Natalia Szroeder: Czuję, że urosłam w siłę po tych wszystkich trudach

Czytaj dalej
Fot. Fot. Mariusz Kapała
Paweł Gzyl

Natalia Szroeder: Czuję, że urosłam w siłę po tych wszystkich trudach

Paweł Gzyl

Młoda wokalistka właśnie wydała swoją nową płytę – „REM”. Znajdujące się na niej piosenki stały się dla nas okazją do rozmowy o tym, jak życiowe dramaty zamieniają się czasem w lekcję głębokiego samopoznania. 13 grudnia Natalia Szroeder wystąpi w krakowskim klubie Studio.

- „REM” to twój czwarty album studyjny. Ale funkcjonujesz na muzycznej scenie już 13 lat. Czujesz się w pełni dojrzałą artystką?
- To jest swego rodzaju podróż. Na pewno jestem dziś inną kobietą, a co za tym idzie, ewoluuję również jako artystka. Byłam w innym miejscu podczas tworzenia płyty „Pogłos” i przy następnej płycie też już pewnie będę w innym. Będę doświadczać życia i życie będzie mnie doświadczać, to wszystko słychać w muzyce.

- Twoja poprzednia płyta „Pogłos” sprzed 3 lat miała być nowym otwarciem w twojej karierze. Rzeczywiście tak się stało?
- „Pogłos” ukazał się po „NATinterpretacjach”, które były jeszcze bardzo młodzieńcze, naiwne, podsumowujące mój singlowy dorobek z wczesnych lat na rynku. Dopiero „Pogłos” był pełnoprawnym i świadomym albumem. I przyniósł mi dużo dobrego – swego rodzaju rewolucję zawodową. Za jego sprawą dostałam bilet wstępu do miejsc, w których od zawsze chciałam się pokazywać, wystąpiłam na festiwalach, w których wcześniej z zapartym tchem uczestniczyłam jako widz. Doświadczyłam wielu wspaniałych współprac z ludźmi, których byłam fanką od lat. Zagrałam też swoją pierwszą biletowaną trasę klubową, która się pięknie udała. Moja artystyczna ścieżka zmieniła więc swój bieg.

- Przy okazji „Pogłosu” zmieniałaś management i trafiłaś pod opiekę Kayaxu. Temu też zawdzięczasz to, że trafiłaś do wyższej ligi w polskim show-biznesie?
- „Pogłos” powstawał zanim zmieniłam management. Wiele z tych piosenek już było, a ja potrzebowałam ludzi, którzy uwierzą w nie tak mocno, jak ja. Kayax dał mi upragnioną wolność. Usłyszałam: „To jest twoja twórczość i możesz pisać tak, jak chcesz i kochasz”. Mam wspaniały team ludzi za sobą, cieszę się, że na siebie trafiliśmy. Głęboko wierzę, że to jednak muzyka zrobiła mi największy „twist”. Bez muzyki i słuchacza, który w tę muzykę uwierzył nie ma prawa się nic wydarzyć. Wszystko zaczyna się od dźwięku.

- Jak się odnalazłaś w tym nowym miejscu, do którego trafiłaś za sprawą „Pogłosu”?
- Zawsze wiedziałam i wierzyłam, że to właśnie jest moje miejsce. Początkowo nie miałam jeszcze narzędzi i brakowało mi odwagi, żeby o nie zawalczyć. Bo przecież zaczynałam jako dziecko. Byłam wdzięczna, że mogę śpiewać. Nie chciałam sprawiać kłopotu. Musiałam dojrzeć i podrosnąć, by zrozumieć jak działa ten świat i nabrać odwagi. wtedy stwierdziłam: „Hej, przecież mogę robić tak, jak chcę”. Zawsze wiedziałam, że to możliwe – i teraz wreszcie czuję się na swoim miejscu. Znacznie lepiej pasuję tutaj niż pasowałam tam.

- Zmienił się też nieco twój image: stał się bardziej kobiecy i seksowny. Dobrze się z nim czujesz?
- Dojrzewam jako twórca, ale przede wszystkim jako człowiek. Dzisiaj jestem prawie trzydziestoletnią kobietą. Trudno mnie porównać do dwudziestoletniej dziewczyny. To się dzieje więc organicznie. Czy jestem bardzo seksowna w moich obecnych stylizacjach? Nie powiedziałabym. Jestem z pewnością bardziej świadoma w ubieraniu się i łatwiej mi siebie w stylizacjach wyrazić. Przede wszystkim jednak skupiam się na muzyce.

