Pawel Stachnik

Marksizm, zamordyzm, antysemityzm. Twardogłowi w PZPR

Twardogłowi Bolesław Bierut (z lewej) i jego bliski współpracownik Kazimierz Mijal Fot. Archiwum Twardogłowi Bolesław Bierut (z lewej) i jego bliski współpracownik Kazimierz Mijal
Pawel Stachnik

Całe lata w PZPR funkcjonowały frakcje ortodoksów. Dogmatycy domagali się silnych rządów, wierności marksizmowi i ścisłego sojuszu ze Związkiem Radzieckim.

Śmierć Józefa Stalina w 1953 r. i tajny referat Nikity Chruszczowa wygłoszony na XX Zjeździe KPZR w lutym 1956 r. oraz rychły zgon Bolesława Bieruta zapoczątkowały w Polsce zmianę polityczną nazwaną odwilżą. Wymęczone stalinizmem społeczeństwo domagało się powrotu do normalności: demokratyzacji, ukrócenia wszechwładzy bezpieki, odpartyjnienia życia. Chęć zmian była tak wielka, że objęła także część ludzi władzy. Wielu członków partii uważało bowiem, że konieczna jest reforma ustroju idąca w stronę destalinizacji i liberalizacji. Ich reprezentantem stała się grupa ważnych działaczy nazwana puławianami od kamienic przy ul. Puławskiej w Warszawie, w których mieszkali.

Żadnych zmian

Była jednak i druga grupa wysoko postawionych funkcjonariuszy partyjnych, którzy uważali, że postulowane przez większość społeczeństwa (oraz puławian) zmiany są niepotrzebne, zbyt daleko idące i wypaczające idee prawdziwego socjalizmu. Twierdzili oni, że poza pewnymi drobnymi mankamentami (np. zbyt dużą samodzielnością Urzędu Bezpieczeństwa) dotychczasowy ustrój jest dobry i nie należy go zmieniać. A liberalizacja, demokratyzacja i odpartyjnienie to groźne herezje, które trzeba zwalczać.

Grupę tę nazwano natolińczykami, od pałacyku rządowego w warszawskim Natolinie, gdzie się spotykała. Tworzyli ją m.in.

przewodniczący Rady Państwa Aleksander Zawadzki, wicepremier Zenon Nowak, członek Rady Państwa Wiktor Kłosiewicz, ministrowie Kazimierz Mijal i Bolesław Rumiński oraz gen. Kazimierz Witaszewski. Wspierał ją szef MON marsz. Konstanty Rokossowski, a także – ze swojej strony – lider ruchu PAX, przedwojenny narodowiec i antysemita, Bolesław Piasecki.

Natolińczycy nie chcieli zmian. Wszelkie osłabianie pozycji partii uważali za wielce szkodliwe. Chcieli, by było tak jak dotychczas: silna władza, pełna kontrola nad społeczeństwem i ścisły sojusz ze Związkiem Radzieckim. Nie kryli niechęci do inteligencji, studentów, pisarzy i Żydów.

Ten nurt w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, zarysowany wyraźnie w połowie lat 50. ub.w., będzie w niej funkcjonował z różnym nasileniem aż do samego końca PRL. Jak pisze historyk Andrzej Brzeziecki w swojej wydanej niedawno książce „Betonowy umysł. Historia twardogłowych towarzyszy z PZPR”, jego zwolenników nazwano partyjnym betonem, ortodoksami, zamordystami, dogmatykami, zwolennikami rozwiązań siłowych. Przyjrzyjmy się, jaką rolę w historii Polski Ludowej odegrali twardogłowi komuniści.

Chwilowe zwycięstwo

W 1956 r. kluczowe dla natolińczyków i puławian było uzyskanie poparcia Władysława Gomułki. Zwolniony z aresztu „Wiesław” szykował się do powrotu do władzy, ale wcale nie było jasne, którą z tych grup poprze. W maju tego roku spotkali się z nim Zenon Nowak, Franciszek Mazur, a potem Aleksander Zawadzki. Gomułka jednak dobrze rozpoznał nastroje większości społeczeństwa i wybrał puławian. Polacy chcieli bowiem demokracji, a nie zamordyzmu. Na VIII Plenum KC PZPR w październiku 1956 r. natolińczycy zostali wycięci z władz partyjnych. Puławianie odnieśli zwycięstwo.

