Mamą jest dla tych dzieci na chwilę, na kilka miesięcy. Ale pamięta je już zawsze
To przy Antosiu nauczyła się czytać dziecięce twarze. Jego była krucha, drobna, ze skośnymi oczami. Matka - bezdomna kobieta - urodziła go na ulicy. Kiedy przyszedł na świat, miał pół promila alkoholu we krwi i zapalenie płuc.
To było pierwsze dziecko, które trafiło do Marty Kowalewskiej z Krakowa, która od dwóch lat prowadzi pogotowie rodzinne.
Gdy po siedmiu miesiącach rozstawała się z maleństwem, nie wiedziała, czy łzy płyną po jej policzkach bardziej ze szczęścia - że chłopiec znalazł dom, czy z tęsknoty.
Krzyś i Zosia
W połączonym z kuchnią salonie jest pełno zabawek. Obok kanapy stoi zielone łóżeczko, takie, które w razie potrzeby można dostawić do swojego łóżka. Wyglądają z niego duże, ciekawe świata oczy. Niebieskie śpioszki pasują do jasnych włosków Krzysia.
Chłopiec trochę popłakuje, więc ciocia szybko przygotowuje mu kaszkę. Maluch cieszy się na widok pełnej butelki, a gdy ciocia się do niego uśmiecha, to i on zaczyna się śmiać. Krzyś ma dziś trzy miesiące, do Marty - cioci, trafił w siódmej dobie życia, na cztery dni przed Wigilią.
- Mówiliśmy, że to prezent pod choinkę - opowiada Marta. Biologiczna matka zrzekła się praw do niego zaraz po porodzie, dlatego Krzyś trafił pod dach cioci i tutaj bezpiecznie czeka na nową rodzinę.
Wiem, że my jesteśmy tylko na chwilę. Mówię sobie, że nie mogę się tak do nich przywiązywać, ale traktuję je jak własne
Na kanapie obok łóżeczka grzecznie bawi się Zosia. Śliczna dziewczynka wyciąga swoje rączki, by dosięgnąć zabawek. Po chwili grzechotka, którą tak chętnie się bawiła, toczy się po podłodze, sprawiając dziewczynce niesłychaną radość.
Zosia ma dziewięć miesięcy. Do cioci przyjechała prosto ze szpitala. W sądzie toczy się sprawa o opiekę nad dziewczynką.
- To jej pora na sen - mówi Marta i razem kierujemy się na górę. W oczy od razu rzucają się zawieszone na ścianach zdjęcia dzieci: są tu wszyscy podopieczni, którzy trafili do Marty.
Na piętrze są dwa pokoje i łazienka. Pierwszy należy do młodszej córki Marty, Kai. Drugi jest dla maluchów, teraz mieszka w nim Zosia, a Krzyś śpi przy cioci i wujku.
- Wyobrażaliśmy sobie, że pokój dzieci będzie na górze i one tam będą funkcjonować, ale nie ma takiej możliwości, bo na dole mamy kuchnię. Jestem mamą i żoną i też muszę zajmować się domem, choć różnie to bywa. Jak Zosia miała katar i ząbkowała, a Krzyś miał kolkę, to spałam w nocy po półtorej godziny - opowiada Marta Kowalewska.
Zosia jest u Marty najdłużej - już dziewięć miesięcy. Nad łóżeczkiem, w którym zaraz zaśnie, wisi karuzela. Ciocia daje jej butelkę i przykrywa kocykiem. Drzwi obok jej pokoju prowadzą do łazienki.
- Dzieci znają ten dom, wiedzą, że kiedy wieczorem idziemy na górę, to znaczy, że zaraz będą się kąpać i już się śmieją. Naszym zadaniem jest zapewnić im to, co najlepsze. Tu nikt nie może na nich krzyknąć, mają czuć się bezpiecznie i myślę, że tak jest - mówi Marta.
Wracamy do kuchni, a Marta - matka, żona i ciocia dla wielu maluchów, które z różnych powodów nie miały się gdzie podziać, zaczyna opowiadać o tym, że choć bywa trudno, to uśmiech dziecka, szczególnie tak skrzywdzonego przez los, rekompensuje jej cały codzienny trud.
Antoś
Najtrudniejsze są rozstania z dziećmi.
Gdy pada pytanie o to najbardziej emocjonalne, od razu odpowiada: z Antosiem.
A jej córka Kaja dodaje cicho „Mamo, nie płacz”. I choć minęło od niego już wiele czasu, wciąż wydaje się świeże.
Czytaj więcej:
- Jak wyglądało rozstanie z Antosiem?
- Dlaczego Marta zdecydowała się prowadzić pogotowie opiekuńcze?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień