Ireneusz Dańko

Miliarder Jewgienij Prigożyn - kucharz i pies wojny Putina. Kim jest twórca Grupy Wagnera, walczącej przeciw Ukrainie?

Fragment listu gończego FBI z Jewgienijem Prigożynem Fot. Materiały FBI Fragment listu gończego FBI z Jewgienijem Prigożynem
Ireneusz Dańko

Od przestępcy i sprzedawcy hot-dogów do miliardera - właściciela prywatnej armii walczącej przeciw Ukrainie i fabryki trolli, która ingerowała w wybory prezydenta Stanów Zjednoczonych - to w skrócie kariera Jewgienija Prigożyna, „kucharza Putina” i jednego z najbardziej wpływowych ludzi w Rosji

W połowie listopada w sieci pojawiło się wideo z mężczyzną, który ginie od ciosów młotem kowalskim. Ofiarą brutalnego mordu padł Jewgienij Nużyn, który wcześniej odsiadywał wyrok za zabójstwo w rosyjskiej kolonii karnej. Jak wielu więźniów zgłosił się do Grupy Wagnera - prywatnej kompanii wojskowej. Nagrodą za półroczną służbę na pierwszej linii frontu w Ukrainie miało być ułaskawienie. Zanim to się stało, trafił jednak do ukraińskiej niewoli. W wywiadach dla mediów z Kijowa mówił, że chce walczyć po stronie Ukraińców. Potem słuch o nim zaginął, aż do filmu, który z komentarzem „zdrajca otrzymał tradycyjną wagnerowską karę” zamieścił powiązany z „wagnerowcami” kanał w rosyjskim komunikatorze Telegram.

- Psu - psia śmierć. Świetna reżyserska robota, ogląda się na jednym oddechu - pochwalił nagranie Jewgienij Prigożyn, producent filmów sławiących rosyjskich najemników w Afryce, Syrii i Ukrainie. Długo nie przyznawał się, że jest twórcą Grupy Wagnera. Wygrywał nawet sprawy sądowe z niezależnymi rosyjskimi mediami, które o tym pisały. Potwierdził to dopiero jesienią tego roku, gdy zaczął oficjalny werbunek więźniów w koloniach karnych.

„1 maja 2014 r. narodziła się grupa patriotów, która następnie przyjęła nazwę BTG Wagner. Tylko dzięki ich odwadze i męstwu stało się możliwe wyzwolenie ługańskiego lotniska i wielu innych terytoriów, a zmieniły się radykalnie losy ŁRL i DRL” - ogłoszono na stronie holdingu Concord należącego do Prigożyna.

Niedługo potem w Petersburgu został otwarty nowoczesny wieżowiec: Wagner Centr.

„Celem utworzenia centrum jest zapewnienie dogodnych warunków do generowania nowych pomysłów w celu zwiększenia zdolności obronnych Rosji, w tym informacyjnych” - oświadczyła służba prasowa Prigożyna. Przykładem tych ostatnich jest film, który tydzień temu trafił do sieci - w ślad za rezolucją Parlamentu Europejskiego uznającą Rosję za kraj sponsorujący terroryzm. Mężczyzna w garniturze wnosi do biura młot kowalski w futerale na skrzypce. Na stalowym obuchu symbole Grupy Wagnera, trzonek wygląda jak umazany krwią. „W dniu dzisiejszym otrzymaliśmy od przedstawicieli firmy Concord paczkę informacyjną do wysłania do Europarlamentu” - brzmi podpis pod filmem.