Jak jednak zauważa autor „Betonowego umysłu”, było to zwycięstwo chwilowe. Gomułka po umocnieniu się uznał, że rewizjonizm jest groźniejszy niż ortodoksja i niebawem

przykręcił śrubę. Potem zaś zaczął awansować natolińczyków. „Konserwa podniosła głowę” – cytuje zapisek Mieczysława F. Rakowskiego z maja 1958 r. Andrzej Brzeziecki. „Strony dzienników Rakowskiego z tamtego okresu pełne są opisów tego, jak odsuwani są ludzie, którzy opowiedzieli się w Październiku za liberalizacją”, pisze historyk.

Dla niektórych komunistów nawet taka połowiczna liberalizacja była nie do przyjęcia. Jednym z nich był szef Urzędu Rady Ministrów, a następnie minister gospodarki komunalnej Kazimierz Mijal. Ten marksistowski ortodoks uważał, że pod rządami Gomułki Polska odeszła od komunizmu i zeszła na manowce. Krytykował porzucenie kolektywizacji, rozmowy z Kościołem, poluzowanie związków z ZSRR.

W 1965 r. Mijal założył podziemną Komunistyczną Partię Polski o charakterze stalinowskim i z grupką swoich zwolenników kolportował ulotki potępiające kułaków, prywaciarzy i syjonistów. Uzyskali oni wsparcie finansowe i techniczne z ambasady Albanii, który to kraj pod wodzą Envera Hodży trwał przy stalinizmie. W 1966 r. przy pomocy albańskich dyplomatów Mijal uciekł do Tirany. W tamtejszym radiu nadawał skierowane do kraju audycje w języku polskim krytykujące politykę Gomułki. Potem przeniósł się do równie ortodoksyjnych Chin, gdzie mieszkał do początku lat 80. Gdy tamtejsza partia komunistyczna zaczęła wprowadzać reformy, zdegustowany nimi w 1983 r. potajemnie wrócił do Polski. Wsparł prawe skrzydło władzy – Zjednoczenie Patriotyczne „Grunwald”, a po 1989 r. przystał do nacjonalistów zwalczających Unię Europejską i Żydów. Zmarł w 2010 r. Uprzedzając wypadki zauważmy, że drogę taką – od komunizmu do nacjonalizmu – przejdzie wielu twardogłowych marksistów.

Nacjonal-komunizm

Drugim momentem, w którym frakcja ortodoksów ujawniła swoje polityczne ambicje, stał się rok 1968. Przemówienie Gomułki wygłoszone w Warszawie na zjeździe związków zawodowych

rozpoczęło antysemicką falę w całym kraju. W marcu 1968 r. doszły do tego wystąpienia skierowane przeciw studentom protestującym w obronie zdjętych „Dziadów”. Główną siłą nakręcającą te ekscesy byli tzw. partyzanci, czyli grupa byłych członków GL, AL, a potem MO i UB, skupionych wokół ministra spraw wewnętrznych gen. Mieczysława Moczara. Byli wśród nich m.in. Grzegorz Korczyński, Franciszek Szlachcic, Zenon Kliszko, Ryszard Strzelecki.

Partyzanci byli zwolennikami twardej ręki i „trzymania społeczeństwa za twarz”. Krytykowali liberalizm, kosmopolityzm, zapatrzenie w Zachód. Atakowali inteligencję, literatów, elity (np. filmy Andrzeja Wajdy). Komunizm łączyli z nacjonalizmem skierowanym przeciw Niemcom, Ukraińcom i Żydom. Dochodził do tego kult wojska, tradycji historycznej oraz kombatanctwa (łącznie z AK). „Nacjonal-komunizm” – pisał o nich Mieczysław F. Rakowski.

