Mąż cieszy się z sukcesów Pauliny Sykut-Jeżyny i jest z niej dumny

Czytaj dalej
Fot. Sylwia Dąbrowa
Paweł Gzyl

Mąż cieszy się z sukcesów Pauliny Sykut-Jeżyny i jest z niej dumny

Paweł Gzyl

Wzięli kościelny ślub, ponieważ chcieli, aby Bóg pobłogosławił ich małżeństwu. Dziś mąż jest jej menedżerem i właściwie są nierozłączni. A poznali się, kiedy ona była w liceum.

Złośliwi sugerują, że jej kariera w Polsacie dobiega końca i niebawem będzie się musiała rozstać ze stacją, z którą związana jest prawie od początku swej pracy zawodowej. Na razie jednak nic na to nie wskazuje: właśnie oglądamy ją jako prowadzącą najważniejszy program Polsatu – „Taniec z gwiazdami”. Wraz z Krzysztofem Ibiszem tworzą barwną parę, która świetnie sprawdza się w roli gospodarzy celebryckiego talent-show.

- Każda edycja jest dla mnie jak ta pierwsza. Cieszy mnie, że jestem wciąż blisko tańca, a jednocześnie blisko ludzi, którzy się w nim spełniają. Swoją rolę postrzegam jako misję, staram się wspierać pary, dodawać sił, sprawiać, by czuli się w programie komfortowo i bezpiecznie – mówi w serwisie Świat Seriali.

Zarobić na zeszyt

Wychowała się u boku dwóch braci – jednego starszego, a drugiego młodszego. Kiedy byli dziećmi, często darli ze sobą koty. Raz Paulina musiała ostrzyc się na krótko po tym, jak podczas jednej z awantur brat wydarł jej kępkę włosów z głowy. Nic więc dziwnego, że dziewczynka trzymała się na podwórku z chłopakami i ciągle wracała do domu z obdartymi kolanami lub łokciami. Kiedy miała pięć lat, niespodziewanie zmarł na atak serca jej ukochany tata.

- Gdy go zabrakło, było bardzo ciężko. Nie potrafiliśmy bez niego żyć. Mama funkcjonowała tylko dzięki nam, wychowała nas sama. Żyliśmy bardzo skromnie. Czasem z młodszym bratem sprzedawaliśmy na targu kwiaty z ogrodu babci, znalezione gdzieś butelki… w tajemnicy przed mamą, żeby zrobić jej niespodziankę, bo wiedzieliśmy, że nie ma pieniędzy. Latem zbieraliśmy truskawki, wiśnie, maliny, żeby zarobić na zeszyt – wspomina w „Gali”.

Jeszcze Paulina nie odrosła zbyt wiele od ziemi, kiedy przedszkolna nauczycielka odkryła, że dziewczynka ma talent wokalny. Najpierw śpiewała więc w chórze kościelnym, potem trafiła do zespołu ludowego Powiśle, aż w końcu stanęła przy mikrofonie grupy Gospel, która występowała na weselach i balach. Ta ostatnia funkcja była dla niej nie tylko szkołą wokalu, ale i życia.

- Kiedyś podczas balu pewien dobrze sytuowany pan z Puław krzyknął: „Co wy tu, kur…, warsztaty jazzowe robita?”, a graliśmy akurat piękny standard jazzowy. Zmieniliśmy więc repertuar na coś bardziej skocznego, tak zwany kawałek pod nogę. Wielokrotnie patrzyłam na piękne, wzruszające historie miłosne, ludzi, którzy naprawdę się kochają. Sama twierdziłam wtedy, że nigdy nie urządzę własnego wesela. Dziś wiem, że to był taki bunt dwudziestolatki – śmieje się w „Party”.

Praca w pogodzie

Choć po maturze Paulina wyjechała studiować kulturoznawstwo w Lublinie, nie zrezygnowała z marzeń o karierze piosenkarki. Jeździła na lekcje do Elżbiety Zapendowskiej i nawet spróbowała swych sił w „Idolu”. Mimo, że nie udało się jej wejść do finału, została zauważona przez telewizyjną menedżerkę. Dzięki temu zaczęła prowadzić muzyczny program w TV4. Potem kolega namówił ją na casting na pogodynkę – i ku swemu zaskoczeniu okazała się być najlepszą z kandydatek.

