Małgorzata Kożuchowska nie złamała swych zasad, by mieć dziecko

Czytaj dalej
Fot. brak
Paweł Gzyl

Małgorzata Kożuchowska nie złamała swych zasad, by mieć dziecko

Paweł Gzyl

Aktorką postanowiła zostać już w szóstej klasie. Kino kojarzyło jej się z gwiazdami pokroju Marilyn Monroe i Elizabeth Taylor. Ciężką pracą udowodniła potem, że i ona może być gwiazdą. Tak naprawdę jednak najbardziej spełnia się jako mama.

Kiedy udzieliła pierwszego w życiu wywiadu tuż po skończeniu szkoły aktorskiej, na pytanie dziennikarza, co chciałaby osiągnąć w zawodzie, odpowiedziała bez wahania: „Żeby mnie szanowano”. Ćwierć wieku później trzeba przyznać, że to się jej spełniło. Dziś należy do grona największych gwiazd polskiego show-biznesu i wszyscy doceniają, że osiągnęła to ciężką pracą, a nie celebryckim szumem wokół swej osoby.

- W aktorstwie kluczowe jest, by w myśleniu o nim się nie starzeć, by w każdy nowy spektakl czy film wchodzić z ciekawością, otwartością, błyskiem w oku. Oczywiście, niebagatelne znaczenie ma doświadczenie i znajomość siebie jako aktora, niemniej ta wiedza powinna nas wyłącznie otwierać. Jak ognia powinniśmy unikać szukania gotowych rozwiązań i rutyny - tłumaczy w serwisie Aleteia.

*

Wychowała się w peerelowskim wieżowcu na toruńskim osiedlu. Była najstarszą z trzech sióstr. Być może dlatego czuła się zawsze odpowiedzialna za innych. Wspomagała tym samym rodziców, którzy pracowali naukowo. Nic dziwnego, że kiedy poszła do podstawówki, szybko została przewodniczącą klasy, a potem - całej szkoły. Oczywiście, uczyła się bardzo dobrze i nigdy nie sprawiała nauczycielom żadnych kłopotów. Kiedy się nudziła w domu, tata zabierał ją na działkę, żeby wyrywała chwasty. Latem najbardziej lubiła chodzić na oazowe pielgrzymki.

- Od wczesnej młodości moim duchowym autorytetem był Jan Paweł II. Szanowałam i bardzo imponowała mi wierność drodze, którą obrał, konsekwencja, spójność we wszystkim, czym się zajmował. Podobała mi się jego skromność, pracowitość, oddanie innym, ale i taka immanentna dla niego bezpośredniość, przez co miałam zawsze wrażenie, jakby był mi kimś bardzo bliskim - podkreśla w Aletei.

O tym, że chce być aktorką, zdecydowała już w... szóstej klasie podstawówki. Wtedy kino kojarzyło się z gwiazdami w rodzaju Marilyn Monroe, Elizabeth Taylor czy Audrey Hepburn. To był świat niczym z bajki, a ona marzyła, by do niego wkroczyć. Kiedy była w liceum, pojechała do rodziny do RFN. I choć sugerowano, aby została nad Renem na stałe, ona zdecydowała się wrócić do Polski. Najbardziej ciągnęło ją do kółka teatralnego, w którym występowała w liceum. Nic więc dziwnego, że przed maturą powiedziała rodzicom, że chce zdawać do szkoły teatralnej. Ci, oczywiście, nie byli zachwyceni.

- Mama: „Jak w ogóle założysz rodzinę? Zawsze będzie coś ważniejszego niż dom. Poza tym możesz natrafić na mężczyznę, który będzie zazdrosny, że będziesz na scenie w ramionach innych. Jak ty to zniesiesz psychicznie? Jak ty to wytrzymasz?”. A ja na to: „Mamo, ale ja nie chcę mieć męża, żeby go obsługiwać, prać mu i gotować obiady! Ja się do tego nie nadaję!” - wspomina w „Vivie”.

