Mateusz pracował w krakowskich muzeach; był przewodnikiem, edukatorem, miłośnikiem historii. Dwa lata temu poczuł powołanie do służby wojskowej. Służy w desancie.
Dla żołnierza wiele znaczy, gdzie służy. Dlaczego wybrałeś 16 Batalion Powietrznodesantowy?
W 2020 roku miałem poważny wypadek motocyklowy. Po tym wydarzeniu postanowiłem, że coś zmienię w swoim życiu. Zdecydowałem, że wyjdę z pewnej strefy komfortu - byłem edukatorem i przewodnikiem - i wstąpię do wojska.
Jak to zrobiłeś?
1 września 2020 roku zarejestrowałem się na portalu Zostań Żołnierzem.
To była dobra decyzja?
Ta decyzja dała mi cel i sens, którego potrzebowałem. Chciałem zrobić coś innego w swoim życiu. Po epidemii COVID i wielu perturbacjach rodzinnych postanowiłem się zgłosić do służby w jednym z batalionów 6 Brygady Powietrznodesantowej, czyli do jednostki pod względem fizycznym trudniejszej od innych, bardziej wymagającej. Powiedziałem sobie, że jeśli tutaj sobie poradzę, to będzie to dla mnie duża satysfakcja i sukces. Zawsze mnie to interesowało, chciałem to zrealizować. I wtedy właśnie był idealny moment.
Ktoś cię skierował akurat na ten pododdział?
Na służbie przygotowawczej, którą odbywałem w 16. Batalionie Powietrznodesantowym, chyba jako jedyny wiedziałem, kto to był major Ludwik Zwolański. Starszy Podoficer Dowództwa nalegał na skierowanie mnie właśnie do Drugiej Kompanii Szturmowej i poprosił, żebym więcej doczytał i szerzej zapoznał się z historią jej patrona.
Widać, że historia patrona, majora Ludwika Zwolańskiego, od kilku lat „za tobą chodzi”. Czy opowiesz, co konkretnie w jego biografii tak bardzo cię zafascynowało?
Na początku trzeba przypomnieć, że od 18 czerwca 2017 roku major Ludwik Zwolański, który podczas II wojny światowej był oficerem łącznikowym, jest patronem Drugiej Kompanii Szturmowej 16 Batalionu Powietrznodesantowego.
Czym zasłynął jej patron?
W trakcie operacji Market Garden w Holandii, wobec braku łączności, major Zwolański przepłynął Ren, nawiązując kontakt pomiędzy spadochroniarzami angielskiej 1 DPD gen. Urguharta, a spadochroniarzami 1 SBS gen. Sosabowskiego. Za ten czyn jako jeden z jedenastu żołnierzy 1 SBS (lądowało ich około 1500) uhonorowany został bojowym orderem Virtuti Militari V klasy oraz jako jeden z pięciu z Brytyjskiej DPD został uhonorowany Krzyżem Viktorii - najwyższym odznaczeniem bojowym Wielkiej Brytanii. Po trafieniu do pododdziału, którego jest patronem, staram się szerzyć wśród żołnierzy wiedzę na jego temat. Tym bardziej że Druga Kompania jako jedyna w 16 Batalionie Powietrznodesantowym ma swojego patrona i wielu żołnierzy identyfikuje się z jego życiorysem.
Historia i wojsko to bardzo pokrewne tematy. Czy od zawsze były ci bliskie?
