Na depresję się umiera. Możemy ocalić komuś życie. Jeśli tylko wiemy, jak

Czytaj dalej
Fot. Bartosz Frydrych
Anna Piątkowska

Na depresję się umiera. Możemy ocalić komuś życie. Jeśli tylko wiemy, jak

Anna Piątkowska

Rodzinna tragedia, której Damian Markowski doświadczył kilka lat temu, skłoniła go, by zainteresować się problemem zdrowia psychicznego, m.in. depresji. Dziś absolwent psychologii z Muszyny znalazł się w gronie „25 under 25” magazynu „Forbes”, listy najzdolniejszych młodych Polaków. Został doceniony za projekt platformy Therapify, łączącej psychoterapeutów z pacjentami.

Szacuje się, że na świecie na depresję choruje 350 mln osób i liczba ta stale rośnie.
W Polsce to już 1,5 mln...

Więcej osób choruje czy więcej epizodów depresyjnych zostaje wykrytych?
Przed covidem odpowiedziałbym, że chodzi o zwiększenie diagnostyki i zwiększenie świadomości, ale dziś mamy statystyki z USA, Wielkiej Brytanii, Francji - w każdym z tych krajów około 50 proc. osób deklaruje pogorszenie zdrowia psychicznego. My jako Therapify robiliśmy takie badanie w Polsce: 46 proc. badanych zadeklarowało, że w czasie pierwszej i drugiej fazy pandemii ich zdrowie psychiczne znacznie się pogorszyło. Robimy też badania na grupie zawodowej lekarzy, wyniki były przerażające - 80 proc. lekarzy zadeklarowało pogorszenie się zdrowia psychicznego.

Czym jest depresja? Czym różni się od chandry?
Rak duszy to określenie, którego najchętniej używam w kontekście depresji. Ono od razu zakłada, że depresja to coś poważnego, bo przecież wiemy, że rak może być śmiertelny, a zarazem, że to choroba, którą należy leczyć. Mówiąc o depresji, wiele osób stawia znak równości pomiędzy złym samopoczuciem, lenistwem, gorszym nastrojem, płaczliwością, ale również takimi sformułowaniami jak nieogarnięcie się, niemożność wzięcia się w garść, niedostrzeganie, że inni mają gorzej. A trzeba powiedzieć jasno: depresja jest chorobą objawiającą się także zmianami w mózgu, które możemy wykryć. To zaburzona równowaga neuroprzekaźników, noradrenaliny, serotoniny i dopaminy.

Czy brak równowagi związków chemicznych w mózgu daje konkretne symptomy?
Wśród takich charakterystycznych symptomów depresji na pewno trzeba wymienić zmniejszony poziom energii (w depresji nawet proste czynności przychodzą z trudnością), problemy ze snem (zazwyczaj mówimy o budzeniu się w środku nocy i niemożności dalszego zaśnięcia, a czasami o nadmiernej senności). Pojawiają się zniekształcenia poznawcze: poczucie winy, poczucie zasługiwania na karę. Charakterystyczna jest także izolacja społeczna; smutną osobę można pocieszyć, wyciągnąć gdzieś, poprawić jej humor. Osobie w depresji nie da się w ten sposób pomóc. Mówimy też o takim zniekształceniu postrzegania: pojawia się negatywne widzenie siebie, świata, przyszłości. Chory na depresję czuje się w tym uwięziony, nie widzi wyjścia. Często pojawiają się myśli, że cały świat jest zły, ja jestem zły, moje życie nie ma sensu. Ważnym symptomem depresji jest apatia, a mówiąc językiem naukowym - anhedonia, brak możliwości odczuwania przyjemności. Sytuacje, rzeczy, które dotąd sprawiały nam przyjemność, są poza obszarem naszego zainteresowania. Depresja często prowadzi też do samobójstwa.