- Faktycznie skupiasz się na muzyce: na swej nowej płycie „REM” jesteś autorką wszystkich tekstów i współautorką wszystkich kompozycji.
- Identycznie było już przy „Pogłosie”. Ja sobie po prostu nie wyobrażam inaczej. Z tym, że na płycie „REM” wpuszczam słuchacza do swego świata jeszcze głębiej.

- Przy „REM”, podobnie jak przy „Pogłosie”, powierzyłaś funkcję producenta Archie Schevsky’emu. Nie kusi cię, żeby przejąć i jego stery?
- (śmiech) Na razie bacznie go obserwuję. Bardzo sobie cenie nasz twórczy kolektyw. Doskonale się z Archim rozumiemy artystycznie, ale również jako ludzie, co jest niezwykle cenne. Poza tym, co dwie głowy to nie jedna. Spełniam się w kompozytorsko i tekstowo, produkcja póki co nie jest na liście moich planów, ale w przyszłości - kto wie?

- Pozostajesz na „REM” w kręgu popu – ale potrafisz zaskoczyć rockową energią, choćby w „Zwierzętach nocy”. Co cię pociągnęło w tę stronę?
- Ten refren ze „Zwierząt nocy” kojarzy mi się z Coldplay. Jest taki przestrzenny i stadionowy. Ale my z Archiem w ogóle tego nie planowaliśmy. Nie myśleliśmy w ten sposób: „Teraz zrobimy rockowy numer”. Szliśmy za intuicją. Nie zamykaliśmy pomysłów w określonym gatunku czy konwencji.

- No ale dwójka gości na płycie jest z kręgu alternatywnego rocka – czyli Mela Koteluk i Krzysiek Zalewski.
- Jestem muzycznie wielką fanką Meli i Krzyśka, a prywatnie bardzo ich lubię. Super jest pracować z ludźmi, z którymi ma się dobry przelot. Czy jest to wytwórnia, czy management, czy koncerty i nagrania – bardzo sobie cenię ten dobry ludzki fluid. Na koncercie Meli byłam pierwszy raz kilkanaście lat temu i absolutnie się zachwyciłam. W ciągu ostatnich lat miałam wiele wspaniałych współprac na scenie, a z Melą jakoś nie było okazji. W końcu odważyłam się do niej napisać i ona od razu się zgodziła. Nawet zanim usłyszała piosenkę. (śmiech) Bardzo to było miłe.

- A jak było z Krzyśkiem?
- W ostatnich latach wielokrotnie razem śpiewaliśmy na koncertach. Nigdy jednak nie mieliśmy wspólnego nagrania z prawdziwego zdarzenia. A prywatnie też bardzo się lubimy. Pomyślałam więc, że fajnie byłoby mieć coś, co byłoby nasze. Utwór „Pętla” już istniał i czułam, ze potrzeba tej piosence męskiej energii. Wiedziałam, że on to zrobi wybitnie – i tak też zrobił.

- Mówimy o rockowych brzmieniach, ale ty jesteś od lat postrzegana jako specjalistka od poruszających ballad. Na „REM” też ich nie brakuje, a wyjątkowe wrażenie robi „Ty się nie bój”, oparta na kaszubskiej melodii ludowej. Twoje rodzime dziedzictwo nadal jest dla ciebie ważne?
- Tak. To fundament, o którym nigdy nie zapomnę. Cały czas jestem w bliskiej relacji z Kaszubami. Moja rodzina jest nieustannie mocno zaangażowana w kultywowanie tamtejszych tradycji, kultury, języka i muzyki. Dlatego to jest coś, co towarzyszy mi na co dzień. Uczestniczę w tym życiu, nawet nie będąc stale na Kaszubach. I tak najszczerzej mówiąc - ja naprawdę kocham te ludowe melodie. Uważam, że to jest kopalnia inspiracji. „Ty się nie bój” powstało na bazie kaszubskiej melodii ludowej, która zawsze mi wyrywała serce z piersi. Wiedziałam, że prędzej czy później muszę coś z nią zrobić. Bardzo sobie cenię to, że zostałam nauczona, gdzie jest źródło. Gdy potrzebuję inspiracji, mam naprawdę szerokie pole do manewru. To dziedzictwo jest bowiem niezwykle bogate.

