Nauczyłem się żyć w trochę innym świecie

Czytaj dalej
Fot. Tomasz Rabjasz
Tomasz Rabjasz

Nauczyłem się żyć w trochę innym świecie

Tomasz Rabjasz

24-letni Mateusz Krzyszkowski z Lipnicy Murowanej widzi tylko w 80 procentach. To nie przeszkadza mu jednak, grać w piłkę.

Jak to się stało, że w dzieciństwie niemal straci pan wzrok?

Mam wadę genetyczną, która nazywa się zespołem Stargardta. Jest to choroba, która dotyczy niedorozwoju siatkówki oczu. Ujawniła się ona, kiedy byłem w drugiej klasie szkoły podstawowej. 1 września zaczynałem naukę w 35-osobowej klasie w ostatniej ławce, a 30 czerwca kończyłem ją już w pierwszej ławce podsuniętej pod tablicę, żeby cokolwiek z niej odczytać. Teraz widzę tak, jak osoba z okularami, które mają bardzo mocno zaparowane szkła. Mam 80 proc. utraty ostrości widzenia. Na szczęście, moja wada wzroku teoretycznie nie będzie się pogłębiać.

A czy nie ma możliwości, aby ją w jakiś sposób zniwelować?

Jest to wada, której na razie nie da się wyleczyć. Co prawda są zabiegi, które powodują lekką poprawę, ale działają one krótkotrwale i są dość drogie, bo kosztują ok. 40 tys. zł.

Funkcjonowanie z tą wadą na co dzień nie jest chyba proste?

Na początku człowiek nie uświadamia sobie do końca, co jest grane i z czym ta choroba się wiąże. Potem przychodzą w życiu różne momenty, w których nieraz rzeczywiście bywa ciężko. Trzeba sobie z tym jednak jakoś radzić. Całe życie będę musiał jeździć busem i nie będą miał nigdy prawa jazdy ani swojego samochodu, jak moi znajomi. Mówi się jednak trudno.

Czasami potrzebuję i będę nadal potrzebował pomocy od kogoś bliskiego, aby poszedł ze mną w nowe miejsce, w którym jeszcze nie byłem, żebym poznał teren i nie rozbił się o przeźroczystą szybę, czy nie przewrócił się na dziurze w chodniku. Tak już jest i tego nie zmienię. Musiałem się nauczyć z tym żyć.

Radzi sobie pan jednak świetnie, a do tego gra jeszcze zawodowo w piłkę nożną…

Jak każdy młody chłopak lubiłem grać w piłkę. Potem kiedy moja wada zaczęła się pogłębiać, nie poddawałem się i dalej za nią biegałem. Z miesiąca na miesiąc było jednak coraz ciężej, ponieważ nie zauważało się każdego podania i nie każde było celne. Z czasem trafiłem do klubu Tyniecka NIE WIDZĘ PRZESZKÓD Kraków, gdzie poznałem osoby słabowidzące i niewidome, które również kochają piłkę i chcą w nią grać. I tak zaczęła się moja przygoda z tą drużyną, która trwa już osiem lat.

Gdy zaczynaliśmy, nie wiedzieliśmy jeszcze, że istnieje taka dyscyplina sportu, jak blind football. Dowiedzieliśmy się o niej dopiero od Marcina Ryszki, mojego przyjaciela, który jest paraolimpijczykiem. To był dla nas bodziec, aby tę dyscyplinę rozwijać. I tak się cały czas dzieje. Bardzo pomogło nam nawiązanie współpracy z zespołem z Brna, a także pierwszy w historii Polski udział naszej reprezentacji w Mistrzostwach Europy, które zostały rozegrane w ubiegłym roku.

Czy dużo jest osób niewidomych i słabowidzących, które grają w football?

Na początku było to kilka osób, które można było policzyć na palcach jednej ręki. Teraz nasza grupa składa się z około piętnastu zawodników. Jeździmy na różne zawody. Jakiś czas temu byliśmy m.in. na turnieju w niemieckim Gelsenkirchen. W najbliższym czasie wybieramy się natomiast do Lipska. Miło wspominamy również mecz z reprezentacją Argentyny, która w Rio de Janeiro zajęła na paraolimpiadzie trzecie miejsce. Było to dla nas jednak bardzo ciekawe doświadczenie. To wszystko pokazuje, że blind football cały czas się rozwija i gra w niego coraz więcej osób.

Jak to w ogóle możliwe, że osoby z tak poważnymi wadami wzroku mogą grać w piłkę nożną?

Jest to jak najbardziej możliwe. Trudno o tym opowiedzieć. Najlepiej przyjść na nasz trening, który mamy trzy razy w tygodniu przy ulicy Tynieckiej 6 w Krakowie i po prostu zobaczyć. Mogę zapewnić, że emocji nie brakuje. Często spotykamy się z opiniami różnych osób, które obserwują nasze poczynania i twierdzą, że to niemożliwe, że jesteśmy osobami, które mają bardzo duże problemy ze wzrokiem.

A jakie są zasady gry w blind football? Czy one diametralnie różnią się od tych, które znamy ze stadionów piłkarskich?

Zasady są najbardziej zbliżone do gry w futsal. Podobnie, jak w grze na hali drużyna składa się z pięciu zawodników. Cztery osoby grające w polu nie widzą. Dotyczy to również osób, które są słabowidzące, wszystkim zawodnikom bez względu na ich wadę na oczy zakładane są opatrunki okulistyczne oraz specjalne gogle. Jedynym zawodnikiem w zespole, który widzi, jest bramkarz. Jego zadaniem oprócz strzeżenia bramki jest również dyrygowanie obroną.

W zespole blind footballu bardzo istotną funkcję pełni również trener, który nawiguje pomocnikami oraz osoba, która jest ustawiona za bramką naszego rywala i zarządza tym, jak po boisku powinni poruszać się napastnicy. Bardzo ważna jest również piłka, która ma w środku wmontowany system grzechotek, które sprawiają, że jesteśmy ją w stanie zlokalizować. Istotne są również specjalne bandy, które oprócz tego, że sprawują funkcję bezpieczeństwa, grają razem z nami, co oznacza, że piłka może się od nich odbijać.

Ostatnią bardzo ważną zasadą w blind footballu jest głośnie, kilkukrotne wypowiedzenie hiszpańskiego słowa „voy”, przez zawodnika, który zbliża się do piłki i ma zamiar ją odebrać przeciwnikowi.

Dzięki temu zawodnik, który jest aktualnie przy piłce, ma świadomość, gdzie znajduje się rywal.

Jakie jest pana największe marzenie, jeżeli chodzi o blind football?

Aby ta dyscyplina sportu cały czas się rozwijała i żeby powstawały nowe drużyny w innych miastach Polski, tak aby kiedyś mogła powstać liga, jak w Hiszpanii, Niemczech czy Francji. Na razie w Polsce oprócz naszego klubu istnieje tylko jeden, który ma siedzibę we Wrocławiu.

Tomasz Rabjasz

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.