- Po kilku latach pracy w pogodzie w TV Polsat i Polsat News, nabrałam pewności siebie, wyrobiłam swój styl. Cały czas moje postępy zawodowe obserwowała Agata Młynarska i to ona zaproponowała mnie jako uczestniczkę show „Tylko nas dwoje”. Zasady programu były podobne do „Tańca z gwiazdami”, z tym, że w nim się śpiewało. Wystąpiłam w parze z Ivanem Komarenko i choć zupełnie się tego nie spodziewałam, wygraliśmy program – opowiada na blogu Ka-Vox.

Paulina tak spodobała się Ninie Terentiew, że ta postanowiła jej powierzyć najważniejsze programy Polsatu – najpierw „Must Be The Music”, a potem „Taniec z gwiazdami”. I słusznie: młoda i piękna prezenterka podbiła serca widzów nie tylko olśniewającą urodą, ale też inteligencją i elokwencją. To sprawiło, że do dziś oglądamy ją na małym ekranie.

- Nie mam stylisty. Ufam sobie i swojej intuicji, korzystam najczęściej z projektów polskich projektantów. Staram się zawsze dobierać ubrania tak, bym czuła się w nich wygodnie, komfortowo i pięknie. Lubię dobrze wyglądać i lubię modę. Moim najlepszym doradcą w tej kwestii jest mój mąż. Piotrek chodzi ze mną na przymiarki, a jeśli nie może, przesyłam mu filmy i zdjęcia. Jest niezawodny – podkreśla w serwisie Świat Seriali.

Wzloty i upadki

Paulina poznała swego przyszłego męża w rodzinnych Puławach, kiedy jeszcze była w liceum. Pewnego dnia wpadła w mieście na kolegę, który przedstawił jej przystojnego znajomego. Choć był starszy od niej aż o dziesięć lat, mocno zapadł jej w pamięć. „Spotkałam fajnego chłopaka. Był taki uśmiechnięty, wyglądał, jakby przyjechał z zagranicy” - zwierzyła się potem koleżance. Jakiś czas później zaczęli się spotykać. Nie spieszyli się jednak i dopiero po trzynastu latach znajomości wzięli ślub w puławskim kościele Najświętszej Marii Panny.

- Mąż był i jest dla mnie oparciem. O wszystkim mogę z nim porozmawiać. Cenię też jego mądrość. Wielokrotnie z dystansem patrzył na sprawy dotyczące mojego życia zawodowego. Potrafi zachować spokój, jest wyjątkowy i nie wyobrażam sobie bez niego życia. Wciąż ujmuje mnie jego piękny uśmiech – podkreśla w serwisie Aleteia.

Piotr okazał się rzutkim biznesmenem i zapewnił żonie materialne bezpieczeństwo. W naturalny sposób zaczęli więc myśleć o dziecku. Kiedy na świat przyszła ich córka Róża, Paulina przeżyła trudny czas – niespodziewanie dopadła ją depresja poporodowa. Dzięki wsparciu męża prezenterka szybko stanęła jednak na nogi. Dziś Piotr jest jej menedżerem, dzięki czemu właściwie są nierozłączni.

- Wiadomo, że w związkach są wzloty i upadki. U nas też nie zawsze było idealnie, ale wychodziliśmy razem z każdej opresji. Zawsze możemy na siebie liczyć. Często pary rozpadają się na etapie rozkręcania się czyjejś kariery. Wtedy uczucia „idą w odstawkę” i następuje tzw. „wymiana na wygodniejszy model”. Piotr cały czas był przy mnie, wspierał w rozwijaniu talentu, pomagał w wielu sytuacjach. Dał mi dużo zrozumienia. Cieszy się z moich sukcesów i jest ze mnie dumny – podsumowuje w „Gali”.

Paweł Gzyl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.