Nasza mała siekierezadka to zupełnie co innego

Czytaj dalej
Włodzimierz Zapart

Nasza mała siekierezadka to zupełnie co innego

Włodzimierz Zapart

Wystarczy wziąć do ręki jakąkolwiek gazetę lub włączyć telewizor, by zobaczyć, że obowiązująca od początku roku nowelizacja ustawy o ochronie przyrody, tzw. lex Szyszko, sieje w Polsce spustoszenie. Lament miłośników drzew rozlewa się jak Rzeczpospolita długa i szeroka. „Rzeź drzew, hekatomba, siekierezada, krajobraz, jak po najeździe Hunów” - takie tytuły i dramatyczne określenia biją po oczach i huczą z głośników.

Po cichu jednak wielu moich znajomych snuje opowieści o tym, jak to wczoraj, w weekend czy kilka dni temu pozbyli się jakichś uciążliwych świerków ze swojego ogródka, pomagali sąsiadowi ciachnąć kilka modrzewi na jego posesji lub uwolnili od starej lipy i paru akacji babci domek mały.

W zbiorowym głośnym lamencie podzwania więc cichutko jakaś dziwna nuta, chyba nawet fałsz jakiś. Bo jakże to? Siekierezada i rzeź ogólnie rzecz biorąc są potworne i oburzające, ale nasza mała siekierezadka czy jakaś prywatna hekatombka to działanie racjonalne i usprawiedliwione?

Ze strachem pomyślałem nawet, że może to tylko ja mam znajomych szczególnie zakłamanych, którzy Panu Bogu palą świeczkę, a diabłu ogarek. Nieswojo mi trochę było, bo jak to się mówi - pokaż mi swoich znajomych, a powiem ci kim jesteś... Jeśli jednak pod ciosami bezlitosnych toporów padły ostatnio w różnych zakątkach Polski dziesiątki, a może setki tysięcy drzew, to znaczy, że właścicieli działek, na których wyrąbane drzewa rosły, są całe tłumy. Kamień spadł mi z serca, bo to przecież też są czyiś znajomi, więc moi wcale nie są gorsi niż inni.

Sądzę nawet, że „lex Szyszko”, złe prawo, które nasz dobry jaśnie pan już zmienić obiecał, cieszy się w narodzie cichym lub niemym, lecz dużym uznaniem. Teraz, gdy już zostało powiedziane, że to kiks legislacyjny, sprawa jest przesądzona - będzie zmienione i nikt nie odważy się wystąpić w jego obronie.

I bardzo dobrze, ale pamiętajmy, że choć od 1 marca przepis o ochronie ptaków uratuje trochę drzew, rąbanie wcale się nie skończyło. Myślę nawet, że w pewnym sensie jeszcze się nie zaczęło.

Ostatnia siekierezada dotyczyła bowiem tylko posesji prywatnych. Zarządcy innych terenów - miast, gmin - w tej rzezi drzew nie uczestniczyli. Jak zwykle rozkładali tylko bezradnie ręce, mówiąc, że nic nie mogą zrobić.

A mogą, a nawet powinni - choćby administratorzy dróg, przy których duże drzewa są śmiertelnym zagrożeniem. Najlepszym przykładem jest lipa w Oświęcimiu, o którą uderzyła limuzyna pani premier. Tego drzewa nie powinno tam być - tak samo jak tysięcy innych rosnących o krok od jezdni w całym kraju. I wcale nie chodzi o to, żeby kawalkady dostojników mogły jeszcze swobodniej rozbijać się po Polsce.

Włodzimierz Zapart

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.