Jak często?
40-80 proc. osób w depresji ma myśli samobójcze. Wydaje im się, że najlepsze, co mogą zrobić dla siebie, świata, innych - to odejść. Mają poczucie, że bez nich świat będzie lepszy. Dlatego mówimy, że depresja jest chorobą, ponieważ wywołuje tak duże zniekształcenia. Przerwanie własnego życia wydaje się najlepszym rozwiązaniem. Syndrom presuicydalny - pewien schemat zachowań przed próbą samobójczą - występuje u ośmiu na dziesięć osób.

Możemy rozpoznać, kiedy ktoś planuje samobójstwo?
Tak. Jeżeli ktoś zaczyna się izolować, żegnać się, rozdawać przedmioty, opowiada, co gdzie przechowuje „w razie czego”, co zrobić z czymś po jego śmierci - powinniśmy być czujni. W syndromie presuicydalnym pojawiają się natrętne myśli o samobójstwie: zaczyna się od lekkiego stadium, kiedy w ogóle pojawia się myśl o samobójstwie jako rozwiązaniu, poprzez wyobrażanie sobie swojego pogrzebu, w kolejnych fazach przez myślenie o sposobach, w jaki można odebrać sobie życie aż po dokładne zaplanowanie gdzie, kiedy i jak się to stanie - to się wiąże właśnie z tymi gestami pożegnalnymi. W ostatnich godzinach życia bardzo często następuje - paradoksalnie - poprawa nastroju, ponieważ ta osoba właśnie znalazła rozwiązanie wszystkich problemów, przestała cierpieć, czuje się uwolniona.

Czy jest jakiś konkretny moment w czasie choroby, kiedy osoba w depresji jest szczególnie narażona na realizację tego planu?
Do samobójstwa dochodzi, paradoksalnie, nie wówczas, gdy choroba jest w najcięższym stadium - wówczas chory zwyczajnie nie jest w stanie wstać z łóżka. Dochodzi do niego albo w okresie wchodzenia w najgłębsze stadium, kiedy chory ma jeszcze na to siłę albo - co jest najbardziej niebezpieczne - w momencie wychodzenia z depresji. Wychodząc z depresji, najpierw podnosi się motoryka, żebyśmy mieli siłę wstać, umyć się, wykonać proste czynności, a dopiero w drugiej kolejności zmienia się aspekt poznawczy, czyli myśli. Jeżeli wiemy, że ktoś jest w bardzo ciężkim stanie i zaczyna wychodzić z depresji, warto być wówczas bardzo czujnym na to, co robi ta osoba.

Jak się zachować wobec chorego na depresję?
Na pewno powstrzymajmy się od komentarzy typu: weź się w garść, suplementuj witaminy, pobiegaj. Nie mówmy, że wszystko będzie dobrze, ponieważ ta osoba jest w takim dole, że kiedy to usłyszy, poczuje jedynie, że nikt jej nie rozumie. Okażmy wsparcie. Czasem wystarczy szczera rozmowa.

A jeśli rozpoznamy u bliskiej osoby zachowania związane z myślami samobójczymi?
Jeśli mamy takie podejrzenia, nie bójmy się zapytać. Rozmowa na temat samobójstwa wcale nie sprawi, że ta osoba to zrobi. Prowokując ją do wypowiedzenia tych myśli, możemy ją wręcz od nich uwolnić. Natomiast jeśli ktoś komunikuje myśli samobójcze, dzwońmy po pogotowie - specjaliści ocenią ryzyko, czy ta osoba powinna być hospitalizowana. To jest przypadek, kiedy można kogoś hospitalizować na obserwację bez jego zgody. Oczywiście, możemy się liczyć z tym, że ta osoba się na nas zdenerwuje, może nie będzie chciała z nami rozmawiać do końca życia. Ale - będzie żyła.

