Młoda antropolog i dziennikarz na tropie zbrodni po góralsku
LITERATURA. Kto i dlaczego chciał zabić zdziwaczałego, mieszkającego na uboczu staruszka? Dlaczego mieszkańcy wsi nie chcą o nim mówić? Małżeństwo krakowskich pisarzy stworzyło świetny, współczesny kryminał, którego akcja dzieje się na Podhalu.
Anna Serafin, młoda doktor antropologii z Krakowa przyjeżdża na odpoczynek w Tatry. W Murzasichlu, gdzie mieszka jej rodzina i gdzie w dzieciństwie spędzała wakacje, dziewczyna cieszy się górami, dawno niewidzianymi krewnymi i słoneczną pogodą.
Pewnego dnia jednak, podczas turystycznej wędrówki po Dolinie Suchej Wody, Anna natrafia na wystające ze skarpy zmasakrowane ludzkie zwłoki. Zaszokowana wzywa policję. Ta ustala, że zwłoki zostały naruszone przez niedźwiedzia. Bliższy ich ogląd pozwala też stwierdzić, że człowiek ten został brutalnie zamordowany. Starego górala Jana Ślebodę z Murzasichla ktoś... poćwiartował.
Zakopiańska policja rozpoczyna śledztwo. Kto i dlaczego chciał zabić zdziwaczałego, mieszkającego na uboczu staruszka? Dlaczego mieszkańcy wsi nie chcą o nim mówić? Dlaczego Śleboda był skłócony ze swoją rodziną? Na te pytania odpowiedzieć muszą prowadzący dochodzenie podkomisarz Andrzej Chowaniec z Komendy Powiatowej Policji w Zakopanem, pomagająca mu Anna Serafin i piszący o sprawie krakowski dziennikarz Sebastian Strzygoń. Niebawem okazuje się, że za zabójstwem Ślebody idą następne...
Górale też mają swoje „trupy w szafie”
Tak zaczyna się najnowsza książka dwójki krakowskich pisarzy Małgorzaty i Michała Kuźmińskich zatytułowana „Śleboda”. Czytelnicy mieli okazję poznać parę autorów już kilka lat wcześniej. Popularnością cieszyły się ich dwie poprzednie powieści sensacyjne: rozgrywający się tuż przed wybuchem wojny na krakowskim Kazimierzu „Sekret Kroke” i jego kontynuacja z akcją osadzoną pod Wawelem w sierpniu 1945 r. - „Klątwa Konstantyna”.
Obydwie - brawurowo napisane, pełne mrocznych tajemnic, barwnych postaci i mrożących krew w żyłach przygód - spotkały się ze świetnym przyjęciem czytelników i krytyki, a Kuźmińscy przebojem weszli do elitarnego grona autorów bestsellerowych powieści sensacyjnych. W 2009 r. nominowano ich do prestiżowej Nagrody Wielkiego Kalibru. Czytelnicy ich najnowszej książki mogą jednak poczuć się zaskoczeni. „Śleboda” to pełnokrwisty (dosłownie!), realistyczny i najzupełniej poważnie napisany kryminał, rozgrywający się współcześnie w polskich Tatrach.
- Skąd taka decyzja? To chyba naturalny proces rozwojowy. Wspaniale opowiadało się baśnie, takie jak „Sekret Kroke”, ale ciekawe wydawało się też użycie kryminału jako gatunku literackiego do pokazywania i oglądania współczesności - wyjaśnia Michał Kuźmiński, dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, od niedawna zastępca redaktora naczelnego.
- Góry fascynowały nas od dawna i gdy zastanawialiśmy się, jakie może być tło naszej następnej książki, był to naturalny wybór. Poza tym kryminał to gatunek zdecydowanie miejski, ogromna większość powieści kryminalnych rozgrywa się w mieście. A przecież mała wiejska społeczność, zamknięta, rządząca się swoimi prawami jest równie fascynująca - dodaje Małgorzata, z wykształcenia antropolog kultury, na co dzień menedżer projektów.
Moi rozmówcy zauważają też, że w naszej świadomości dominuje romantyczny obraz górala - człowieka szlachetnego, wolnego i honorowego, a w góralskiej kulturze wyraża się „pierwotna polskość”. Tymczasem rzeczywistość jest o wiele bardziej skomplikowana i mniej romantyczna. Górale też mają swoje tajemnice i „trupy w szafie”, a życia mieszkańców Tatr nie można sprowadzać do folkloru.
Komercjalizacja gór i zalew tandety
Dlatego właśnie w „Ślebodzie” znajdziemy wątki takie jak krwawe morderstwa, wstydliwe tajemnice z czasów ostatniej wojny, rodową zemstę, chciwość, nienawiść, polityczne powiązania, korupcję. Dochodzi do tego bardzo realistyczne przedstawienie życia codziennego i stosunków na Podhalu: komercjalizacji gór, zalewu tandety, podporządkowania wszystkiego zarobkowi i spaczonym nieraz gustom turystów. Ale są też opisane ze znawstwem góry, ich przyroda, tatrzańskie szlaki i krajobrazy, żywe ciągle tradycyjne góralskie zwyczaje i zachowania.