Od dziecka interesowałem się historią i wojskiem. Mój dziadek i tato byli oficerami Wojska Polskiego i zarazili mnie pasją do historii. Dziadek w 1939 roku służył w Wojsku Polskim, a później trafił do obozu w Murnau. Ja się wychowałem w tradycjach patriotycznych i wojskowych, ponieważ zarówno dziadek, jak i ojciec byli związani z wojskiem i przesiąkli tymi tradycjami i etosem. Co prawda obaj nie żyją już od wielu lat, ale ja chcę te tradycje kontynuować. Dzięki wyzwaniu, które niejako sam sobie narzuciłem, myślę, że osiągnąłem pozycję, w której teraz jestem. Szacunek kolegów i to że
mogę tutaj być to dla mnie duże wyróżnienie. Nie każdy żołnierz może służyć w Szóstej Brygadzie, ponieważ wiąże się to z wieloma obowiązkami, a przede wszystkim ze skokami ze spadochronem. Wiele lat pracowałem w różnych instytucjach muzealnych miasta Krakowa jako edukator - w Muzeum Armii Krajowej, Muzeum Miasta Krakowa, Muzeum Auschwitz Birkenau. Byłem przewodnikiem miejskim i pilotem wycieczek. Od 2020 roku jestem związany z 16 Batalionem Powietrznodesantowym. Najpierw byłem na służbie przygotowawczej, a od roku 2021 jestem żołnierzem zawodowym tego batalionu.
Jak odkryłeś, że twój dziadek i major Ludwik Zwolański się znali?
W ubiegłym roku w Kazimierzy Wielkiej (w miejscowości, z której pochodzi nasz patron) podczas corocznego biegu otrzymałem książkę o majorze Zwolańskim. Zacząłem ją czytać kilka tygodni temu przed kolejnym biegiem i w niej właśnie trafiłem na znajome zdjęcie, a gdy zobaczyłem informacje i daty - wszystko zaczęło mi się składać w całość. Zacząłem szukać notatek dziadka z tamtych czasów i okazało się, że historia zatoczyła koło. Mój dziadek i major Zwolański brali udział w tym samym kursie, a co więcej - są razem na pamiątkowym zdjęciu. To miły akcent. Świat jest bardzo mały i widać pewien łącznik między tym, co było kiedyś a tym, co jest dzisiaj.
W 2020 roku twoje życie zmieniło się diametralnie. Zrezygnowałeś z bycia przewodnikiem na rzecz służby wojskowej. Czy z rolą edukatora koniec?
Mam uprawnienia do bycia przewodnikiem, jednak nie realizuję tego ze względu na liczne obowiązki zawodowe. Moje uprawnienia to kursy, studia swoją drogą. Przez wiele lat byłem przewodnikiem miejskim. Ze względu, że interesowałem się II wojną światową i miałem wiedzę na ten temat, zacząłem jeździć do Oświęcimia, a później zrobiłem tam uprawnienia. Do 2020 roku było to moje życie. Dużo czytałem i doszkalałem się w tym zakresie. Jest taka szansa, że na emeryturze kiedyś oddam się całkowicie tylko historii właśnie. Jednak teraz widzę coś innego.
Co?
Każdy z nas ma swoje powołanie do służby. W życiu każdego przychodzi taki moment, że chcemy czegoś więcej, chcemy coś zrobić nie dla siebie, ale dla społeczeństwa, państwa, kraju. Oddać szacunek przez to, kim jesteśmy -tym, którzy byli przed nami. Można edukować i poznawać ludzi jako edukator, ale czasami chodzi o coś więcej.
Dzielisz się swoją bogatą wiedzą z kolegami?
Robię to, gdy tylko nadarzy się okazja. Nie tak dawno mieliśmy zajęcia na terenie Ojcowskiego Parku Narodowego i praktycznie przez cztery godziny marszu dyskutowaliśmy z innymi żołnierzami właśnie na różne tematy dotyczące historii. Staram się poszerzać swoją wiedzę na co dzień, a jeśli dodatkowo mogę kogoś zainteresować historią wojskowości, to chętnie się tego podejmuję. Przez lata praktyki mam umiejętność przekazywania informacji, ale staram się to robić w taki sposób, aby nie zanudzić kolegów. Moja pasja historyczna jest teraz głównie rozwijana w gronie prywatnym, hobbystycznie, żeby wiedza się nie zastała. Mam plan, by pomóc zorganizować w jednostce wyjazdy dla żołnierzy w różne miejsca (może tam, gdzie wcześniej pracowałem). Wrzesień to czas wielu rocznic - to dobry moment, żeby odwołać się do tradycji. Jeśli są obchody, asysty honorowe czy podróże historyczne, to staram się być pomocny swoją wiedzą.
