Mistrzyni balonów pokazuje, jak zrobić wielkanocną, balonową pisankę
- Balony są ją plastelina - można z nich zrobić wszystko. Dlatego też są ich różne rodzaje, długości, kształty - mówi pani Katarzyna, która z właśnie z balonów potrafi zrobić wszystko.
Jest pani magistrem od balonów?
(Śmiech) nie, nie jestem.
Więc musi mieć pani jakieś artystyczne wykształcenie!
Nie, jestem po technikum rolniczym. Można też o mnie powiedzieć „agent celny”.
Skąd więc takie umiejętności do tworzenia balonowego świata? Widziałem pani dzieła. Zające, króliki, mikołaje, całe konstrukcje z balonów! Widziałem też, że zrobiła pani Elsę i Annę, bohaterki kultowej bajki „Kraina Lodu”. Moja córka na ich widok straciła na kilka minut mowę!
Cieszę się, że się podobały (uśmiech). Uwielbiam reakcje dzieci. Tę radość i otwarte ze zdziwienia buzie. Często słyszę: „o jaaaaaa!” albo „łał! to niesamowite!”. Pytał pan skąd umiejętności? Balony są w moim życiu od 2014 r. Po prostu okazało się, że mam do tego smykałkę. Od tamtej pory robię z nich wszystko, co podpowiada fantazja, albo czego sobie życzy klient.
Naprawdę nie ma żadnych ograniczeń?
Ograniczeniem jest wyobraźnia. Czasami trudniejsze projekty dodatkowo rozrysowuję sobie w programie graficznym. W ten sposób projektuję sposób zagniatania balonów, zadbania o dobre odwzorowanie przedmiotu czy postaci. Co prawda w internecie można znaleźć filmiki z instruktarzem, ale jakoś wolę do wszystkiego dochodzić własną drogą. Wracając do pytania: same balony są ją plastelina - można z nich zrobić wszystko. Dlatego też są ich różne rodzaje, długości, kształty.
Ozdoby na Wielkanoc też można „wybalonić”? Takie na ostatnią chwilę?
Oczywiście. Sam balon ma już kształt pisanki. Jak ją ozdobimy, jak przystroimy, to już sama zabawa. Możemy wsadzić w koszyk upleciony z balonów, możemy jedynie przepasać cienkimi balonami. Co kto woli i lubi (śmiech).
Pamięta pani swoje najlepsze dzieła? Takie, o których sama pani pomyślała: „O, kurdę, Kaśka, to jest czadowe!”.
Może nie myślałam tak dokładnie, jak pan to opisał, ale jestem dumna z kilku rzeczy. Na pewno z samochodu, który zrobiłam na zlecenie jednego salonu. Samochodu balonowego. Miał zachowane proporcje, kształty, sylwetkę. Ale miał około trzech metrów wysokości. Do dziś pamiętam też balonowy różaniec.
Różaniec?
Tak. Na Boże Ciało dzieci niosły go w procesji. Pod koniec wypuściły z rąk. Kilka balonów było wypełnionych helem, więc cały różaniec pofrunął w niebo i już u góry rozłożył się tak, jak na zdjęciach. Wyglądało to niesamowicie.
Ostatnie pytanie: pani sama te balony dmucha?
Nie, nie dałabym rady. To tysiące balonów rocznie. Mam specjalną pompkę. Zaraz pokażę.
Tak, proszę! Już wyciągam kamerę!