Najstarsze i najlepsze świece kościelne znane na całym świecie wytwarza się w Krakowie
„Przewielebnemu Duchowieństwu oraz Szanownej Publiczności własnego wyrobu świece z czystego pszczelego wosku, ozdobne stoczki...” - tak w XIX wieku reklamowała się wytwórnia świec kościelnych, którą dziś znajdziemy przy ulicy Józefa Sarego 7 w Krakowie. I choć dzisiaj woskowe arcydzieła wytwarza się również z parafiny, tradycja ich ręcznego wyrobu oraz najwyższa jakość pozostały niezmienne. Ręczą za to właścicielki wytwórni - Halina Pankowska wraz z córką Agnieszką, które nie zważając na kłody rzucane pod nogi przez los, wysyłają świece tak w Polskę jak i w najdalsze zakątki Świata zbierając przy tym liczne pochwały i zachwyty klientów.
Początek zakładu sięga 1866 roku, kiedy to Czech Feliks Mikeska umyślił sobie założyć w Krakowie przy ulicy Sławkowskiej wytwórnię pierników oraz świec. W latach sześćdziesiątych XX w. wytwórnia nabyta została przez rodzinę Śliwów i przez kolejne lata zmieniała siedzibę by w okolicy 1995 roku osiąść pod władaniem Janusza Pankowskiego pod adresem Józefa Sarego 7. Po śmierci Pana Janusza w 2016 roku, pieczę nad wytwórnią świec przejęły jego żona Halina Pankowska wraz z córką Agnieszką i zięciem Pani Haliny, Markiem.
- Chciałyśmy się tym zajmować bo firma po pierwsze ma wieloletnią tradycję, po drugie jest jedynym zakładem w Polsce, który prowadzi ręczną produkcję świec, a po trzecie była oczkiem w głowie mojego męża, więc mimo iż w żaden sposób nie byłyśmy do tego przygotowane, postanowiłyśmy kontynuować jego dzieło – mówi w rozmowie ze mną Halina Pankowska, współwłaścicielka wytwórni świec.
Zanim jednak zagłębimy się w kwestię tego kto i na jaką okazję zamawia świece, uchylimy rąbka tajemnicy odnośnie samego procesu postawania tego woskowego arcydzieła. Jak mówi Pani Agnieszka sama produkcja jest niezwykle złożona, dlatego też by ją „poczuć” najlepiej jest odwiedzić wytwórnię. Tu wszystko zaczyna się od przeprowadzenia knota przez wanienkę z parafiną, po bokach, której stoją dwa bębny – na jeden nawija się knot, który następnie przechodzi na drugi bęben przez wanienkę, w której umieszcza się tzw, szajbę czyli coś jak sitko z otworami różnej średnicy przez które ciągnie się knot w parafinie celem uzyskania odpowiedniej średnicy świecy.
Gorące świece są cięte gilotyną na odpowiedniej długości kawałki, z których po ostygnięciu wydobywa się knot. Na nim wiąże się supełki, za które świece wieszane są następnie na tzw. kapeluszach. Pan Majster polewa świece gorąca parafiną lub woskiem pszczelim tak by uzyskały końcowy wymiar, kolor, gładkość i błysk. Po stygnięciu trwającym 12h świece trafiają do dekoratorni, gdzie w zależności od zamówienia są odpowiednio zdobione.
Właścicielki nie kryją, że ich główny target stanowią osoby duchowne z Polski jak i ze świata. Świece z krakowskiej pracowni palą się niemal we wszystkich polskich kościołach gdzie towarzyszą m.in. prymicjom kapłańskim, pogrzebom, ślubom czy mszom soborowym. Spotkać je można również w kościołach na Słowacji, w Norwegii, na dalekiej Syberii, w Japonii czy w Australii. Zamawia je także Kościoł Prawosławny i Gmina Żydowska w Krakowie, która korzysta z nich w trakcie Chanuki czy Festiwalu Kultury Żydowskiej. Woskowe arcydzieła z Krakowa można było również spotkać w czasie pielgrzymek papieża Jana Pawła II oraz Papieża Benedykta XVI, a w maju 2019 roku jedna ze świec stała się także symbolem spotkania ekumenicznego w Sofii z udziałem Papieża Franciszka.
Ale świece choć nawet z nazwy są „kościelne” budzą również zainteresowanie osób świeckich co sprawia, że mogą oświetlać m.in. Pałac na Wodzie w Łazienkach, Pałac w Niepołomicach, Zamek w Korzkwi czy krakowskie restauracje i kawiarnie. Ku radości Pani Haliny i Pani Agnieszki świece chętnie zamawiają również filmowcy, realizujący zarówno wielkie epopeje narodowe jak np. "Ogniem i mieczem" jak również Ci realizujący seriale takie jak: „Korona Królów”, „1983” czy „Stulecie Winnych”, co jak tłumaczą mi właścicielki, jest niezwykłym wyróżnieniem mając na względzie wymagania jakie stawiają filmowcy. Zgodnie przyznają jednak, że jeszcze żaden klient nie był z ich świec nie zadowolony.
Mimo to zmartwień nie brakuje. Jak mówi mi Pani Halina Pankowska największy problem stanowi szalejąca inflacja i rosnące ceny materiałów, w tym np. parafiny, która jak zaznacza właścicielka wytwórni świec, nie może być tania bo taka jest po prostu gorszej jakości co od razu odbiło by się na gorszej jakości świec, a na coś takiego zakład z taką renomą jak ten z ul. Sarego pozwolić sobie nie może. Podobnie jak nie może sobie pozwolić na ciągłe podnoszenie cen świec, by ratować rentowność. Koło się zamyka, ale mimo to właścicielki nie zamierzają się poddać, a że silne i wytrwałe są co nie raz udowodniły raczej nie ma obaw, że najstarsza wytwórnia świec kościelnych zniknie z mapy Krakowa.