Mam 50 lat i jeszcze 50 przede mną. Moja twarz jest do wynajęcia
Rozmowa z Jackiem Dobrzyńskim, byłym rzecznikiem podlaskiej policji i CBA, od niedawna prowadzącym program w TV o bezpieczeństwie.
Jak na emeryta bardzo dobrze Pan wygląda.
O, to miłe, a skończyłem 50 lat. Przez cały czas żyłem w pędzie. To był fantastyczny czas. Następne 50 lat mam przed sobą. Nie zamierzam ich zmarnować.
Rok temu zakończył Pan misję w CBA i wrócił na stałe z Warszawy do Białegostoku. Co się działo przez ten czas?
Wróciłem po sześciu latach tułaczki. Ale właściwie nigdy nie wyprowadziłem się z Białegostoku. Byłem typowym „słoikiem”. Tu robiłem zakupy, pakowałem się w niedzielę, jechałem do stolicy, w piątek wracałem. Okradałem wtedy rodzinę i przyjaciół z czasu, który powinienem im poświęcać. Przez bycie ojcem i mężem weekendowo-smsowo-telefonicznym dużo mi uciekło. Teraz to nadrabiam. Po powrocie zacząłem zajmować się domowymi sprawami. Robiłem zakupy, porządki... Czułem się trochę jak Perfekcyjna Pani Domu. (śmiech)
Ale ciągnie wilka do lasu. Wraca Pan do mediów, tym razem w roli prowadzącego program „Pogadajmy o bezpieczeństwie” na antenie Radia i Telewizji JARD. Skąd pomysł?
Jarosława Dziemiana (właściciel stacji - przyp. red.) znam od wielu lat. Pomysł zrodził się w czasie jednej z naszych rozmów, po której pan Dziemian zaprosił mnie do współpracy.
Mogliśmy już obejrzeć dwa odcinki. Formuła programu polega na rozmowie z zaproszonymi gośćmi. O czym dokładnie?
Będziemy mówić o różnego rodzaju zagrożeniach, jakie mogą spotkać mieszkańców Białegostoku i województwa. O tym, na czym się znam. Całe życie mówiłem o bezpieczeństwie - obojętnie, czy byłem w policji, czy w służbach specjalnych. Pierwszy odcinek dotyczył oszustw metodą na wnuczka i policjanta. Kolejny - Akcji Znicz. W następnym odcinku będę rozmawiał ze strażakiem o dogrzewaniu naszych mieszkań i zagrożeniach, jakie się z tym wiążą. Nowe nagrania będą się ukazywać raz w tygodniu. Na pewno będziemy uprzedzać ludzi, jak ustrzec się przed kradzieżą, włamaniem, jak nie dać się zabić czadem, ogniem, dymem etc. Tematy mam zaplanowane do końca roku. Będę rozmawiał z policjantami, strażakami, strażnikami. Wśród gości pojawią się nie tylko przedstawiciele służb mundurowych, ale inni, znani i lubiani. Zapytam, jak postrzegają bezpieczeństwo w województwie, co ich denerwuje, co trzeba naprawić. Chęć wsparcia swoją wiedzą i doświadczeniem zadeklarowali też eksperci, których poznałem, pracując w Warszawie. Na tym etapie nie chcę jeszcze uprzedzać.
Kiedy zaczęła się Pana współpraca z mediami? Wiem, że było to jeszcze przed pracą w policji.
Ponad 30 lat temu, jeszcze w szkole średniej. Pierwsze kroki stawiałem współpracując z Polskim Radiem Białystok. W latach 80. były programy Muzyczny Telefon i Magazyn Młodzieżowy. Prezentowałem tam nagrania, wówczas dość popularne, tzw. italo disco. W 1990 r. przyszedłem do policji. Pracowałem w drogówce, współpracowałem z mediami na różnego rodzaju zdarzeniach drogowych. Od 1999 do 2009 r. pracowałem w zespole prasowym. To nie była łatwa praca. Reprezentowanie policjantów to nie tylko mówienie o ich sukcesach, ale czasami czerwienienie się i wstydzenie, gdy popełniają błędy. To ja musiałem się z tego tłumaczyć.
Teraz przeszedł Pan na drugą stronę kamery i sam zadaje pytania. Jest łatwiej?
Do tej pory byłem zapraszany do programów, ja byłem przepytywany, ja byłem czasami zaskakiwany pytaniami. Tym razem to ja mogę kogoś zaskoczyć, zapytać. Czuje się inne emocje. Trudno jednak odpowiedzieć, czy łatwiej być rzecznikiem, czy dziennikarzem. Wiele zależy od tego, na jakiego rozmówcę się trafi. Jeżeli będzie osoba, która będzie mi tylko przytakiwać, to - żeby wyciągnąć jakąś informację, a słuchacz dowiedział się czegoś - muszę być elastyczny. Żeby to nie był program na zasadzie odpowiadania jak na wariografie: tak, nie. Powiem szczerze, że praca dziennikarza też nie jest łatwa. Trzeba się do takiego programu przygotować. Nie jestem omnibusem, wiec na wszystkim się nie znam. Mocno liczę na podpowiedzi telewidzów i słuchaczy.
Ale doświadczenie z bycia rzecznikiem się przydało?
Na pewno. Obycie z mediami, kamerą, mikrofonem, kontakty... Na pewno też wiedza i umiejętności, które nabyłem i w policji, i w CBA.
Nie chciałabym być wścibska, ale muszę zadać to pytanie. Prowadzenie programu to praca zarobkowa czy poczucie misji
Malkontentom, którzy będą myśleli, że ja zarabiam tu nie wiadomo jakie kokosy, od razu mówię: to jest pro publico bono (łac. dla dobra publicznego, dla dobra ogółu -przyp. red.). To moja działalność niezarobkowa. Nie dostaję żadnych pieniędzy. Nie chcę jednak robić z siebie jakiegoś misjonarza. (śmiech) Po prostu całe życie mówiłem o bezpieczeństwie, uprzedzałem ludzi o zagrożeniach. Robię to nadal, bo to umiem i lubię.
To najnowszy projekt w Pana życiu. Czy ma Pan pomysły na kolejne?
Liczę na to, że temat i formuła programu jest potrzebna ludziom, mieszkańcom naszego województwa. Nie upieram się, że tylko ja ten program będę prowadził, bo społeczeństwo może w pewnym momencie uznać, że jestem niestrawny, trzeba jakiejś nowej krwi. Nie ma problemu. Zawodowo moja twarz jest do wynajęcia. Skończyłem pół wieku, jestem wolnym człowiekiem. Jeżeli będą jakieś propozycje, które mnie zainteresują, jestem do dyspozycji.