Mówimy teraz o ciężkiej postaci depresji. A jak pomóc sobie czy bliskim zatrzymać chorobę wcześniej albo nie dopuścić do niej w ogóle?
Dbajmy o zdrowie psychiczne: o wystarczającą ilość snu, o to, żeby mieć wokół siebie ludzi, na których możemy liczyć, o to, co jemy, o wystarczającą ilość odpoczynku i ruchu. Natomiast w momencie, kiedy już pojawią się któreś z symptomów depresji, w pierwszej kolejności dobrze zacząć od rozmowy, zapytać, czy coś się stało. Czasem to może być zwykły spadek nastroju. O depresji mówimy, kiedy symptomy przygnębienia, utraty energii, apatii i wycofania utrzymują się dłużej niż dwa tygodnie.

A jeśli ruch, zdrowe jedzenie, spotkania ze znajomymi zawiodą?
Kolejnym krokiem jest sięgnięcie po profesjonalną pomoc, to może być psycholog, psychoterapeuta lub psychiatra. Wsparcie psychologiczne może być pomocne nie tylko w przypadku depresji, ale też może przynieść ulgę osobie, która cierpi, ponieważ w jej życiu zdarzyło się coś, co wywołało ten stan, np. zdrada, zawód miłosny, utrata pracy. Czasem też nie jest potrzebna długotrwała terapia, wystarczą dwa-trzy spotkania, by przyjrzeć się, jak funkcjonujemy i myślimy.

Wizyta u specjalisty „od głowy” to wciąż obszar silnego lęku i wstydu.
Powtórzę: depresja to choroba, którą się leczy. Gdyby ktoś przez tydzień mówił, że boli go brzuch, wysłalibyśmy go do lekarza. Podobnie, gdy widzimy, że ktoś od dwóch tygodni fatalnie funkcjonuje na poziomie emocjonalnym - wyślijmy go do specjalisty. Na pewno nie starajmy się „pomagać” złotymi radami, to może tylko zaszkodzić.

Dużo się mówi o uśmiechniętej twarzy depresji, o tym, że bywa maskowana, a osoba chora wcale nie wygląda na smutną.
W ostatnim czasie popularny jest termin „depresja maskowana”, czy też „perfekcyjnie ukryta depresja”, kiedy poczucie idealnego obrazu na zewnątrz, bycia wystarczająco dobrym, idealnym, poczucie spełniania oczekiwań innych jest na tyle silne, że nie dopuszczamy do siebie własnych emocji, co skutkuje tym, że rodzi się coraz większy rozdźwięk między tym, kim jestem na zewnątrz, a tym, kim jestem wewnątrz. Ludzie tak naprawdę nie znają mojej twarzy, którą boję pokazać się światu.

Mówisz, że twoją misją jest łamanie tabu i stygmatyzacji tematów związanych z kryzysami psychicznymi.
Kiedy miałem 19 lat, mój tato odebrał sobie życie. Zauważyłem, że tata spędza więcej czasu w łóżku, ale tłumaczyłem to sobie tym, że pracował za granicą - więc gdy przyjeżdżał do domu, odpoczywał. Zwróciłem uwagę, że często był włączony telewizor, ale on go nie oglądał, tylko patrzył gdzieś w sufit. Widziałem łzy, ale tato był wrażliwą osobą, czasem płakał, oglądając film. Dwa dni przed śmiercią mówił mi, że została jakaś biżuteria, że może zabrałbym sobie drukarkę, że coś tam jest w garażu - to był syndrom presuicydalny, ale nie miałem zielonego pojęcia, że on się ze mną żegna, więc go zbyłem. Dopiero po śmierci taty dowiedziałem się od siostry, że od kilkunastu lat regularnie brał leki antydepresyjne, ale bardzo mu zależało na tym, żebym ja się nie dowiedział. On, głowa rodziny, nie chciał pokazać słabości. Nie chciał, żeby jego syn dowiedział się, że cierpi. Przez trzy lata po jego śmierci krążyło we mnie nieustannie pytanie o to, dlaczego tak się stało, szukałem najmniejszego śladu, by sobie odpowiedzieć. Ale to jest pytanie, na które najprawdopodobniej nigdy nie znajdę odpowiedzi.

