Morderczy bieg przez zieloną wyspę. Relacja z islandzkiego maratonu
W 11 dni przebiegł 16 maratonów. Szymon Makuch przemierzył lodowe połacie, pola mchu i tęczowe góry, w sumie - 620 kilometrów z północy na południe Islandii. Biegł dla chorego Kacpra z Krakowa.
Na początku lipca maratończyk z Krakowa rozpoczął morderczy bieg przez zieloną wyspę. Trasa rozpisana na każdy dzień zakładała bieg o średniej długości 50-60 kilometrów, ale już pierwszego dnia Szymon zatrzymał się ponad 30 kilometrów dalej. Pokonanie granicy wyznaczonej przez plan okazało się początkiem przełamywania także innych barier: wytrzymałości własnego ciała, uporu i bólu.
Rankami - po śniadaniu z dodatkiem środków przeciwbólowych - Szymon zarzucał 12-kilogramowy plecak i ruszał. Na szutrowe drogi i bezdroża wyspy, której horyzont wabił bajecznymi wzniesieniami, obiecywał przygodę. Po kilometrowej rozgrzewce zaczynał się właściwy bieg - 25 kilometrów bez przerwy. Gdy potem odpoczywał, to kilka minut, robił parę zdjęć. 10 kilometrów i drugie tyle po kolejnej krótkiej przerwie, pokonywanej (dla oszczędności czasu) marszem. - Rytm dnia i rytm biegu są ogromnie ważne - mówi.
- A wieczorem najistotniejsze było rozłożenie namiotu w pobliżu wody. To mogła być rzeka, staw, jezioro albo lodowiec, z lodowców woda jest najpyszniejsza na świecie - dodaje. Na ogół było słonecznie i ciepło, ale nie uniknął piaskowej burzy i gwałtownej ulewy.
Czwartego dnia spotkał spotkał Jamiego Ramsaya, to szkocki biegacz nazywany brytyjskim Forrestem Gumpem. Szymon zauważył go przy sklepie, miał takie same buty jak on. Gdy podszedł, okazało się, że Ramsay pokonuje Islandię ze wschodu na zachód. Spotkali się mniej więcej po środku.
620 kilometrów Szymon pokonywał dla chorego na dystrofię Duchenne’a 15-letniego Kacpra, podopiecznego Stowarzyszenia „Krzysiek pomaga pomagać”. W ten sposób nagłaśniał zbiórkę pieniędzy na leczenie chłopca komórkami macierzystymi. Gdy wrócił do Krakowa, Kacprowi podarował kawałek wulkanicznej lawy.