Mirek, czyli człowiek orkiestra. Zagra dosłownie na wszystkim
Twierdzi, że nie jest mistrzem, ale koledzy mówią coś zupełnie przeciwnego - że żaden instrument nie ma przed nim tajemnic, od blaszanego kubka przez akordeon po lirę korbową i kazoo.
Cóż, raz na milion zdarza się taki, który zagra na każdym instrumencie, jaki dostanie do ręki - mówi Rafał Boniśniak, muzyk. - Trochę mu tego zazdroszczę - dodaje nieco kokieteryjnie.
Pochwała umiejętności skierowana jest do kolegi po fachu - Mirosława Bogonia. Rzec by można, człowieka-orkiestry. Bo i fortepian mu nie jest obcy, na akordeonie śmiga aż miło, na gitarze wywija, o takich muzycznych „cudach” jak drumla, lira korbowa o egzotycznie brzmiącym kazoo nie wspominając.
- Na wszystkim idzie mu lepiej - dodaje ze śmiechem Boni. - No, może poza blaszanym kubkiem. W graniu na nim to ja jestem mistrzem - ocenia.
Z małej drumli brzęczenie wielkie osy
Tymczasem na scenie, tak chwalony bohater siedzi zazwyczaj gdzieś z tyłu. Zasłaniają go, a to mikrofony, a to koledzy z bardziej gabarytowymi instrumentami. Chyba że siedzi przy klawiszach
Sam siebie, jako człowieka-orkiestry też nie widzi. Przyciśnięty do muru, pomrukuje pod nosem: coś tam umiem, ale przecież człowiek uczy się przez całe życie. Skromność to wprawdzie cnota, ale gdzie w Gorlicach szukać człowieka, który potrafi zagrać na drumli? Co tam zagrać! Czy ktoś w ogóle wie, jak ta drumla wygląda?
- Nic wielkiego. To tylko jeden z najstarszych instrumentów na świcie - mówi Mirosław Bogoń. - Tak w książkach przynajmniej piszą - dodaje z uśmiechem.
Dla niego drumla to nic innego jak wygięty w chmurkę kawałek metalowego pręta. Nic skomplikowanego. Ot, ramka, języczek, spust i ramiona. Uff…
- Bierzemy instrument w dłoń tak, by chwycić za ramkę, nie dotykając języczka. Następnie przykładamy płaską część ramion drumli do zębów - opisuje technikę gry.
Niby proste, ale trzeba to robić w miarę delikatnie, bo inaczej można sobie zrobić krzywdę, kalecząc się albo wybijając górną jedynkę. - Szarpiemy za spust i gramy - dodaje.
Dźwięk, który w ten sposób wydobywa się z owej drumli, przypomina trochę brzęczenie osy. I nie jest to takie zwykłe brzęczenie, ale przejmujące. Do szpiku kości. Jak muzyczny zwiastun czegoś złego, co ma się wydarzyć.
- Wbrew pozorom niekoniecznie musi być tłem do horrorów, bo tak naprawdę wykorzystuje się ją w muzyce folkowej - przekonuje rozbrajająco.
Droga od akordeonu do wiolonczeli
Muzyczną przygodę zaczął jako drugoklasista. Znaczy ośmiolatek. - Jakoś po wigilii, tato zawołał mnie. Pokazał akordeon. Powiedział: masz, spróbuj zagrać - opowiada. - Zaczęło się od kolęd. I o dziwo, wciągnęło mnie to - dodaje. Potem już poleciało z górki niczym kula śnieżna. Po akordeonie przyszedł fortepian, gitara, a nawet… wiolonczela. - Siostra uczyła się grać - wspomina. - Dobierałem się to tej wiolonczeli, kiedy tylko mogłem - śmieje się.
Twierdzi, że za wirtuoza instrumentu by się nie podał, ale kłopotów z „ogarnięciem” by nie było.