Wagnerowskie misje

Pierwsze wiadomości o Grupie Wagnera pojawiły się w 2015 r. Rosyjscy najemnicy walczyli wtedy w Syrii pod komendą Dmitrija Utkina, podpułkownika rezerwy sił specjalnych wywiadu wojskowego Rosji. Od jego pseudonimu - Wagner powstała też oficjalna nazwa organizacji (Utkin, podobnie jak Hitler, jest miłośnikiem niemieckiego kompozytora). Okazało się, że „wagnerowcy” przeszli chrzest bojowy już w 2014 r., wspierając separatystów w ukraińskim Donbasie. Później rozwinęli działalność na inne kraje. Głównie w Syrii, gdzie Rosja pomogła militarnie reżimowi Baszara al-Asada w wojnie domowej. Trafiali zwykle tam, gdzie rosyjskie państwo miało interesy, a nie chciało oficjalnie interweniować. Miejscowym liderom (np. w Libii, Republice Środkowoafrykańskiej, Sudanie) pomagali walczyć o władzę lub chronili wydobycie i transport cennych surowców. Na misjach „wagnerowcy” zarabiali po kilka tysięcy dolarów miesięcznie, a w razie śmierci ich rodziny dostawały wysokie odszkodowanie.

Choć Prigożyn zaprzeczał związkom z Grupą Wagnera, Stany Zjednoczone już w 2016 r. objęły go sankcjami za działania na wschodzie Ukrainy. Cztery lata później to samo zrobiła Unia Europejska. W pełnoskalowej wojnie z Ukrainą początkowo jego najemnicy nie uczestniczyli. Stało się tak - jak ustalił niezależny rosyjski portal Meduza - w wyniku niesnasek miliardera z częścią otoczenia Putina, w tym z ministrem obrony Siergiejem Szojgu, któremu Prigożyn zarzucał nieudolność w Syrii. Dopiero gdy armia rosyjska poniosła duże straty, zwrócono się do niego, by ściągnął swoich ludzi z zagranicy. Doświadczeni bojowo wsparli regularne wojsko i oddziały separatystów m.in. w Mariupolu i Popasnej, a ostatnio pod Bachmutem.

Wiosną liczba „wagnerowców” w Ukrainie miała sięgać ośmiu tysięcy. Rezerwy szybko się jednak wyczerpywały i trzeba było sięgnąć po więźniów. Jednym z pierwszych „zeków” wysłanych na front był wspomniany Nożyn. Ukraińskie władze twierdzą, że został on wydany Rosjanom w ramach wymiany jeńców. Jego okrutna śmierć miała być ostrzeżeniem, co czeka każdego w razie zdrady czy odmowy walki. Gdy sprawa stała się głośna, rosyjska prokuratura wszczęła śledztwo. Prigożyn oficjalnie zaprzeczył, aby miał coś wspólnego z zabójstwem. Nie przeszkadzało mu to jednak powtarzać, że zamordowany to zdrajca, któremu należała się kara.

Niezależne rosyjskie media (większość działa teraz za granicą) nie mają wątpliwości: cokolwiek ustali prokuratura, miliarder nie poniesie żadnych konsekwencji. Podobnie zresztą jak za wiele innych zbrodni „wagnerowców”. Jego najemnicy oskarżani są od lat o stosowanie tortur i zabójstwa, w tym trzech dziennikarzy, którzy pojechali opisać działalność Grupy Wagnera w Afryce. Olga Romanowa, działaczka na rzecz praw człowieka w Rosji, w niedawnym wywiadzie dla portalu „Nastojaszczije Wriemia” (Czas teraźniejszy) wyliczyła, że w samej Ukrainie „wagnerowcy” dokonali ok. 40 samosądów. Ilu zbrodni dopuścili się na Ukraińcach, nie podała. Twierdzi jednak, że zwerbowano skazanych za najcięższe przestępstwa, w tym morderców i „maniaka-kanibala”.

Bohater Rosyjskiej Federacji

Po 24 lutego tego roku Prigożyn wyrósł na jedną z najważniejszych figur w Rosji, choć oficjalnie nie pełni żadnych państwowych funkcji. Wpływy gwarantuje mu armia najemników, olbrzymi majątek, liczne media, które kontroluje, a przede wszystkim bliska znajomość z gospodarzem Kremla. Za wysłanie do walki swojej „orkiestry” (tak „wagnerowcy” mówią o sobie) dostał latem medal Bohatera Federacji Rosyjskiej, wcześniej podobne tytuły odebrał od władz separatystycznych republik w Donbasie.