Wyszedłeś z pewnej sfery komfortu. Nie łatwiej było w niej zostać?
To, że się zgłosiłem do wojska, to była dla mnie diametralna zmiana. Ta jednostka wymaga dużej sprawności fizycznej. Poprzez aktywny tryb życia staram się pokazywać ludziom poza wojskiem, że warto czas zainwestować w siebie. Wyjście poza sferę komfortu poprzez uprawianie jakiegoś sportu czy skoki ze spadochronem są ciągłą walką z własnym strachem i słabościami. Ukończyłem studia doktoranckie, ale nie złożyłem w terminie rozprawy doktorskiej. Później miałem poważny wypadek, następnie rekonwalescencję, a gdy doszedłem do siebie, to powrót był już dla mnie niemożliwy.
Było ci szkoda?
Gdy jedne drzwi się zamykają, to inne się otwierają. Wtedy właśnie otworzyły się przede mną drzwi do Wojska Polskiego. Tytuł doktora to był mój cel kiedyś, a teraz nie chcę już tego robić dla samego tytułu. Obecnie najważniejsze jest to, co robię, a nie jaki mam tytuł przed nazwiskiem. Nie same studia są wyznacznikiem poziomu danej osoby, kim jest i co może zaoferować społeczeństwu. W jednostce nie ma znaczenia, jaki kto ma tytuł przed nazwiskiem, ważne jest to, jakim jest człowiekiem. Wszyscy jesteśmy tu równi i dajemy coś wartościowego od siebie.
Który etap historii najbardziej cię interesuje?
II wojna światowa, historia podziemia, Armii Krajowej - ze względu na to, że przez lata działałem w stowarzyszeniach kombatanckich, gdzie organizowaliśmy spotkania z kombatantami AK. Większość z tych, których poznałem, niestety już nie żyje. Przez długi okres czasu miałem styczność z żywą historią. Wielu kombatantów było blisko z naszą brygadą, odwiedzaliśmy ich, obejmowaliśmy opieką. Jeden z tych, z którymi miałem styczność, brał udział w Powstaniu Warszawskim i był więźniem w Auschwitz. To bardzo inspiruje i pozwala zobaczyć, jak wiele zawdzięczamy tym, którzy tę historię pisali. Dla nas. Teraz.
Z jakimi największymi wyzwaniami mierzysz się w wojsku?
Dla każdego z nas największym wyzwaniem są skoki spadochronowe. To niewątpliwie wyjście ze strefy komfortu. Patron Brygady, generał Stanisław Sosabowski mówił tak: „Skacząc ze spadochronem, każdy się boi. Nie wierzcie tym, którzy mówią, że się nie bali. Jest to nieprawda i byłoby to nienaturalne“. Żołnierz, który wykonuje skoki, ma pewne obawy o swoje zdrowie, a nawet życie. Jednak są to nasze obowiązki, które wymagają pewnej odwagi, wiążą się z dużą odpowiedzialnością i skupieniem, żeby wszystko poszło zgodnie z planem. Mamy bardzo dobrą kadrę i odbywamy profesjonalne kursy, które przygotowują nas do tych zadań. Duża liczba wyjazdów - odbywanych na przykład w celu zabezpieczanie granicy wschodniej - i przebywanie z dala od domu, czasem przez kilka tygodni, to także wyzwanie dla naszych rodzin. Jednak to nasza służba, więc przyjmujemy to pokornie i wykonujemy swoją pracę najlepiej, jak potrafimy. Wiąże się to wszystko z wyrzeczeniami. Jednak to właśnie jest nasza misja.