*

Ostatecznie postawiła na swoim: pojechała do Warszawy i zdała do tamtejszej akademii teatralnej. Oczywiście, szybko okazała się jedną z najbardziej pracowitych i utalentowanych studentek. Dlatego już na drugim roku dostała okazję zagrania na profesjonalnej scenie. Trzy lata później dostała angaż do Teatru Dramatycznego.

- To był zupełnie inny czas. Bez tabloidów, serwisów plotkarskich. Prasa kolorowa dopiero raczkowała, w wywiadach mówiliśmy wyłącznie o życiu zawodowym. Jak wszyscy młodzi ludzie byliśmy pasjonatami. Marzyliśmy, że za kilka lat będziemy grać ważne role - głównie w teatrze, że będziemy widzów wzruszać, bawić. Nie graliśmy na siebie. Ważna była nie kariera, lecz perspektywa robienia ciekawych rzeczy - wspomina w „Twoim Stylu”.

Popularność przyniosło jej jednak kino i telewizja. Najpierw zagrała w komedii „Kiler”, a potem w telenoweli „M jak miłość”. Rolę Hanki Mostowiak odtwarzała na małym ekranie aż jedenaście lat, stając się ulubienicą wszystkich gospodyń domowych. W końcu podjęła radykalną decyzję - i poprosiła scenarzystów o uśmiercenie swojej bohaterki.

- Rola sama w sobie była interesująca. Hanka na początku była czarnym charakterem. Poza tym spokój, poczucie bezpieczeństwa dawał mi teatr. Przez cały ten czas bardzo pilnowałam tego teatru, tego, żeby sobie nie odpuścić, żeby telewizyjna popularność nie zaszumiała mi w głowie, żeby nagle nie zostać miałką aktoreczką jednego serialu - mówi w „Gali”.

*

Grając w Teatrze Dramatycznym, pewnego dnia bileterka powiedziała jej, że ma wielbiciela, który wykupił bilety na... dwadzieścia spektakli do przodu. Potem w garderobie pojawiły się kwiaty i prośba o spotkanie. Zgodziła się - i tak poznała Bartka Wróblewskiego, młodego dziennikarza, który wypatrzył ją kilka tygodni wcześniej na pogrzebie Jana Pawła II w Watykanie. Dwa lata później na tym samym placu Świętego Piotra on oświadczył się, a ona powiedziała „tak”. Ślub wzięli w Warszawie w kościele Świętego Krzyża w 2008 roku.

Kiedy chciała zajść w ciążę, okazało się to nie takie proste. Nie zdecydowała się jednak na in vitro. Zamiast tego poddała się promowanej przez Kościół naprotechnologii. I udało się: po dwóch miesiącach zaszła w ciążę. Nie był to jednał łatwy czas. Ciąża była zagrożona, musiała więc zrezygnować z pracy. Ale udało się: mając 43 lata, urodziła synka Jasia.

- Dziecko dało mi prawdziwe poczucie sensu. W chwilach, gdy nie udaje mi się coś, na co liczyłam, coś nie wypaliło, kolejna rola przeszła mi koło nosa, wiem, że gdybym nie miała dziecka, mogłabym popaść w rozgoryczenie. A teraz patrzę na synka, jak się wspaniale rozwija, rośnie i myślę: Gośka, przecież to on jest twoją przyszłością! - mówi w „Vivie”.

Kiedy Jasiu miał trzy miesiące, wróciła na plan serialu „Rodzinka.pl”. Cała ekipa pomagała jej zajmować się synkiem. Rola Natalii Boskiej przyniosła aktorce wielką popularność, ale nie wyczerpała jej kreatywności. Z powodzeniem niedawno wcieliła się w postać szefowej mafii w filmie „Proceder”, a teraz oglądamy ją w kryminalnym serialu „Motyw”.

Paweł Gzyl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.