Przedstawia się jako ultrapatriota - przeciwnik Zachodu i zwolennik twardej rozprawy z Ukrainą. Rosyjscy dziennikarze porównują go do Rasputina, który miał nieograniczony wpływ na cara Mikołaja II, oraz dowódcy opryczników okrutnie mordujących oponentów Iwana IV Groźnego. Portal Meduza informował w połowie listopada, że Prigożyn chce stworzyć konserwatywny ruch społeczny, a potem partię.

Biznesmen oficjalnie zaprzecza, by miał polityczne ambicje, poza jedną - obroną rzekomo zagrożonej ojczyzny. Mimo olbrzymiego majątku mieni się wyrazicielem prostych Rosjan, którzy wierzą w Putina i tęsknią za potęgą dawnego imperium. Wzywa też do walki z rosyjskimi elitami. Te bowiem - jego zdaniem - oderwały się od narodu i nie dość wspierają wojnę z Ukrainą, a nawet ją sabotują.

- Są nie tylko zdrajcy, którzy rzucają karabin maszynowy i idą do wroga, zdradzając swój naród i swoją ojczyznę. Niektórzy zdrajcy siedzą w swoich biurach, nie myśląc o swoim narodzie - powtarzał podczas werbunku więźniów na Syberii.

- W stosunku do nich pilnie potrzebne są stalinowskie represje. Oni widzą swoją bezkarność i dalej plują na tych, którzy przelewają krew (...) Niektórzy z nich latają własnymi odrzutowcami biznesowymi do krajów, które do tej pory wydają nam się neutralne. Odlatują, żeby nie uczestniczyć w dzisiejszych problemach. Oni też są zdrajcami - cytowała Prigożyna służba prasowa.

Jesienią razem z przywódcą Czeczenii Ramzanem Kadyrowem publicznie skrytykował Ministerstwo Obrony za porażki w Ukrainie. Zażądał pełnej mobilizacji rezerwistów, zmasowanych ataków w ukraińską infrastrukturę. Zaczął też szkolić ochotników w obozach Grupy Wagnera. Podczas werbunku zapewnia, że posiada czołgi, samoloty i rakiety, które wspierają „wagnerowców” na froncie.

Dzieje się tak, choć formalnie rosyjskie prawodawstwo zabrania tworzenia prywatnych formacji zbrojnych. Kodeks karny przewiduje nawet do 7 lat więzienia za werbowanie i szkolenie najemników, a za ich wykorzystywanie w konfliktach zbrojnych do 15 lat. Duma państwowa dopiero pod koniec października dopuściła mobilizację więźniów.

- Wojna ciężka. Zużycie amunicji w przybliżeniu 2,5 raza większe niż w Stalingradzie - mówi Prigożyn na nagraniu z akcji werbunkowej w jednej z kolonii karnych. - Pierwszy grzech to dezercja, nikt się nie wycofuje, nikt nie oddaje się do niewoli. Drugi grzech to alkohol i narkotyki. Trzeci to maruderstwo, w tym seksualne kontakty z miejscowymi kobietami, florą, fauną, mężczyznami, kimkolwiek.

Tłum więźniów na placu słucha w milczeniu. Przemowa trwa kilka minut, tyle samo czasu mają na podjęcie decyzji. Miliarder w wojskowej kurtce ze złotym medalem Bohatera Rosyjskiej Federacji opowiada, jak w lipcu wysłał do walki pierwszych 40 recydywistów z Petersburga (wcześniej Grupa Wagnera werbowała głównie byłych żołnierzy).

- Weszli w okopy przeciwnika i wyrżnęli go nożami. Było trzech zabitych i siedmiu rannych. Polegli bohatersko - streszcza akcję. I dodaje: - Ja was żywych zabieram, no nie zawsze żywymi oddaję. Kto przeżyje pół roku, może iść do domu, otrzymuje ułaskawienie. Może też zostać w oddziale. Nie ma powrotu za kraty.