- Do Murzasichla trafiliśmy po raz pierwszy w czasach szkoły podstawowej (jeszcze wtedy się nie znaliśmy), później oboje się w Tatrach zakochaliśmy. Trochę więc je znamy. Niemniej, by wszystko opisać jak najbardziej prawdziwie, korzystaliśmy oczywiście z pomocy miejscowych konsultantów - uśmiecha się Michał. - Bo żeby wyjść poza poziom Krupówek trzeba jednak czegoś więcej niż okazjonalnego bywania w Zakopanem - dodaje.
Trzeba też właściwej znajomości gwary góralskiej, która obficie pojawia się w książce. „Nie ma bowiem nic gorszego niż ceper, który myśli, że umie mówić gwarą” - czytamy w „Ślebodzie”. Autorzy obłożyli się więc odpowiednią literaturą: „Słownikiem gwary Zakopanego i okolic” Juliusza Zborowskiego, góralskimi książkami ks. Józefa Tischnera, a nawet przekładem Ewangelii na gwarę Skalnego Podhala. Na końcu gwarowe dialogi ze „Ślebody” poddane zostały konsultacji góralskich native speakerów.
Wróćmy jednak do sposobu pokazania górali i góralszczyzny w „Ślebodzie”. - Przypomnę, że dwójka bohaterów to outsiderzy - badaczka i dziennikarz z Krakowa. To z ich punktu widzenia pokazujemy ten świat. Nie podjęlibyśmy się napisania takiej książki z punktu widzenia insidera, osoby miejscowej - mówi Małgorzata. Poza tym, outsiderzy patrzą na pewne sprawy zupełnie inaczej niż miejscowi i nie boją się zadawać pytań, których miejscowi nigdy by nie zadali.
A pytania takie w „Ślebodzie” padają. Chodzi mianowicie o wstydliwy wątek w historii polskiego Podhala - próbę kolaboracji z Niemcami podczas okupacji pod hasłem Goralenvolku. Ten motyw pojawia się w książce i odgrywa bardzo ważną rolę. Na Podhalu zaś - mimo że po 1989 r. pisano o nim, rozmawiano, kręcono filmy dokumentalne - nadal bywa tematem tabu.
- Są górale, którzy chcą o tym rozmawiać i nie mają problemu z zaakceptowaniem swojej trudnej przeszłości. Są też tacy, którzy uważają, że to dawne dzieje i nie należy do tego wracać. „Była wojna, było ciężko, różne rzeczy się robiło, żeby przetrwać, a dziś nie trzeba się w tym grzebać...” - mówi Małgorzata Kuźmińska.
Kolejka do wypożyczenia „Ślebody”
Jak powstawała kryminalna intryga „Ślebody”? Wcześniej i w sposób przemyślany. Autorzy najpierw ją wymyślili, potem przeanalizowali i rozrysowali. To była osnowa, na której powstawał literacki obraz zawarty w powieści. Oczywiście założenia to jedno, a praktyka to drugie. Czasami coś nie wychodziło tak jak należy i trzeba było zmieniać już napisane części. Pani Małgorzata podkreśla, że jeżeli coś w tekście zgrzyta, nie dopina się, nie pasuje, nie należy się bać nawet poważnych zmian.
Przed pisaniem autorzy odrobili zadanie domowe, czyli wykonali solidny research: jeździli w góry, czytali książki o Goralenvolku, odwiedzali krakowski (a w zasadzie wielicki) Instytut Pamięci Narodowej, gdzie przechowywane są dokumenty związane z powojennymi procesami o góralską kolaborację, rozmawiali z ludźmi. Później było już pisanie we dwójkę - na zmianę, zgodnie z planem i przebiegiem wymyślonych wcześniej scen.
- Chociaż każde z nas ma swoje ulubione tematy, to nie dzielimy się sztywno, że ja piszę sceny akcji, a Małgosia opisy przyrody - śmieje się Michał.
Jak książka została przyjęta na Podhalu? Znakomicie, choć autorzy siłą rzeczy mieli pewne obawy. Pojawiła się m.in. świetna recenzja w „Tygodniku Podhalańskim”, pozytywnie zareagowała recenzyjna blogosfera, doszły do tego pozytywne głosy czytelników, łącznie z takim, że w pewnej bibliotece na egzemplarz „Ślebody” czeka się w kolejce…
Małgorzata i Michał pracują już nad kolejną swoją książką. Nie chcą zdradzać szczegółów, ale mówią, że akcja toczyć się będzie na innym, dość szczególnym i ważnym obszarze etnicznym. Pokażą charakterystyczną dla tej grupy kategorię rodzinną i przez jej pryzmat przyjrzą się nam wszystkim.
Będzie też powrót do przeszłości, choć tym razem nieco bliższej, będą pościgi, strzelaniny i zabójstwa, będą też poznani w „Ślebodzie” bohaterowie - Anka i Sebastian. Taki jest właśnie pomysł małżeństwa Kuźmińskich na nowy typ kryminałów - kryminały etniczne.