To właśnie partyzanci z pasją realizowali antysemicką kampanię w marcu 1968 r. usuwając osoby żydowskiego pochodzenia ze stanowisk, szkalując je w prasie i telewizji, atakując także „kosmopolitycznych literatów, rozwydrzonych studentów i złotą młodzież”, oraz tych członków partii, którzy nie podzielali ich zamordyzmu (np. wspomnianego Rakowskiego, który przez lata był ulubionym celem twardogłowych). Przodował w tym osławiony publicysta Ryszard Gontarz.

Jak zauważa autor „Betonowego umysłu”, za całą tą ideologią stała prosta chęć przejęcia władzy. Moczarowcy nadzieje na to wiązali z upadkiem Gomułki w grudniu 1970 r. i objęciem stanowiska pierwszego sekretarza przez Edwarda Gierka, który przez pewien czas współdziałał z Moczarem. Gierek jednak był niechętny radykalizmowi partyzantów i zaczął odsuwać generała od wpływu na bieg wydarzeń. Utrącił rzekomy pucz szykowany przez Moczara i sekretarza wojewódzkiego w Olsztynie Tadeusza Białkowskiego, a już latem 1971 r. usunął go z Komitetu Centralnego i zesłał do Najwyższej Izby Kontroli. Potem

odebrał mu prezesurę ZBoWiD-u. Moczar wprawdzie nie zniknął z polityki, ale stracił realne znaczenie.

Umiarkowana linia

Skierowana na Zachód polityka Gierka nie spodobała się wielu ortodoksom. Również ten pierwszy sekretarz doczekał się twardogłowej opozycji. Byli w niej m.in. Franciszek Szlachcic, zwolennik Moczara Stefan Olszowski, popularny reżyser Bohdan Poręba i nie mniej popularny aktor Ryszard Filipski. Był też pierwszy sekretarz z Konina, Tadeusz Grabski, który w 1978 r. otwarcie zaatakował Gierka za ustępstwa wobec Kościoła, zbliżenie z Zachodem, tolerowanie opozycji i podważanie sojuszu z ZSRR.

Wybuch Solidarności jeszcze bardziej wyzwolił w partii siły fundamentalistyczne. Tacy politycy jak Stanisław Kociołek, Albin Siwak, gen. Mirosław Milewski czy Andrzej Żabiński krytykowali miękkie podejście władz do strajków i opozycji, domagając się zdecydowanych działań oraz wezwania na pomoc ZSRR. Dziś już nikt o tym nie pamięta, ale to Wojciech Jaruzelski i Stanisław Kania reprezentowali wtedy linię umiarkowaną, chcąc rozmawiać z Solidarnością. Wprowadzenie stanu wojennego paradoksalnie spełniło postulaty twardogłowych: Solidarność została sparaliżowana i zeszła do podziemia. A rolę zamordystów przejęli Wojciech Jaruzelski, Czesław Kiszczak i Jerzy Urban.

W latach 80. ortodoksi nadal działali, atakując opozycję, Zachód, NATO, a nawet tworzącą się wspólnotę europejską (jako powstającą pod dyktando Niemiec…). Z nieco innych pozycji występował Alfred Miodowicz, szef Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych. Starał się być ekonomicznie bardziej roszczeniowy niż Solidarność i często atakował rząd, potem zaś stał się przeciwnikiem rozmów przy Okrągłym Stole. Miodowicza władza jednak zignorowała, a w wyborach 4 czerwca 1989 r. społeczeństwo pokazało, że ma dość zarówno umiarkowanych, jak i ortodoksyjnych marskistów.

Zmiana ustroju zakończyła karierę partyjnego betonu. Jednak jak zauważa Andrzej Brzeziecki, wielu jego przedstawicieli szybko odnalazło się w nowych warunkach, przystając do prawicy i atakując liberalizm, Niemcy, Zachód, Unię Europejską. Czyli zupełnie jak dawniej…

Pawel Stachnik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.