Sprzedawca hot-dogów i kawioru

Więzienne kraty nie są obce Prigożynowi od młodości. Urodził się 61 lat temu w Leningradzie (obecny Sankt Petersburg). Ojciec wcześnie zmarł, Żenia dorastał pod okiem matki i ojczyma - trenera narciarstwa biegowego. Uczył się w szkole sportowej, ale narciarzem nie został, bo od nauki i treningów wolał kradzieże, oszustwa, rozboje. Pierwszy wyrok dostał już jako osiemnastolatek. W sumie odsiedział ok. 10 lat. Z kolonii karnej wrócił, dzięki amnestii, w 1990 r. Akurat kończył żywot Związek Radziecki. W Rosji kwitł dziki kapitalizm. W Petersburgu jak grzyby po deszczu rosły prywatne kooperatywy, w których prym wiedli zwykli przestępcy, byli komunistyczni aparatczycy i funkcjonariusze KGB. Pod skrzydłami demokratycznie wybranego mera Anatolija Sobczaka karierę zaczynał też jego zastępca - Władimir Putin z ludźmi, którzy dziś rządzą Rosją.

Prigożyn z ojczymem najpierw handlował hot-dogami. Mieli pierwszą w mieście sieć budek z fast-foodami.

- W moim mieszkaniu mieszano musztardę, w kuchni matka liczyła dochody. Zarabiałem 1000 dolarów miesięcznie, to były góry rubli - wspominał biznesowe początki w czasopiśmie „Gorod 812”.

Nie krył, że dzielił się dochodami z bandytami („z każdego stoiska płaciło się po 100 dolarów”). Znał dobrze przestępczą „elitę” Petersburga. - Kiedy otworzyłem restaurację Staraja Tamożnia, a europejskie osobistości zaczęły ją odwiedzać, to nawet Fieoktistow tam nie przeklinał - tak opisywał wizyty „dziadka rosyjskiego reketu” (wymuszeń haraczy).

Pierwszy luksusowy lokal stworzył w połowie lat 90., gdy nie wypaliły interesy z kasynami i siecią sklepów Kontrast. Ze wspólnikami zainwestował 350 tys. dolarów w restaurację. Na szefa zatrudnili Anglika Anthony’ego Williama Geara, znawcę win i dobrej kuchni, który wcześniej prowadził restauracje w elitarnych londyńskich hotelach. Inwestycja była strzałem w dziesiątkę, zwróciła się w ciągu roku. Staraja Tamożnia (Stary Urząd Celny) stała się ulubionym miejscem spotkań mafiozów i przedsiębiorców, wierchuszki miejscowej władzy i gwiazd rozrywki. W menu królowały najdroższe alkohole i wykwintne dania za kilka tysięcy rubli, w których nie brakowało trufli, ostryg, czarnego kawioru.

Wkrótce Prigożyn otworzył kolejne elitarne restauracje, stopniowo pozbywając się wspólników. Na jedną o nazwie New Island (Nowa Wyspa) przerobił posowiecki statek motorowy - wzorując się na takich, które widział w Paryżu. Ważni politycy chętnie oglądali z pokładu rodzinne miasto Putina. W 2001 r. gospodarz Kremla osobiście podejmował tam prezydenta Francji Jacquesa Chiraca z żoną. Na statku Prigożyna obchodził też swoje urodziny. Właściciel nie marnował okazji, by wkraść się w prezydenckie łaski. Układał menu, nalewał trunki i przysłuchiwał się rozmowom. Potraw nie przyrządzał, ale z czasem przylgnęło do niego określenie kucharz Putina.

- Władimir Putin widział, jak zrobiłem biznes z budki. Widział, że nie wstydzę się osobiście nosić talerzy - opowiadał w miesięczniku „Gorod 812”. - Poznaliśmy się, gdy przybył z premierem Japonii Morim, a potem z Bushem. Wcześniej Siergiej Stiepaszyn [premier Rosji w 1999 r. - przyp. red.] spotkał się z prezesem Międzynarodowego Funduszu Walutowego Camdessus i tak się złożyło, że w mojej obecności Jelcyn zadzwonił do Stiepaszyna i powiedział: „Serioża, nie wracaj bez pożyczki”.

