Córeczka pyta: znowu jedziesz na wakacje? Tłumaczę, że to nie wakacje, tylko gra w europejskich pucharach - o życiu rodzica w świecie zawodowego sportu opowiadają hiszpański trener Jordi Aragones i skrzydłowa Justyna Żurowska-Cegielska, oboje związani z koszykarską Wisłą CANPACK Kraków
Cały świat kręci się wokół boiska, aż przychodzi moment, że trzeba odnaleźć się w zupełnie nowej roli. Piłka nadal się toczy, nikt nie odgwizdał przerwy w grze, ale na wszystko patrzy się z innej perspektywy. Z perspektywy rodzica.
Świat do góry nogami
Justyna Żurowska-Cegielska po kilkunastu latach zawodowej gry w koszykówkę zdecydowała się na przerwę w karierze. Po urodzeniu córeczki Otylii wróciła do ukochanej koszykówki (mała ma teraz 20 miesięcy), wspierana przez męża - byłego żużlowca Krzysztofa Cegielskiego.
Pojawienie się pociechy to wyzwanie nie tylko dla zawodniczek, które zostają matkami. Również ojcom świat wywraca się do góry nogami. - Przyjście na świat dziecka sporo zmienia nie tylko w życiu sportowca, ale nawet trenera - przyznaje Hiszpan Jordi Aragones, który pracuje z koszykarkami Wisły w roli trenera. Cztery lata temu wraz z żoną Kingą zostali rodzicami Alice. Teraz doskonale rozumie rodzicielskie rozterki zawodniczek.
Kiedyś wystarczyło, że Żurowska czy Aragones spakowali torbę sportową, trzasnęli drzwiami i już mogli jechać z drużyną na mecze nawet za Ural. Albo na maraton wyjazdowy - a to do Turcji, a to na Wybrzeże, a stamtąd jeszcze do Hiszpanii. Teraz takie eskapady wymagają już mistrzostwa w planowaniu. A przede wszystkim - dużego wsparcia ze strony najbliższych.
Mama w Bydgoszczy
Dla Żurowskiej wsparcie męża było arcyważne. - Odkąd Otylka przyszła na świat, wszystko udało się jakoś poukładać - mówi wiślaczka. Kluczowa jest pomoc rodziny: - Moja mama, mimo że jest w Szczecinie, przyjeżdża, gdy jej potrzebujemy.
Karierę Żurowska zawiesiła, gdy miała 31 lat. Dla niektórych koszykarek to wiek, w którym myślą o końcu kariery. Ona jednak za bardzo kochała ten sport; po rocznej przerwie wróciła do koszykówki. Ale musiała zmienić klub. Zamiast w Krakowie, wylądowała niespodziewanie w bydgoskim Artego. - Dostałam tam wielkie wsparcie. Chodzi o trenera, o poziom zrozumienia ze strony klubu i zawodniczek. Tam kilka dziewczyn jest w podobnej sytuacji. W efekcie jest tam takie rodzinne podejście - tłumaczy Żurowska.
I tak nie było łatwo. - Nie wracałam do tego samego klubu. Trener Artego, Tomasz Herkt, ma swoje zasady w koszykówce, które dopiero musiałam poznać. Musiałam odnaleźć się w nowym środowisku i jednocześnie w nowej roli, bo w roli mamy - wyznaje Żurowska.
Nie każdy szkoleniowiec zdzierży obecność małego dziecka podczas treningu. Dla Herkta nie było problemu. - To, jak dużo czasu mogłam spędzać z Otylką i jak on to rozumiał, ułatwiło mi powrót do sportu. Nie było problemem, by dziecko jechało z drużyną autokarem czy wbiegało na parkiet po meczu - mówi.
W większości klubów zasady są bardziej rygorystyczne. To zawodowy sport, na treningu wymagana jest pełna koncentracja. - Nigdy nie jeżdżę z Alice na mecze - mówi trener Aragones. - Teraz już rozumie, że na jakiś czas trzeba usiąść spokojnie. Dotąd była na to zbyt mała - mówi.
Na treningi też starał się córki nie przyprowadzać. Chyba że był przyparty do muru, wtedy prosił przełożonych o wyrozumiałość.
Czytaj więcej:
- Obniżyć poziom? Nie ma mowy
- Od Teneryfy do Rio
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień