Marzenia Ciuła - aktorka, wokalistka o ważnych rolach na scenie i w życiu
Marzena Ciuła- aktorka, wokalistka. Urodzona w 1976 r. w Limanowej. Absolwentka Wydziału Aktorskiego PWST w Krakowie oraz absolwentka Wydziału Wokalnego PSM II stopnia w Krakowie.
W jednym z wywiadów Magdalena Cielecka powiedziała: Nie zazdroszczę młodym aktorom, bo są graczami na niezwykle agresywnym rynku. Czy w tym zawodzie wszyscy biorą udział w tzw. ,,Wyścigu szczurów”?
Niestety tak. Miejsc pracy jest dużo mniej niż chętnych. Wszystkie chwyty dozwolone.
Gdy Pani decydowała się na ten zawód, rodzice nie pukali się w czoło?
Ja nie wybrałam tego zawodu, w każdym razie nie od początku i nie do końca świadomie. On do mnie sam przyszedł. Najpierw była szkoła muzyczna, fortepian, potem rytmika i śpiew, a skończyło się na aktorstwie. Kiedy dostałam się na studia aktorskie, byłam już absolutnie pewna tego wyboru, zostało to potwierdzone również decyzją komisji PWST w Krakowie o przyjęciu mnie do grona studentów, a studia były koniecznym zdobyciem kwalifikacji do pracy, którą już wykonywałam dorywczo od kilku lat.
Przeciętny człowiek myśli, że aktorstwo to taka przyjemna praca, taka trochę zabawa.
Praca aktora może bywać przyjemna, może się czasem opierać na zabawie, ale nie jest łatwa i daleko jej do zabawy. To przede wszystkim bycie w gotowości umysłowej i fizycznej. Umiejętność analizy, zapamiętywania emocjonalnego, fiksowania sytuacji scenicznej, ruchu, tekstu, a potem najtrudniejsze: powtarzalność. Granie spektaklu to powtarzanie ciągle tych samych sytuacji, za każdym razem wzbudzając w sobie emocje, które ożywiają graną postać.
Czasami rola wymaga poświęcenia, zagrania czegoś wbrew swoim przyzwyczajeniom i przekonaniom. Czy trudno grać kogoś z kim trudno nam się utożsamić?
Czasem nie da się utożsamić z postacią, nie da się jej w żaden sposób usprawiedliwić. Jerzy Trela mówił, że w takiej sytuacji można postać „sparodiować”, czyli pokazać postać, bez identyfikowania się z nią, bez szukania na siłę elementów psychologicznych, które by ją usprawiedliwiały. Te słowa odnosiły się, z tego co pamiętam, m.in. do granego przez niego Stalina. Ja się z tym założeniem całkowicie zgadzam, dlatego nie nazwałabym zagrania takiej roli „poświęceniem”, to kwestia świadomej analizy i warsztatu, czyli czegoś, co powinno być dla aktora chlebem powszednim. Mogę stwierdzić na własnym przykładzie; kiedy miałam okazję grać Zarah Leander, gwiazdę III Rzeszy, nijak nie mogłam sobie wyobrazić jak mam usprawiedliwić fakt, że kobieta ta czerpała zyski plasując się na pozycji pierwszej gwiazdy Rzeszy w sytuacji potworności wojny i obozów koncentracyjnych. Rozliczano ją z tego po wojnie, twierdziła, że nic nie wiedziała o obozach. Nie widziałam powodu usprawiedliwiania tej postaci, ale również byłoby fatalnym założenie, że trzeba zagrać potwora. Oparłam tę postać na charakterystycznym głosie, na wielkiej miłości do śpiewu i na mechanizmie wyparcia wszystkiego, co mogłoby wywołać wyrzut sumienia z powodu obranej drogi. To był główny imperatyw działania postaci, były to rzeczy, z którymi mogła współpracować moja wyobraźnia. Kontekst historyczny dopełniał całości: pojawiała się kobieta, o którą nam chodziło.
,,Ty prawdziwej nie uronisz łzy” - pisał Stachura w ,,Życie to nie teatr”. Czy zdarza się aktorowi na planie uronić prawdziwą łzę? Tzn. czy rola może budzić prawdziwe emocje?
Jak najbardziej. Ja myślę, że wątpliwość co do „prawdziwości aktorskich łez” wynika z faktu, że każda czynność ma wywołać zamierzony efekt, czyli, że te łzy są po coś, są w jakiś sposób obliczone na reakcję widza. To nie znaczy, że te łzy nie mogą być prawdziwe. Aktor musi być obdarzony pamięcią emocjonalną, między innymi po to, żeby w danym momencie przywołać w sobie taką czy inną emocję, która np. zaowocuje płaczem. Jeśli pamięć emocjonalna zawodzi, trzeba sobie radzić inaczej, nie wiem, patrzeć w reflektor, szczerze mówiąc, pojęcia nie mam. Myślę, że Stachura pisał te słowa z pełną świadomością ich dramatyzmu.