Wersal Prigożyna

Drogie restauracje stały się trampoliną do większych interesów. Holding Prigożyna - Concord Catering najpierw zaopatrywał jego lokale i sieć fast foodów Blin!Donalt’s, która miała być rosyjskim odpowiednikiem McDonald’s. Szybko wyrósł na największego dostawcę usług kateringowych w kraju. Znajomości właściciela pozwoliły przejąć obsługę Forum Ekonomicznego w Petersburgu, którego gwiazdą co roku jest Putin. Dziś firmy Prigożyna karmią miliony Rosjan, m.in. uczniów moskiewskich szkół, żołnierzy rosyjskiej armii czy pracowników i gości Białego Domu, siedziby rządu Federacji Rosyjskiej. Obsługują najważniejsze państwowe uroczystości, w tym inauguracje prezydentur Miedwiediewa i Putina w 2008 i 2012 r.

Interesy „kucharza Putina” jeszcze w latach 90. zaczęły wykraczać poza gastronomię. Niezależna rosyjska prasa opisywała, jak holding Concord Management and Consulting „sprywatyzował” część Petersburga nad zalewem fińskim, by zbudować zamknięte osiedle luksusowych domów-rezydencji. Projekt nazwano „Północny Wersal”, bo stylem nawiązywał do budowli imperium carskiego z przełomu XVIII-XIX w. Potem pojawiały się kolejne inwestycje deweloperskie w Petersburgu i Moskwie oraz intratne zlecenia z Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej na usługi komunalne, dostarczanie paliwa do kotłowni, budowę czy remonty osiedli wojskowych.

Fundacja do Walki z Korupcją Aleksieja Nawalnego badała interesy „kucharza Putina” i wyliczyła, że w ciągu pięciu lat na państwowych zleceniach zarobił grubo ponad 3 mld dolarów. Gazeta „Diełowoj Pietierburg” (Biznesowy Petersburg) w 2015 r. szacowała majątek Prigożyna na 6,4 mld rubli, a pięć lat później już na 16 mld (58 miejsce w rankingu najbogatszych Rosjan). W rzeczywistości posiada on znacznie więcej, bo wiele aktywów skrywa w gąszczu spółek rozpisanych na siebie i rodzinę. Na żonę Liubę figuruje m.in. słynny Sklep Kupców Jelisiejewych, wykupiony za kilkaset milionów rubli przy Newskim Prospekcie, reprezentacyjnej ulicy Petersburga. Luksusowe delikatesy w zabytkowej kamienicy mają 200-letnią historię. To obowiązkowy punkt wycieczek po dawnej stolicy Rosji. XIX-wieczni założyciele sklepu należeli do elity finansowej imperium. Prigożyn czuje się ich duchowym spadkobiercą. Rodzina Jelisiejewów miała niegdyś fabrykę czekolady, więc i on otworzył sieć ekskluzywnych wytwórni słodyczy pod nazwą Muzeum Czekolady, którą kieruje córka.

30-letnia Polina chętnie dzieliła się prywatnym życiem na portalach społecznościowych. Zamknęła konto na Instagramie, gdy rodzinnymi interesami zainteresowały się media i fundacja Nawalnego. Zanim to zrobiła, zdołano jednak skopiować jej zdjęcia. Na jednym stoi z matką i uśmiechniętym ojcem, który pozuje w podkoszulku z podobiznami Putina i ministra obrony Siergieja Szojgu w traperskich strojach. Na innych widać prywatny samolot, luksusowy jacht i drogie samochody, w tym zabytkową limuzynę marki Cadillac. Są też fotografie z wesela Poliny w Pałacu Konstantinowskim pod Petersburgiem. W komentarzu napisała, że salę balową zdobi milion kwiatów. Tak samo jak w przeboju „Milion purpurowych róż”, który dla młodej pary zaśpiewała Ałła Pugaczowa.