- Już pierwszy singiel z „REM”, zatytułowany „Północ”, wyznaczył nocny klimat płyty. Co cię do tego zainspirowało?
- Życie. Cała ta płyta to historie, które spisywałam po nocach. Albo tuż przed snem, albo budziłam się w środku nocy i wysypywały się ze mnie różne przemyślenia, a czasem nawet całe teksty. Na początku się tym denerwowałam: chcesz iść spać, a tu myśli ci się kłębią i kłębią. Wiedziałam jednak, że żal ich nie zapisać, bo rano się ulotnią i już ich nie będzie. Z czasem zauważyłam pewną zależność między nocą, a moją kreatywnością. To było dla mnie fascynujące. Zaczęłam więc wczytywać się w ten temat i całkowicie mnie on pochłonął. W efekcie w naturalny sposób sen stał się motywem przewodnim tej płyty.

- I jej tytułem.
- To prawda. Tytułowy „REM” to faza szybkich ruchów gałek ocznych podczas snu. Wtedy pojawiają się tak zwane marzenia senne. Ale nie tylko. To też faza, w której podświadomie robimy sobie porządki w głowie. Wtedy nasz mózg układa sobie co jest dla nas mniej, a co bardziej istotne. W ciągu dnia poznajemy i doświadczamy, a potem w nocy nasza głowa to porządkuje. To właśnie w fazie „REM” decydujemy o ważności przeżytych sytuacji. Co warto zapamiętać, a co trzeba wyrzucić. A jeśli warto zapamiętać, to jak. Jakiego kształtu i koloru te wspomnienia nabiorą. Bo przecież często się nam przekształcają. W nocy utrwala się nam wiedza, którą zdobywamy za dnia. Kiedy o tym przeczytałam, uświadomiłam sobie, że to właśnie są ostatnie dwa lata mojego życia: to podejmowanie decyzji, co jest dla mnie ważne, z czym jest mi niewygodnie, z czym chcę iść dalej i co chcę zostawić. Uczyłam się siebie bardzo intensywnie przez ten ostatni czas. Stąd teraz jestem dużo dalej w samoświadomości niż byłam przy „Pogłosie”.

- W piosence „Ściany” śpiewasz: „Najgorzej jest/ Gdy mnie dopada zmierzch/ Bo cały syf już szczerzy kły/ W moich snach”. Co sprawiło, że twoje sny zamieniły się w koszmary?
- Cała ta płyta jest dosyć duszna, bo opowiadam na niej o wychodzeniu z solidnego mroku. Wydaje mi się, że to jest trochę wspólne dla nas wszystkich. Rozterki wieczorami zaprzątają nam głowę intensywniej niż za dnia. Nabierają nienaturalnie dużych rozmiarów. Miałam taki moment, że bałam się tych chwil, bo wiedziałam, że wtedy ten ciężar przytłacza podwójnie.

- Dużo tu o samotności – choćby w piosence „Sama na planecie”. To było dla ciebie najtrudniejsze doświadczenie ostatniego czasu?
- Może nie najtrudniejsze, ale rzeczywiście mi doskwierało. To moje poczucie samotności nie wynikało jednak z tego, że brakowało mi ludzi wokół siebie. Bo na to nie mogę narzekać. Mam wspaniałych, wspierających bliskich. Cudowną rodzinę, niezawodnych przyjaciół i profesjonalny team. I zawsze dostaję od nich tony wsparcia. Ta samotność, która mi doskwierała, była samotnością, na którą sama się skazywałam. To był moment, w którym przytłoczyła mnie proza życia i nabrałam przekonania, że nawet ludzka życzliwość mnie nie ukoi. Że żadna cudza rada nie rozwiąże mojego problemu. Nikt nie był w stanie powiedzieć mi niczego, co przyniosłoby ulgę. Przestałam więc zwierzać się i zamknęłam się w sobie. Kiedy ktoś pytał „Jak tam?”, to mówiłam, że dobrze, mimo tego, że wcale nie było dobrze. Sama więc zapędziłam się w ten kozi róg. Ale może gdyby tak się nie stało, nie powstałyby te wszystkie teksty? To wszystko było więc po coś.