Aktor nie może wstydzić się pokazywać emocji. Czy to oznacza, że aktorem nie może być introwertyk?
Aktor może się wstydzić, jest tylko człowiekiem. Natomiast nie może pokazać, że się wstydzi. Nie sądzę, żeby bycie introwertykiem czy ekstrawertykiem faktycznie decydowało o tym, czy ktoś może czy nie może być aktorem.
Aktor wciela się w tysiące ról, czy dzięki temu w prawdziwym życiu potrafi idealnie zakładać ,,maski”? Nie korzysta pani czasem na co dzień ze swojego talentu?
Opisała Pani jakiś aktorski raj, my marzymy o tysiącu ról! Tak poważnie, ja sobie nie wyobrażam ,,zakładania aktorskich masek” w życiu, chyba, że w żartach. Prawdziwe życie musi być zbudowane z prawdziwych relacji.
Co w przypadku gdy aktor zapomni tekstu? Wielka improwizacja?
Zależy, jaka to forma. Jeśli wiersz, to ciężko improwizować, chyba najlepiej „przeskoczyć” do frazy, którą się pamięta, jeśli oczywiście to nie zburzy sensu wypowiedzi. W scenach pisanych prozą może trochę łatwiej wybrnąć, bo można iść za sensem „własnymi słowami”. Tak czy siak, nikt nie lubi „białych plam” w pamięci, ale zdarzyć się może każdemu.
Pani zdarzyła się kiedyś taka wpadka?
Zdarzyła się w Szekspirze, w śpiewanych sonetach. Nie miałam szans, musiałam „przeczekać” linijkę i wskoczyć w następną, tylko nie byłam pewna, czy sobie tę „następną” przypomnę. To trwało może trzy sekundy, ale ja zdążyłam zmówić całe „Aniele Boży” w intencji : „ratuj, co dalej????”Szczęśliwie spłynęło przypomnienie. Szekspir ma trudne frazy, tam lepiej zachować pokorę i nie kombinować.
Janusz Majewski powiedział: aktor nie ma być ładny, tylko charyzmatyczny. Prawdziwy aktor zagra nawet odkurzacz, bo ma być jak kostka plasteliny. Raz zagra bohatera z „Mizantropa”, a za chwilę Konrada z „Dziadów”. Zgadza się pani z taką interpretacją?
Zgadzam się w stu procentach, ale to działa w dwie strony. Aktor potrzebuje reżysera. Dobry reżyser wydobędzie ze sprawnego aktora i odkurzacz, i Konrada z „Dziadów”.
Jaka jest największa bolączka tego zawodu?
Dla mnie brak czasu. Tryb pracy jest taki, że jesteśmy w teatrze dwa razy dziennie, co oznacza praktycznie bycie cały dzień do dyspozycji. Trudno załatwić życiowe i rodzinne sprawy w czterogodzinnej przerwie pomiędzy próbą a spektaklem. Ja do pracy dojeżdżam, więc dodatkowo jestem ciągle w podróży, to bardzo męczące. Spektakl wieczorny kończy się ok. godz. 22.00. Żeby położyć się spać, trzeba się jeszcze wyciszyć, ponieważ na scenie poziom adrenaliny jest podniesiony, zanim organizmwyciszy się do snu, mija kilka godzin, a rano trzeba wstać i znów być w gotowości. Mało czasu na życie.
Co wypełnia pani życie poza teatrem?
Pranie, pakowanie walizek i biegi na przełaj za tramwajem, żeby zdążyć na autobus. Serio. Ale jest też dobra strona w tym zawodzie, czyli wakacje, kiedy jestem z rodziną.
Według Szekspira ,,Świat jest teatrem, aktorami ludzie”. Jaka jest pani najważniejsza rola … ale nie na scenie, tylko w życiu?
Córka, siostra, ciotka, koleżanka, przyjaciółka. Staram się szukać odpowiedzi na pytanie jak być dobrym człowiekiem. Póki co, praca zdominowała moje życie, ale nie wiem, czy tak będzie zawsze.
Za kilka tygodni święta. Jak wygląda u pani Wielkanoc?
Jeśli nie mogę być z rodziną, staram się spędzić Święta w skupieniu i maksymalnie odizolować się od wszystkich codziennych spraw.
Jako dziecko była pani ,,ofiarą” lanego poniedziałku?
Udało mi się nie być ofiarą tego zwyczaju, owszem jakieś zabawy z sikawkami miały miejsce, ale nie przypominam sobie, żeby ktoś wylał na mnie np. wiadro wody. Myślę, że we wszystkim trzeba zachować umiar, chyba że umawiamy się między sobą, że lejemy się wiadrami. Ja nie przepadam za tym zwyczajem i nie chciałabym doświadczyć takiego niespodziewanego wiadra zimnej wody. aą