Ludzie Nawalnego sfilmowali z drona posiadłości Prigożynów w Petersburgu i nad Morzem Czarnym. Prócz okazałych rezydencji ojca i córki znajdują się tam baseny, lądowiska dla helikopterów, oranżerie, fontanny, przystań jachtowa. Druga mieści się w kurorcie Gelendżyk, koło którego fundacja Nawalnego ujawniła w zeszłym roku olbrzymi „pałac Putina” (oficjalnie przyznał się do budowy jego przyjaciel - miliarder Arkadij Rotenberg). Rezydencja Prigożyna wyrosła w dziewiczym miejscu nad brzegiem morza, choć prawo zakazuje tam budownictwa. Przepisy nie obowiązują jednak „kucharza Putina”. Kilka lat temu służba antymonopolowa uznała np., że jego firmy dokonały zmowy kartelowej, by uzyskać atrakcyjne państwowe kontrakty, po czym nieoczekiwanie odstąpiła od ich ukarania.

Fabryki mediów i trolli

Opozycyjne media w Rosji, a później światowe zwróciły większą uwagę na Prigożyna w 2013 r. „Nowaja Gazieta” opisała wtedy, jak w Petersburgu działa proputinowska „fabryka trolli”. Tzw. Agencja Badań Internetowych miała główną siedzibę w dzielnicy Olgino - stąd ukuła się nazwa „trolle z Olgino”. Jej pracownicy pisali prorządowe komentarze na forach internetowych i w mediach społecznościowych. Jednocześnie atakowali opozycjonistów, publikując kłamliwe wiadomości czy tworząc kompromitujące memy w sieci.

Agencja zatrudniała nawet kilkaset osób, które dzień i noc wykonywały zlecenia mocodawców. Oficjalnie kierował nią emerytowany oficer milicji Michaił Bystrow. Dziennikarze nie mieli jednak wątpliwości, że za wszystkim stoi „kucharz Putina”. Ujawniono też kuchnię projektu, którą finansował za pośrednictwem swoich firm. Byli pracownicy agencji zdradzili m.in., jak zakładali fałszywe konta, z których rozpowszechniali fake newsy i hejtowali wskazane osoby czy firmy.

Międzynarodowy skandal wybuchł, kiedy okazało się, że rosyjskie trolle ingerowały w kampanię przed wyborami prezydenckimi w 2016 roku w Stanach Zjednoczonych. Za pośrednictwem internetu siano dezinformację i chaos, by osłabić szanse Hillary Clinton i promować Donalda Trumpa. Autorzy setek tysięcy wpisów starali się też budzić nienawiść między Amerykanami i nieufność do systemu wyborczego. Aby wszystko wyglądało wiarygodnie, podszywali się pod prawdziwych mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Były pracownik agencji opowiedział Radiu Swoboda m.in., jak przejmowano konta internetowe zmarłych osób, by z nich rozsiewać komentarze i fake newsy.

Śledztwo w tej sprawie na zlecenie Departamentu Stanu nadzorował osobiście były szef FBI Robert Mueller. W 2018 r. oficjalne oskarżono 13 Rosjan, w tym Prigożyna i trzy jego firmy o ingerencję w wybory prezydenckie. W ślad za tym amerykański sąd wydał nakaz aresztowania i list gończy. Zdaniem śledczych to „kucharz Putina” nadzorował i zatwierdzał akcję, która obejmowała m.in. „zakup przestrzeni na amerykańskich serwerach komputerowych, tworzenie setek fikcyjnych kont online i wykorzystywanie skradzionych tożsamości osób ze Stanów Zjednoczonych”. FBI wyznaczyło nawet nagrodę 250 tys. dolarów za wydanie Prigożyna. W lutym tego roku Departament Stanu obiecał 10 mln dolarów za informacje o miliarderze i jego ludziach.

Prigożyn nie przejął się tym. Z lekceważeniem komentował oskarżenia: - Amerykanie są bardzo wrażliwymi ludźmi, widzą to, co chcą widzieć. Jeśli chcą zobaczyć diabła, niech zobaczą.

