Na terenie dawnej kopalni Dębieńsko panuje cisza. W reaktywację zakładu ludzie już nie wierzą
Z betonowej instalacji z dumnym napisem "Kopalnia Węgla Kamiennego Dębieńsko", który wita przechodniów przy wejście na teren dawnego zakładu górniczego w gminie Czerwionka-Leszczyny, powoli zaczyna odpadać zielona i czarna farba. Napis odnowiono niedawno - w 2011 roku, kiedy na terenie zlikwidowanej dekadę wcześniej kopalni, świętowano pierwszą od dawna Barbórkę. To były dobre czasy.
W gminie Czerwionka-Leszczyny, która zaczynała dopiero budzić się po trwającym kilka lat letargu wywołanym likwidacją największego w okolicy zakładu pracy, pojawił się inwestor, który stary zakład chciał reaktywować. Przyszedł i wyłożył pieniądze na stół. Planował wydać na budowę nowego zakładu nawet 400 milionów euro. I część, choć niewielką, tej kasy wydał.
W starej, rozpadającej się cechowni, ułożyli marmurowe schody, kazano na nowo namalować obraz świętej Barbary. Taki sam, jak ten, przed którym przez dziesięciolecia modlili się górnicy zjeżdżający na dół do pracy. A w Barbórkę 2011 roku, kiedy wbijano w ziemię łopatę pod budowę nowej kopalni, przygrywała wesoło górnicza orkiestra.
Dziś na terenie dawnej kopalni Dębieńsko w Czerwionce-Leszczynach panuje przerażająca cisza. Odgłosy wiercenia docierają gdzieś z daleka, z terenu istniejącej obok koksowni. Wejście do wyremontowanej za setki tysięcy złotych cechowni, też są zamknięte na cztery spusty.
- Administracja Karbonii przeniosła się do tego drugiego budynku - wskazuje mi jeden z pracowników firmy ochroniarskiej. - Tutaj jesteśmy tylko my... - dodaje.
Gdzie ten węgiel?
Według pierwszych, huraoptymistycznych planów, wydobycie w zlikwidowanej za czasów rządów Jerzego Buzka kopalni Dębieńsko - nowy inwestor, spółka Karbonia, miała rozpocząć w 2017 roku. Już cztery lata temu rozpoczęto budowę pierwszej upadowej, za pomocą której nowa firma chciała dostać się do bogatych złóż zalegających pod gminą. - Najwyższym poziomem wydobycia będzie poziom 850 metrów. Dostęp do złoża mają zapewnić dwie upadowe - o długości 4,5 kilometra każda. Z szacunkowych danych wynika, że pod gminą zalega około 150 milionów ton węgla - zapewniali przedstawiciele inwestora.
Budowa jednej z upadowych nawet ruszyła - robotnicy wykopali dół o długości około 100 metrów i głębokości ok. 20 metrów. Po kilku miesiącach został on jednak zasypany.
Wiara już umarła
Dziś w te zapewnienia i w drugie życie kopalni Dębieńsko wierzą już tylko nieliczni.
- Nic już z tego nie będzie. Tam całymi dniami nic się nie dzieje. Ludzie siedzą z tych swoich biurach, a w piątki na cechowni grają w skata. I to jest wszystko. Od kilku lat nikt tutaj nawet łopatą nie ruszył- mówi nam jeden z byłych górników na Dębieńsko, a dziś pracownik jednej z firm sąsiadujących z terenem kopalni. Antoni Gajdeczka na kopalni Dębieńsko przepracował 35 lat. - Odchodziłem, kiedy klucze do bram tego zakładu zrzucali do szybu. To był już koniec, poszedłem na emeryturę. Była tam pani? Tam już nie ma co kraść. Wszystko wynieśli. A nowego nic nie powstanie. Nie wierzę, że ci inwestorzy jeszcze kopalnię uruchomią. Posiedzą tam póki im płacą i mają ciepło. Potem odejdą, a do złóż pod gminą dobierze się Jastrzębska Spółka Węglowa. Ich kopalnia Szczygłowice fedruje przecież praktycznie za płotem - mówi nam pan Antoni.
Na pytanie o przyszłość zakładu większość mieszkańców okolicznych domów, tylko wymownie macha ręką. - Eee tam, nic już z tej kopalni nie będzie - mówią nam. A jeszcze cztery lata temu tysiące młodych mężczyzn i kobiet w biurach Karboni składało podania o pracę.
- Dziś jeszcze też przynoszą, ale rzadziej. Mamy w segregatorach kilka tysięcy takich wniosków - mówi nam Anna Koczy, odpowiedzialna za kontakty z mediami w spółce Karbonia. - Nie rezygnujemy z projektu budowy nowego zakładu. Obecnie zakończył się proces opracowywania wstępnego studium wykonalności inwestycji. Szukamy także potencjalnego inwestora, który w realizacji projektu chciałby brać udział. Rozmawiamy z podmiotami krajowymi oraz z inwestorami z zagranicy- dodaje.
Złomiarze byli pierwsi
Zaangażowanie w budowę nowej kopalni Dębieńsko na terenie dawnego zakładu jednak nie widać. Wyremontowana cechownia i dawny budynek służb technicznych, to jedyne którym dziś nie grozi zawalenia. Sąsiedni, zabytkowy gmach z czerwonej cegły, w którym przed laty, swój gabinet mieli dyrektorzy zakładu, został ogrodzony. Z budynku, gdzie górników do konkretnych robót na początku każdej zmiany przydzielali sztygarzy, zostały już tylko ściany.
- Wszedłem tam ostatnio, nie potrafiłem już nawet odnaleźć miejsca, gdzie nasz kierownik robił odprawy. Mury się ledwo trzymają - mówi nam Adam Knopik, emeryt górniczy z Czerwionki. Nie inaczej wygląda gmach w którym urzędował dział bhp i gdzie wydawano górnikom tzw. "flapsy", czyli posiłki regeneracyjne. - Żal patrzeć, bo to był naprawdę świetny zakład pracy. Dorobiłem do emerytury na kopalni w Knurowie, ale tam atmosfera była już zupełnie inna. Na Dębieńsku było rodzinnie. Z kumplami nie tylko zjeżdżało się na dół, ale także potem szło się na piwo - mówi pan Adam. O tym, że kopalnia przed laty tętniła życiem przypominają już tylko drobiazgi - czyli między innymi kręcące się tylko chwilami koło na szczycie wieży szybowej. - Kręci się, bo z dołu ciągle pompują wodę - mówią mi pracownicy pobliskich zakładów. O latach świetności zakładu przypomina też tablica wisząca do dziś na ścianie dawnej łaźni "wypadkowość w oddziałach" z liczbami wpisanymi w wyznaczonych rubrykach.
- Kilka lat temu nasze apetyty zostały rozbudzone, nie ma co ukrywać, ale dziś do tematu reaktywacji kopalni ja podchodzę już bez żadnych emocji. NIe mam problemu ze szkodami górniczymi, z protestami mieszkańców. My nauczyliśmy się żyć bez kopalni. Poszliśmy w inną stronę i 5 maja, kiedy otwierać się będzie u nas nowa, duża fabryka, okaże się, że to był dobry kierunek - mówi Wiesław Janiszewski, burmistrz Czerwionki-Leszczyn.