- Śpiewasz: „Ludzi tłum aż pod sam dach /A ja znów chodzę po ścianach”. Sława i popularność nie były ci pomocne w tych trudnych chwilach?
- Tak to jest w tej naszej branży, że łatwo się przytłoczyć. Jestem zwierzęciem stadnym, kocham ludzi. Kiedy się jednak przechodzi przez ciężkie życiowe sytuacje, to stanie w tym tłumie i uśmiechanie się do wszystkich jest po prostu trudne.

- W „Zwierzętach nocy” pada gorzkie stwierdzenie: „Wiem, że nieba nie ma/ Nie dam już się złapać w tamten splot”. Utraciłaś wiarę w Boga w tamtym ciężkim czasie?
- Z pewnością na chwilę zwątpiłam. Ta piosenka opowiada o bardzo trudnym życiowym doświadczeniu. Takim, z którego musiałam się naprawdę długo podnosić. Z perspektywy czasu dostrzegam jednak, że bardzo mnie to umocniło. Każdy nieprzyjemny chichot losu jest jakąś lekcją, jeśli odpowiednio na to spojrzymy. Czuję, że urosłam w siłę, po tych wszystkich trudach.

- „Zwierzęta nocy” choć są opisem najmroczniejszych chwil, to dają nadzieję, bo śpiewasz: „Przetrwam to”. Co ci dało siłę, aby przetrwać trudny czas i wyciągnąć z tego coś dobrego?
- Uważne przyglądanie się sobie i zaakceptowanie stanu sytuacji. Początkowo męczyło mnie poczucie niesprawiedliwości. Czemu tak jest, czemu mnie to wszystko spotyka, dlaczego ja? Te myśli odbijały się od ścian i wracały do mnie, strzelając prosto w twarz. Zaczęłam z tego wychodzić w momencie, kiedy zaakceptowałam, że jest jak jest. Że nie cofnę czasu, ale mam realny wpływ na to, co przede mną. Zrozumiałam, że to tylko jeden przystanek na mojej życiowej drodze, mogę z tego wyciągnąć coś dobrego i pójść dalej silniejsza. Po historii opisanej w „Zwierzętach nocy” z powrotem otworzyłam się na ludzi. Dlatego wsparcie sprzyjających nam osób w takich trudnych momentach jest ważne. Kiedy nagrywałam tę piosenkę, trudno mi było ją zaśpiewać, bo tak mi się łamał głos. Tyle to dla mnie ważyło.

- W rozpoczynającym płytę „NREM” recytujesz: „Zatrzymaj czas mamo/ Zatrzymaj czas tato”. Te trudne doświadczenia sprawiły, że zatęskniłaś za czasem dzieciństwa?
- Tak. Za czasem beztroski, za poczuciem bezpieczeństwa. A najbezpieczniej czuję się z rodzicami. Otwierając płytę, mówię: „Mamo, tato, ochrońcie mnie przed tym, co mnie czeka”. To preludium do wydarzeń, które później mają na płycie miejsce.

- Rewersem tego „NREM” jest kończący płytę „REM”, kiedy już po wyjściu z trudnej sytuacji, zastanawiasz się: „Może mnie to czegoś nauczy?”.
- Bo to jest lekcja. Ale widzi się to z perspektywy czasu. Każdy ma gorsze momenty. Ten mój gorszy moment ciągnął się dłużej, bo widocznie tak miało być. W tych najmroczniejszych chwilach wydawało mi się, że nigdy z tego nie wyjdę. Że nigdy nie będę mogła czerpać radości z tego, że słońce pięknie świeci. Że już nie będę miała przyjemności z tych codziennych i prozaicznych rzeczy. Ale w życiu nic nie jest constans. To wszystko wróciło. Teraz, mimo tego galopu związanego z nową płytą, mam dużo spokoju w sercu. Czyli złapałam balans, którego bardzo mi brakowało. Płyta bardzo mi w tym pomogła. Dlatego ostatnia piosenka jest pełna nadziei i ma optymistyczny wydźwięk: „OK, wyszłam już z tego, jestem za zakrętem i czekam, aby przyszło nowe”. To wprowadzenie do nowego rozdziału w moim życiu, który już się pisze.