Podobnie zareagował Putin. Zapytany przez dziennikarkę amerykańskiej telewizji NBC w 2018 r., przyznał, że zna Prigożyna. Zaznaczył jednak, że nie interesuje się jego prywatną działalnością.

- On nie zalicza się do moich przyjaciół. To prywatna osoba, biznesmen, nie pełni państwowych stanowisk - dodał.

Z ironicznym uśmiechem mówił o „mitycznej” ingerencji Rosji w amerykańskie wybory. Władzom USA zarzucił, że same tolerują u siebie miliardera Georga Sorosa, który - jego zdaniem - pod pretekstem obrony demokracji ingeruje w wewnętrzne sprawy Rosji i innych krajów.

W tym czasie Prigożyn posiadał już nie tylko „fabrykę trolli”, ale też „fabrykę mediów”. Taka nazwa przylgnęła do holdingu Fiedieralnoje Agienstwo Nowostiej (Federalna Agencja Informacyjna, w skrócie: RIA FAN), który w 2014 r. powstał pod tym samym adresem w Petersburgu. W kilka lat wypączkowało z niego 16 portali z miesięcznym audytorium - 36 mln użytkowników (jednym z największych w Rosji). „Kucharz Putina” nie przyznawał się początkowo do tego biznesu, choć konkurencyjny portal RBK pisał, że obie „fabryki” posiadają wspólne kierownictwo i „prawdopodobnie jednego inwestora”. Wątpliwości co do tego nie miały władze amerykańskie, które w grudniu 2018 r. objęły sankcjami obie rosyjskie agencje za sianie dezinformacji podczas prezydenckich wyborów. Kilka miesięcy później główne portale Prigożyna stworzyły grupę medialną „Patriota”. Jak oficjalnie poinformowano, by „dawać odpór antyrosyjskim mediom” i tworzyć „korzystną przestrzeń informacyjną”. Korzystną, oczywiście, dla Kremla i Prigożyna, który został szefem rady politycznej „Patrioty”. Siedzibę otwarto w nowoczesnym centrum biznesowo-handlowym Łachta Plaza w Petersburgu, które wybudował holding Concord Management and Consulting. Właściciel wprost mówił o swoich celach: - Dopóki będziemy lizać miskę z rzucanymi nam amerykańskimi pomyjami, nie będziemy narodem samowystarczalnym.

Prigożyn źle znosił krytyczne publikacje na swój temat. Wielokroć występował do sądu przeciw ich autorom. Żądał m.in. usunięcia linków do artykułów z popularnej rosyjskiej wyszukiwarki Yandex. Stało się tak w lipcu tego roku na mocy nowego „prawa do zapomnienia”. Jego media nieraz atakowały niezależnych dziennikarzy i opozycyjnych polityków w Rosji. Publikowały nieprawdziwe informacje, by kompromitować przeciwników. Z tego powodu Facebook, Wikipedia i Google News blokowały ich konta i usuwały materiały z sieci. Dziennikarze holdingu Prigożyna przedstawiali to z kolei jako przejaw rusofobii i cenzury Zachodu. Obecnie na jego portalach dominują relacje wojenne z Ukrainy. Wszystkie zgodne z oficjalną propagandą Kremla. Rosyjscy żołnierze są tam „bohaterami Z”, a ukraińscy to naziści i zbrodniarze wspierani przez NATO. W korespondencjach z frontu często pojawiają się dzielni najemnicy z Grupy Wagnera.

- Kolejny oddział patriotów przechodzi szkolenie - kamera RIA FAN pokazuje mężczyzn w mundurach i z kałasznikowami w bazie pod Krasnojarskiem.

- Jakie nastroje? - pyta dziennikarz.

- Bojowe! - odpowiadają dziarsko.

- Służyłem dwa lata w wojskach desantowych, ale nie nauczyłem się tyle, co tutaj - chwali jeden warunki w bazie „wagnerowców”. - Chłopaki, nie bójcie się, nie wstydźcie, przyjeżdżajcie!

Ireneusz Dańko

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.