Michalina Olszańska to jedna z najciekawszych aktorek młodego pokolenia. Oglądamy ją kinach w „Obywatelu Jonesie”, a w telewizji widzieliśmy niedawno w rosyjskiej „Matyldzie” i międzynarodowym serialu „Rozbite marzenia”. Nam aktorka opowiada o tym dlaczego lubi grać kontrowersyjne postaci.
- Po raz pierwszy spotkała się pani z Agnieszką Holland na planie serialu „1983”. To dzięki temu trafiła Pani do obsady „Obywatela Jonesa”?
- Na pewno w pewnym stopniu. Nie brałam udziału w castingu do tej roli, została mi zaproponowana, co musiało być związane z tym, że pani Agnieszka już mnie znała jako aktorkę i wiedziała, że dam jej to, czego akurat potrzebuje do tej postaci.
- Na planie „Obywatela Jonesa” spotkali się aktorzy z różnych krajów. Jak pracowało się w takim międzynarodowym teamie?
- Praca z międzynarodową ekipą nie jest dla mnie czymś nowym, w zasadzie większość moich projektów zrobiłam za granicą. Bardzo to sobie cenię, bo poza oczywistymi walorami grania w takich filmach, dochodzi jeszcze szansa poznania ludzi, na których inaczej nigdy bym się pewnie nie natknęła. Pracowałam już w Czechach, Rosji, Portugalii, Luksemburgu, na Litwie i każde to doświadczenie wzbogacało mnie przede wszystkim jako człowieka. W przypadku „Obywatela Jonesa” sprawa miała się o tyle inaczej, że moja rola w tym filmie jest naprawdę nieduża, więc na planie spędziłam zaledwie jeden dzień. W dodatku sporą część ekipy doskonale znałam z innych projektów.
- Znani aktorzy mówią często, że charakterystyczna rola na drugim planie jest równie ciekawym zadaniem jak ta na pierwszym
planie. Tak było w przypadku pani udziału w „Obywatelu Jonesie”?
- To nie jest rola drugoplanowa, tylko wręcz epizod. Ale bardzo się cieszę, że miałam okazję go zagrać. Lubię takie wyzwania, ponieważ epizod aktorski jest wbrew pozorom sporym wyzwaniem. Zwłaszcza, jeśli jest się przyzwyczajonym do większych ról, które ogarnia się całościowo, pracuje nad nimi miesiącami i w których drobne niedociągnięcia można łatwo ukryć. Epizod wymaga ogromnego zdyscyplinowania i schowania rozbuchanego aktorskiego ego do kieszeni. Trzeba mieć świadomość, że ma się do wykonania zadanie, niezwykle precyzyjne i nie wolno przekombinować. Nie ma nic gorszego niż aktor, próbujący w niewielką rolę upchnąć wszystkie swoje umiejętności, triki i za wszelką cenę pragnący się wybić tam, gdzie to jest absolutnie nie na miejscu. Małe role uczą pokory i genialnie przypominają, o co tak naprawdę chodzi w tym zawodzie - o tworzenie filmu, a nie swojego CV.
- Pochodzi pani z aktorskiej rodziny. Jak to się stało, że początkowo rozwijała się pani muzycznie, ucząc się gry na skrzypcach?
- Poszłam do szkoły muzycznej, mając siedem lat, bo moi rodzice uważali, że gra na instrumencie rozwija dziecko. W zupełności się z nimi zgadzam i cieszę się, że podjęli wtedy za mnie tę decyzję.
- To było coś więcej niż gra na instrumencie: miała pani okazję grywać koncerty z orkiestrą już w młodym wieku. Czy te doświadczenia są pani teraz w jakimś sensie przydatne w pracy aktorki?
W dalszej części wywiadu:
- Jak wczesne rozpoczęcie kariery odbiło się na dzieciństwie Michaliny
- Czy trudno jej "wyjść" z roli?
- Jak to jest grać rolę legendarnej aktorki?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień