Małżeństwo daje jej spokój i poczucie bezpieczeństwa

Czytaj dalej
Fot. Artur Rawicz
Paweł Gzyl p.gzyl@gk.pl

Małżeństwo daje jej spokój i poczucie bezpieczeństwa

Paweł Gzyl p.gzyl@gk.pl

Mimo że wychowała się bez ojca w ubogich warunkach, dzisiaj jest jedną z gwiazd telewizji. Do szczęścia brakuje jej tylko pełnej rodziny.

Kiedy dziennikarze pytali ją o powiększenie rodziny, początkowo odpowiadała żartami. Czas jednak nieubłaganie płynął. W końcu zaczęła więc reagować coraz bardziej nerwowo na ten temat.

- Prowadząc program „Bezpieczne wakacje”, rozmawiałam z pewną góralką. To była dziewczyna w moim wieku. Stała tak przede mną w góralskim stroju, z pięknymi haftami i zapytałam ją: „A ty, ile masz dzieci?” Na co ona: „Chciałam ośmioro, jak prawie wszyscy tu we wsi. Ale mam jedno. Bóg nie dał”. Na pewne rzeczy nie mamy wpływu - tłumaczyła w „Gali”.

W końcu kilka dni temu gruchnęła wiadomość: Paulina Sykut jest w piątym miesiącu ciąży! Media od razu wyliczyły, że popularna dziennikarka urodzi dziecko w listopadzie - czyli w tym samym czasie, kiedy będzie prowadzić kolejny sezon show „Taniec z gwiazdami”.

Jak sobie z tym poradzi?

- Kto powiedział, że kobiety w ciąży muszą iść na przymusowy urlop?! Ja się świetnie czuję, rozkwitam, dlatego nie ma się czym martwić. Dbam o siebie, co przekłada się na moje samopoczucie. Widzowie będą mogli podziwiać moje krągłości, co pewnie będzie dla nich ciekawym urozmaiceniem - śmieje się Paulina.

Gwiazda pochwaliła się już, że nosi pod swym sercem córeczkę, która otrzyma imię Róża.

Jako dziecko była małą rozrabiarą. Kiedy miała sześć lat, skoczyła w domu babci z werandy na leżącą na ziemi cegłę. Upadła tak pechowo, że zraniła się w głowę - i do dzisiaj ma na czole charakterystyczną bliznę, która jednak tak naprawdę tylko dodaje jej uroku. Innym razem schowała się w... budzie psa - i mama szukała jej aż przez godzinę.

Ma dwóch braci - jednego młodszego, a drugiego starszego. Ten drugi - Sebastian - trzymał rodzeństwo mocną ręką. Dlatego nieraz dochodziło w domu do szarpaniny. Kiedyś tak mocno chwycił Paulinę za włosy, że został z ich kępką w garści. Siostra musiała iść do fryzjera i ostrzyc się „na chłopaka”, żeby ukryć ubytek.

Jej tata był pełnym energii człowiekiem. Pracował jako górnik, ale uwielbiał uprawiać ekstremalne sporty: nurkował i skakał ze spadochronem. Mimo tej ogromnej pasji do życia, niespodziewanie zmarł na serce, będąc jeszcze młodym człowiekiem.

- Miałam cztery lata, ale tata był dla mnie bardzo ważny. Byłam jego oczkiem w głowie, jego wielkim skarbem i dawał mi to odczuć. Skupiał na mnie swoją uwagę, kochał, doceniał. Pamiętam jak trzymał mnie na rękach. Bawiłam się jego uchem albo włosami. Był wspaniałym mężczyzną, przystojnym, kochanym. Najlepszym na świecie - wspomina Paulina w magazynie „Dobry Tydzień”.

Mama początkowo przeżyła załamanie nerwowe. Ale trójka małych dzieci zmobilizowała ją do życia. Praca w Instytucie Weterynarii nie była zbyt dochodowa, więc rodzina żyła bardzo skromnie. Z pomocą śpieszyli oczywiście babcia i dziadek - ale i tak było ciężko.

- Czasem z młodszym bratem sprzedawaliśmy na targu kwiaty z ogrodu babci, znalezione gdzieś butelki… w tajemnicy przed mamą, żeby zrobić jej niespodziankę, bo wiedzieliśmy, że nie ma pieniędzy. Latem zbieraliśmy truskawki, wiśnie, maliny, żeby zarobić na zeszyty. Miłości nigdy nam nie brakowało! Każdemu życzę takiej rodziny jak moja - tłumaczy dziennikarka w serwisie Party.pl.

Już w przedszkolu zauważono, że małą Paulinę ciągnie do śpiewania. Nic więc dziwnego, że w szkole podstawowej śpiewała w kościelnym chórze i zespole „Powiśle”. Zdolności wokalne dziewczynka odziedziczyła po babci - zresztą i dziadek był muzykalny, sam nauczył się grać na klarnecie. Publicznie zadebiutowała w puławskim domu kultury, śpiewając ludową piosenkę „Szumi gaj”. Prawdziwą szkołę estradową zaliczyła dopiero w liceum, kiedy została wokalistką... weselnego zespołu Gospel.