- Nie ukrywasz, że pomocą w odzyskaniu tego spokoju była dla ciebie terapia.
- Zdecydowałam się na terapię już w 2019 roku. To był pierwszy raz w moim życiu, kiedy czułam, że nie radzę sobie sama. I od tamtej pory jestem na terapii. Z przerwami oczywiście. Bardzo mi to pomogło. Zbudowanie odpowiedniej relacji z samym sobą jest fundamentem do budowania czegokolwiek z innymi.

- „REM” to chyba trochę taki „breakup album”, czyli taki, który podsumowuje rozstanie artystki czy artysty z bliską osobą. Zgodzisz się?
- „REM” jest o pogodzeniu się z tym, że pewien etap w moim życiu się zakończył i o przygotowywaniu się do nowego. Nasze życie w dużej mierze składa się z pożegnań. Umiejętność rozstawania się z ludźmi, przyzwyczajeniami czy miejscami, jest bardzo trudna. Zawsze miałam z tym problem. Czy są to relacje romantyczne, przyjacielskie, czy zawodowe, jakiekolwiek. „REM” jest o przygotowywaniu się do ważnej decyzji życiowej, o jej podejmowaniu i o tym, jakie potem przynosi konsekwencje.

- Przed tobą trasa koncertowa „Sama na planecie”. Jak ty będziesz teraz śpiewać te piosenki na żywo?
- Ja się już z tymi piosenkami trochę oswoiłam. Ale wyjście z nimi do ludzi to inna para kaloszy. Jak ci teraz o nich opowiadam, to momentami mi się głos łamie, bo to żywcem wyrwane kawałeczki mnie. Czeka mnie więc pewnie dużo niespodzianek na scenie podczas wykonywania tych piosenek. Podczas poprzedniej trasy też były duże i emocjonujące momenty. Na przykład podczas wykonywania ballady „Późne godziny” z samą tylko gitarą. Ludzie śpiewali ze mną każdy wers. To było coś niesamowitego. Pamiętam, jak siedziałam w domu pod kocem i pisałam ten tekst, płacząc, a teraz to już nie jest tylko moja historia, tylko nasza wspólna. To bardzo poruszające momenty. Już podczas tamtej trasy nie byłam w stanie wszystkiego zaśpiewać, bo wzruszenie odbierało glos. Co będzie teraz? Zobaczymy. (śmiech)

- Ile będzie piosenek z „REM” na tej trasie?
- Wszystkie. Ale nie w takiej kolejności, jak na płycie. Ona oczywiście najpełniej wybrzmiewa tak, jak została ułożona, ale koncert rządzi się swoimi prawami i ma nieco inną dynamikę. Pozwoliliśmy więc sobie na kosmetyczne ruchy. Zahaczymy też trochę symbolicznie o „Pogłos”.

- Na koniec zejdźmy na ziemię: niebawem zobaczymy cię jako jurorkę w nowej edycji "Must Be The Music". Czujesz się na tyle doświadczona, by oceniać innych?
- W minionych latach dostawałam propozycje jurorowania w różnych formatach, ale czułam, że jeszcze nie zaznaczyłam wystarczająco mocno swego miejsca na scenie. A teraz, kiedy odezwano się do mnie z tego programu, który zawsze bardzo lubiłam, ucieszyłam się, że on wraca i pomyślałam, że to może już jest ten moment. Bo wbiłam przecież swoją flagę na mapie naszej sceny muzycznej. Mam już na tyle doświadczenia, że mogę się nim podzielić. W pełni zdaję sobie sprawę z tego, jaka to jest odpowiedzialność. Pamiętam też, jakie było jury przed nami. Zrobię więc co w mojej mocy, żeby sprostać. Na razie mieliśmy zdjęcia próbne, na podstawie których stacja się na nas zdecydowała. Poszłam na nie bez większych oczekiwań i ciśnienia. Po prostu postanowiłam spróbować. Zawsze chciałam zobaczyć takie show od środka. I okazało się, że to super frajda dla mnie i ciekawe doświadczenie. Pomyślałam więc: „Why not?”. Ja lubię wyzwania i lubię się sprawdzać w różnych rolach.

- Na pewno sobie poradzisz.
- Jestem bardzo ciekawa i już nie mogę się doczekać nagrań.

Paweł Gzyl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.