczko do 19. roku życia było dla mnie poligonem doświadczalnym i twórczym. Sami budowaliśmy sobie skocznię, gdzie skakaliśmy na rowerach i rolkach, jak nie było pieniędzy na basen, przeskakiwaliśmy przez wysokie płoty zakończone ostrymi, niebezpiecznymi szpicami, podkradało się truskawki i czereśnie na działkach – wspomina w „Vivie”.
Ponieważ rodzice byli muzykalni, postanowiono, że ich dzieci będą się uczyć w szkole muzycznej. Maćkowi przypadły w udziale skrzypce i grał na nich całą podstawówkę i liceum. Kiedy koledzy ganiali po osiedlu, on pod okiem cierpliwej mamy ćwiczył gamy aż pot występował mu na czoło. Zdecydowanie wolał karate – i ćwiczył je w młodzieżowym klubie, długo ukrywając to przed rodzicami.
- Lubiłem bawić towarzystwo, popisywać się. Żarty sytuacyjne to była moja specjalność. Profesor od harmonii rzuciła raz: „Ty to byś się, Maciek, nadawał na aktora”, potem ktoś inny powiedział coś podobnego. Zacząłem się zastanawiać. Kiedy byłem dzieckiem, babcia mówiła na mnie często „Mój ty mały Delonie”. Nie wiedziałem, o co chodzi, więc odpowiadałem: „Babcia, przestań, nie jestem żadnym delonem”. Wtedy mi wyjaśniła, że to znany aktor. Chodziło oczywiście o Alaina Delona – śmieje się w „Twoim Stylu”.
Niezły kawałek chleba
Kiedy w połowie czwartej klasy pojechał do stolicy, odwiedził tamtejszą akademię teatralną. Tak mu się spodobało, że postanowił przyjechać kilka miesięcy później na egzaminy. Nie udało się: komisja powiedziała mu, że ma potencjał, ale musi wyrugować złe nawyki językowe. Zaczął więc uczęszczać na lekcje, dzięki którym rok później dostał się na wymarzoną uczelnię. Przystojny chłopak nie miał problemów z przebiciem się i już po pierwszym roku zaczął występować.
- Po szkole pojechaliśmy z moim bratem ciotecznym, Czarkiem, do Paryża i tam graliśmy w metrze: on na gitarze, a ja na skrzypcach. Zarobiliśmy na niezły kawałek chleba - dzięki temu mogliśmy zwiedzić później Francję. Tyle, że graliśmy bez zezwolenia, więc często nas wyrzucano. Do Polski przywiozłem nawet cztery mandaty. Ale to nawet było fajne: ze strachu trzęsły się nam kolana, poziom adrenaliny wzrastał, ale i tak ciągle wracaliśmy – opowiada w TVP.
Kiedy po powrocie do Polski młody aktor zagrał w filmie „Tylko mnie kochaj”, wszystkie Polki oszalały na jego punkcie. W mediach nazwano go „polskim Bradem Pittem”, a pod koniec roku wygrał wszystkie plebiscyty na najprzystojniejszego aktora. On widział się jednak bardziej w produkcjach historycznych niż komediach romantycznych – i świetnie sprawdził się w serialu „Czas honoru” czy w filmie „Dywizjon 303”. Nie zapomniał również o swym muzycznym talencie.
- Chciałbym mieć możliwość - a to szczęśliwie dzieje się już od pewnego czasu - brania udziału w projektach, które mnie rozwijają i sprawiają przyjemność, filmowo, telewizyjnie, teatralnie. Chciałbym też poświęcić więcej czasu na muzykę, na jej tworzenie, komponowanie i wykonywanie. Mam wspaniałych muzyków, z którymi wiem, że mogę stworzyć naprawdę coś wyjątkowego. Mam wielką frajdę podczas muzykowania – podkreśla w serwisie Legalna Kultura.
Kobiety z pasją
Kiedy Maciek zaczął odnosić pierwsze sukcesy, zaczęto go widywać z pięknymi kobietami. Najpierw związał się z Izabelą Mikołajczyk, której w tamtym czasie udało się zaistnieć w Hollywood pod pseudonimem Iza Miko. Ponieważ zakochanych rozdzielał ocean, widywali się najczęściej na Skypie. W końcu ktoś wpadł na pomysł, aby obsadzić parę w jednym filmie – i dzięki temu Maciek zamieszkał z Izą w Warszawie. Wtedy proza życia sprawiła, że przestali się dogadywać.
- Zawsze interesowały mnie kobiety, które mają pasję – imponują mi tym. Tu wcale nie chodzi o robienie kariery, pasją może być też życie rodzinne. A jeśli moja partnerka robi karierę, to dla mnie ważne jest, żeby utrzymała równowagę między pracą i życiem. Ja sam bardzo tej równowagi pilnuję – deklaruje w „Gali”.
Kolejne partnerki Maćka również mieszkały za granicą – polska modelka Diana Tadjuideen-Pakulska i amerykańska aktorka Caity Lotz. Chociaż aktor latał samolotami w te i nazad, obie relacje szybko się wypaliły. Spokojną przystań znalazł dopiero w ramionach innej modelki – Patrycji Wyki. Para tak dobrze się rozumiała, że zdecydowała się na dwójkę dzieci. Niestety: na początku tego roku aktor potwierdził, że i ten związek przeszedł do historii. Nic dziwnego, że teraz skupia się na ojcostwie Borysa i Aleksa.
- W moim życiu jestem wierny zasadzie: zachować balans. Myślę, że mężczyzna może być szczęśliwym ojcem pod warunkiem, że czuje się spełniony zawodowo. Kiedy myślisz o tym, że za chwilę będziesz spędzał 12 godzin dziennie na planie zdjęciowym i przez cztery miesiące wychodził z domu, jak twoje dziecko jeszcze śpi, i wracał, kiedy ono już śpi, to wtedy wiesz, że czas z dzieckiem, który masz tu i teraz, możesz maksymalnie wykorzystać i możesz się nim upajać – twierdzi w „Vivie”.