- Kiedyś podczas balu pewien dobrze sytuowany pan z Puław krzyknął: „Co wy tu, kur…, warsztaty jazzowe robita?”, a graliśmy akurat piękny standard jazzowy. Zmieniliśmy więc repertuar na coś bardziej skocznego, tak zwany kawałek pod nogę. Wielokrotnie patrzyłam na piękne, wzruszające historie miłosne, ludzi, którzy naprawdę się kochają. Sama twierdziłam wtedy, że nigdy nie urządzę własnego wesela. Dziś wiem, że to był taki… bunt 20-latki - śmieje się w serwisie Party.pl.

Mimo że po maturze zdała na studia, nadal ciągnęło ją w stronę śpiewania. Jej nauczyciel muzyki stworzył na poczekaniu piosenkę „Erosek” - i jego podopieczna pojechała do Warszawy, aby wystąpić w „Idolu”. Chociaż nie wygrała, kilka dni po emisji programu, w którym wystąpiła, dostała telefon od TV4 z propozycją poprowadzenia programu „4Music” na antenie stacji.

Kiedy kilka lat później w Polsacie organizowano casting na nową prezenterkę pogody, postanowiła spróbować swych sił. I udało się - Paulina szybko została jedną z bardziej lubianych prezenterek meteo w polskiej telewizji. Nie lubi jednak, kiedy mówi się o niej „pogodynka”.

- Prezenterów pogody często się umniejsza, a zwykle są to ludzie dobrze wykształceni, z dużym doświadczeniem telewizyjnym i nie tylko. Szanuję i lubię tę pracę. Nadal udaje mi się robić to z odrobiną szaleństwa i własnej inwencji - tłumaczy w „Gali”.

Być może te doświadczenia sprawiły, że piękna dziewczyna chciała piąć się wyżej. Okazją okazał się program „Tylko nas dwoje”, w którym telewizyjne osobowości śpiewały piosenki w niezwykłych duetach. Paulina wystąpiła z Ivanem Komarenko - i wygrała show. Stacja pozwoliła jej poprowadzić z Tomaszem Kammelem widowiskowego sylwestra. W końcu Nina Terentiew zaprosiła Paulinę do prowadzenia programów „Must Be The Music” i „Tańca z gwiazdami”.

Nic dziwnego, że na śliczną dziewczynę szybko zwrócił uwagę „Playboy”.

- Już nieraz dostałam taką propozycję. Za piątym razem zaczęłam się śmiać i powiedziałam, że nie ma mowy i że mogliby w końcu odpuścić (śmiech). Mam o wiele więcej do pokazania niż nagie ciało. Uważam, że bardziej seksi można być w ubraniu - deklaruje Paulina na blogu.

Obecnego męża Paulina poznała przez przypadek, kiedy miała zaledwie siedemnaście lat. Przedstawił ich sobie wspólny kolega. I od razu coś poczuli do siebie - choć Piotr Jeżyna jest starszy od swej żony aż o dziesięć lat.

- Piotrek bardzo mi się spodobał, ale byłam zbyt młoda i nie myślałam wtedy o związku. Pamiętam, że po naszym pierwszym spotkaniu zwierzyłam się koleżance: „Spotkałam fajnego chłopaka. Był taki uśmiechnięty, wyglądał, jakby przyjechał z zagranicy”. Dziś, po latach bycia razem, kiedy przychodzę do domu zmęczona, czasem zdenerwowana czy smutna, jego uśmiech wystarczy mi, żeby oczyścić się z negatywnych emocji. Jest najbardziej radosnym i zdystansowanym człowiekiem, jakiego znam” - opowiada w „Gali”.

Parą stali się kilka lat po pierwszym spotkaniu, kiedy Paulina była w odwiedzinach u mamy w Puławach. Piotr, który jest biznesmenem, został menedżerem swojej dziewczyny i przeniósł się dla niej do Warszawy. Na zalegalizowanie związku czekali jednak aż trzynaście lat. Ślub odbył się w 2011 roku w puławskim kościele Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.

- Odkąd wzięliśmy ślub, w naszym życiu jest więcej spokoju. Ślub tchnął w nasz związek coś dobrego, pięknego. Namawiam do tego wszystkie pary, które się zastanawiają, czy brać ślub i czy nie ma w tym czegoś staroświeckiego, już niemodnego. Na pewno nie! Ale trzeba być pewnym tej drugiej osoby i pewnym siebie, tego, czego się w życiu chce. A po drugie, warto, bo życie szybko pędzi, lata płyną i nie można się zatracić w samej pracy. Ważni są też inni ludzie, dom i rodzina - tłumaczy Paulina w magazynie „Rossmann”.

Do szczęścia młodej parze brakowało tylko dziecka. Podobno przez to, że Piotr jest starszy, z czasem zaczął coraz bardziej wykazywać niecierpliwość w tej kwestii. Aż wreszcie udało się - za cztery miesiące wreszcie zostanie tatą.

Autor: Paweł Gzyl

Paweł Gzyl p.gzyl@gk.pl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.