W domu podsłuchuje, a to Szopena, a Adzika Sendeckiego. Szuka inspiracji do własnych działań twórczych. Wspomniany na początku Rafał Boniśniak twierdzi, że Mirek, nawet gdy śpi, to komponuje. Albo aranżuje. W październiku minionego roku przygotowana przez niego aranżacja piosenki ludowej „Polubyła ja Stefana” zaśpiewana przez Chór Dziecięcy Akolada działający w szkole muzycznej, zdobyła grand prix podczas festiwalu w Głogowie. - Z tymi aranżacjami jest tak, że spadają na człowieka - mówi. - Nie, nie tak od razu, bo czasem, gdy nijak nie mam pomysłu co zrobić, chodzę sobie i nucę, podśpiewuję - zdradza.
Muzykowanie pod nosem towarzyszy odkurzaniu domu, gotowaniu, sprzątaniu naczyń ze stołu. Zazwyczaj, znienacka pojawia się takie „buum”.
- Wtedy wiem, że to jest to, o co mi chodziło - mówi szczerze.
Kręci korbką, stuka w klawisze
Wracając jednak do instrumentów, to mówiąc Mirosław Bogoń, nie sposób nie powiedzieć: lira korbowa. Laik powie o niej: skrzyżowanie skrzypiec i fortepianu. W dużym uproszczeniu oczywiście. - Siedząc, lirę trzyma się na kolanach. Prawą ręką kręci się małą korbką, a lewą naciska w klawisze melodyczne. Korba połączona jest z kołem, które podczas obracania się, pociera struny tak, jak choćby smyczek w skrzypcach - obrazuje.
Lira wzbudza zachwyt i sensację podczas koncertów. A, bo trzeba wiedzieć, że Mirek, jako multiinstrumentalista gra w kilku zespołach, od folkowych, przez ludowe do jazzowych, więc okazji do pokazania oryginalnego instrumentu jest wiele. - Co do liry - uśmiecha się. - Rzeczywiście nie raz musiałem opowiadać, pokazywać, tłumaczyć jej specyfikę - dodaje.
Jest jeszcze kazoo. Wszechwiedzący internet pisze o nim nader skromnie: instrument muzyczny z grupy membranofonów dętych. Na zdjęciu wygląda trochę jak fajka z przestawionym na środek cybuchem.
-To taki trochę gwizdek z kawałkiem folii w środku - opisuje znowu. - Dmuchając, wprawia się ją w drgania i tak powstaje dźwięk - wyjaśnia dalej.
Człowiek-orkiestra na wiele sposobów
Tomasz Kubala pracuje z Mirkiem na co dzień. Muzyczne umiejętności kolegi nie tyle, że nie robią na nim wrażenia, ile po prostu przyzwyczaił się do nich.
- Ludzi z taką wrażliwością muzyczną rzadko się spotyka - mówi zdecydowanie. - Nie ma z tym, co dyskutować - podkreśla.
Cichaczem zdradza sekret: on nie tylko gra na wszystkim, co mu wpadnie w rękę, ale samochód na autostradzie też potrafi naprawić! - Jechaliśmy z Poznania do Rzeszowa - opowiada, dyskretnie szepcząc. - Gdzieś na wysokości Wrocławia z naszego samochodu zaczęło się dymić. Dosłownie kłęby pary spod maski wychodziły - opisuje.
Zjechali na pierwszy możliwy parking. Podczas gdy reszta ekipy szukała telefonu, by zadzwonić po lawetę, Mirek podniósł maskę…
- Popatrzył, pogrzebał w kabelkach i rzekł do nas, totalnie zaskoczonych: ja to naprawię - opowiada Kubala. - Trzeba tylko poszukać jakiegoś szrotu - dodaje.
Traf chciał, że ten był całkiem blisko. - Mirek poszedł pod wskazany adres, znowu pogrzebał. Przyniósł, co uznał za potrzebne, znowu pogrzebał pod maską - opowiada dalej. - Po chwili, auto zwyczajnie, jak w instrukcji stoi, odpaliło. Zdążyliśmy na koncert bez kłopotów - dodaje, chichocząc.
I jak tu nie powiedzieć: człowiek orkiestra. Nie tylko - jakkolwiek to brzmi - muzyczna. a