Mikołów ma ogromną kolekcję obrazów i jeszcze większy problem...
499 obrazów, 34 grafiki, 12 rzeźb. W sumie 545 dzieł. O tym mikołowskim zbiorze wiedzą kolekcjonerzy, artyści, profesorowie sztuki, muzea i galerie. I wszyscy zgodnie twierdzą: to wyjątkowa i bardzo cenna kolekcja, której niejeden może pozazdrościć. A ten rarytas to własność Urzędu Miasta w Mikołowie. Nowy burmistrz miasta przygląda się tej kolekcji i zastanawia się, co z nią zrobić.
Od początku roku na kulturalnej tapecie Mikołów ma kolekcję obrazów, powstałych podczas corocznych plenerów, zwanych "Impresjami Mikołowskimi".
Od 1991 roku miastu udało się zgromadzić dokładnie 499 obrazów, 34 grafiki, 12 rzeźb. W sumie 545 dzieł wybitnych autorów.
W ten sposób Urząd Miasta w Mikołowie stał się właścicielem jednej z największych kolekcji sztuki na Śląsku. Od lat nie wiadomo jednak, co z tym dobrem zrobić.
Niewielka ich część wisi w urzędzie, inne w podległych mu placówkach (w sumie ok. 50 proc.). W większości zbiory zalegają w magazynach, rzadko wyruszają na wystawy do innych miast, a w Mikołowie nie ma miejsca, w którym można byłoby je wyeksponować.
Nowy burmistrz wymyślił więc, by kolekcję... zlicytować.
Kiedy o planie burmistrza powiedzieliśmy tym, którzy w plenerach brali udział albo tworzyli "Impresje Mikołowskie", oburzyli się. - To niedorzeczność, absurd - komentowali.
- Oby to była tylko propozycja, której nikt nie potraktuje poważnie. Ale już sam pomysł jest oburzający. To nietakt wobec organizatorów i artystów, którzy uczestniczyli w plenerach - komentowała Beata Wąsowska, malarka i uczestniczka mikołowskich plenerów. Wieloletnia komisarz "Impresji" Renata Bonczar, doktor sztuki, wykładowca i malarka z Katowic, na wieść o planach burmistrza ogłosiła, że będzie pierwszą protestującą w tej sprawie.
Jak się później okazało, wystarczył protest na naszych łamach. Licytacji nie będzie. Mikołów zostaje ze swoją ogromną kolekcją i jeszcze większym problemem.
Co dalej z mikołowską kolekcją obrazów?
- Pomysłu na ten zbiór nie mieli poprzednicy, więc teraz nowy burmistrz musi zmierzyć się z tematem, ale to wymaga czasu - mówi Adam Giza, rzecznik mikołowskiego magistratu.
Zapewnia, że dyskusja o obrazach trwa i zakończy się konkretną decyzją o ich przyszłości.
- Rozwiązaniem na pewno nie jest to, że obrazy wiszą w miejscach użytku publicznego w Mikołowie, bo przecież zdecydowana większość kurzy się w magazynie, a gdyby wywiesić wszystkie, to zabrakłoby ścian w tych miejskich siedzibach - komentuje Giza.
Dlatego niewykluczone, że w mieście powstanie galeria sztuki. To jednak plany dalekosiężne. Na razie bliżej tu dyskusji o tym, ile właściwie warta jest ta kolekcja.
- Na pewno będziemy chcieli się dowiedzieć, jaka jest wartość zbiorów, to już jednak zadanie dla znawców sztuki - mówi Adam Giza.
Pytanie o to, ile mogą kosztować poszczególne obrazy, wywołał pośrednio sam burmistrz swoim pomysłem o zorganizowaniu aukcji i ich zlicytowaniu. Bo skoro burmistrz chciał je sprzedać, to znaczy, że można na tych obrazach zarobić. Ile?
- Kolekcji nigdy nie wycenialiśmy, bo nigdy nie planowano jej sprzedaży - komentuje Gerard Piszczek, dyrektor Mikołowskiego Impresariatu Kultury i inicjator plenerów malarskich, znanych jako "Impresje Mikołowskie".
Podkreśla też, że wszystkie obrazy powstałe podczas plenerów zostały podarowane miastu.- To darowizny, które jednak każdy artysta wycenił osobiście w tym czasie, kiedy swój obraz oddawał, więc szacunkową wartość poszczególnych dzieł znamy, trzeba mieć jednak świadomość, że to nie jest wycena aktualna. Informowanie o tym, ile który obraz może kosztować, nie jest wskazane. Po co kusić? - dodaje.
A kusić mogą szczególnie obrazy artystów wielkich nazwisk, takich jak: Jerzy Duda-Gracz, Franciszek Starowieyski, Maria Anto czy Helena Tchórzewska. Tym bardziej, że kolekcja ubezpieczona jest tylko w ramach ogólnego ubezpieczenia urzędu.
- Ubezpieczenie takiej kolekcji to byłyby ogromne sumy, a ponadto musiałoby być poprzedzone zleceniem dokładnej wyceny, co też pochłonęłoby duże pieniądze - zaznacza Piszczek.
Wycena byłaby też problematyczna, na co zwracają uwagę rzeczoznawcy. - Mikołów posiada znakomity zbiór i dobre nazwiska, ale wyceną takiej dużej kolekcji musiałby zająć się duży zespół ekspertów za niemałe pieniądze - mówi Ewa Palmrich z katowickiej Desy. Jak tłumaczy, każdy obraz to inna, indywidualnie rozpatrywana cena, uzależniona od wielu czynników. - Dzieła nieżyjących artystów, takich jak Duda-Gracz czy Starowieyski to dziś obrazy o wartości od 20 do nawet 40 tys. zł - mówi Palmrich.
Ryszard Lachman z krakowskiej galerii sztuki Attis potwierdza, że kolekcja jest bardzo cenna. - Na wartościową kolekcję pracuje zazwyczaj kilka bardzo dobrych nazwisk, to one tworzą wizytówkę dużego zbioru i podwyższają jego wartość - komentuje rzeczoznawca. Na liście nazwisk pożądanych artystów ma kilka z mikołowskiej kolekcji. Ale, jak twierdzi, dla miasta taka kolekcja może być po prostu problemem...