Jak się zachować, gdy wiemy, że ktoś mierzy się z takim doświadczeniem jak twoje?
Najważniejsze to nie oceniać. Najlepiej okazać prawdziwe wsparcie, a jeśli to niemożliwe - po prostu zamilknąć. Mówię to z perspektywy osoby, która zostaje. Budzi się rano i myśli, że to się nie wydarzyło, że to tylko sen, przychodzi wyparcie i ulga, a potem burzy to pierwszy SMS z kondolencjami. Później pojawiają się z komentarze oceniające, że rodzina mu nie pomogła, że nie zauważyli. Myślę, że każdy z nas w sytuacji, gdy wiedziałby, że ktoś, kto wsiada do auta będzie miał za chwilę wypadek, nie pozwoliłby tej osobie jechać. Tak samo, gdybyśmy wychodząc, wiedzieli, że ktoś chce popełnić samobójstwo - zostalibyśmy. Za każdą depresją i każdym samobójstwem kryje się unikalna historia, którą najczęściej te osoby zabrały ze sobą do grobu. Wstrzymajmy się od oceniania.

Na bazie swoich doświadczeń wymyśliłeś platformę, która ma ułatwić osobom w kryzysie psychicznym komunikację ze specjalistą. Jak działa Therapify?
Therapify jest dla tych osób, które czują, że znalazły się na jakimś życiowym zakręcie pod względem emocji i niekoniecznie jest to choroba, ale np. ktoś czuje wypalenie zawodowe. Wchodząc na stronę internetową Therapif, dostaje się listę specjalistów. Nie musimy się sami diagnozować, możemy wybrać problem, który nas dotknął, np. brak energii, bezsenność i po tych problemach trafimy do odpowiedniego specjalisty. Mamy także w zespole psychologa i psychoterapeutę, który, po bezpłatnej konsultacji, pomoże w doborze specjalisty. W pierwszej kolejności jest to terapia online, ale jest też możliwość rezerwacji wizyty w gabinecie. Z drugiej strony to możliwość zarządzania praktyką dla specjalistów - dajemy im możliwość wyświetlenia się na naszej liście, prowadzenia wideorozmów, notatek, zarządzania kalendarzem wizyt i płatnościami.

To rozwiązanie dla mieszkańców dużych miast?
Therapify działa online, lokalizacja nie ma znaczenia. Z naszej pomocy korzystają też rodacy na emigracji, gdzie często barierę stanowi język. Platforma pozwala również zachować anonimowość, wymaganymi polami są adres e-mail i numer telefonu, nigdzie nie musimy się pokazywać.

Każdy specjalista może się zarejestrować na Therapify?
Tak, ale jego konto jest nieaktywne, dopóki nie zweryfikujemy danej osoby. Dajemy pacjentom gwarancję, że jeśli widzą kogoś na naszej liście specjalistów, to nie jest to samozwańczy psycholog czy psychoterapeuta.

Ile kosztuje skorzystanie z takiego pośrednictwa?
Sama platforma jest bezpłatna. Pacjent rozlicza się ze specjalistą. Aplikacja, która pomaga nam monitorować nastrój, także jest bezpłatna. Cena podana jest w profilu każdego specjalisty, to zazwyczaj od 100 do 180 zł. Dla specjalistów to miesięczny abonament w wysokości 139 zł, w ramach którego udostępniamy nasz system do zarządzania gabinetem i praktyką.

Na koniec jeszcze jedno pytanie: czy z depresji da się wyjść?
Tak, z tego się wychodzi, ale trzeba też jasno powiedzieć: depresja jest chorobą śmiertelną - jeśli nie podejmiemy leczenia. Zdarzają się epizody depresyjne, które same ustępują, ale jeśli wejdziemy w głęboki stan, nie obejdzie się bez pomocy i farmakoterapii.

----

Damian Markowski z Muszyny, rocznik 1995, psycholog, współtwórca platformy Therapify, za którą znalazł się w gronie tegorocznych finalistów konkursu „25 under 25” magazynu „Forbes”.

Anna Piątkowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.