Nie dla e-papierosa w miejscach publicznych [zdjęcie interaktywne]
Kto pali elektronicznego papierosa, teraz musi mieć się na baczności. Obowiązują dla niego te same zakazy, co dla palacza „zwykłych” papierosów.
Przed tygodniem weszły w życie nowe przepisy, zgodnie z którymi elektroniczny papieros jest traktowany tak samo, jak ten tradycyjny. Co to oznacza dla e-palaczy? Że nie puszczą już dymka między innymi na przystankach komunikacji miejskiej, w szkołach, klubach, restauracjach, na placach zabaw, w biurach i środkach komunikacji. E-papierosów nie mogą także kupować niepełnoletni.
Za palenie w miejscach objętych ustawą e-palaczom będzie groził mandat - od 20 do nawet 500 zł. Co na to miłośnicy elektronicznych papierosów? - Bzdura. Po pierwsze e-papieros nie śmierdzi, czasem wręcz pachnie, zależy jakich liquidów się używa - mówi 34-letnia Dorota spod Torunia, która e-papierosa używa od roku, a „zwykłe” paliła 13 lat. - Po drugie elektroniczne papierosy nie zatruwają ludzi dookoła - palacz nie wydycha toksycznego dymu, jak w przypadku zwykłych papierosów, a po prostu parę wodną. Nie wiem po co komu te zmiany. I dlaczego elektroniczne papierosy traktuje się na równi ze zwykłymi „śmierdziuchami”. Ja zrezygnowałam z tych ostatnich głównie ze względu na okropny zapach, który zostawał na ubraniach, firankach, tapetach. Teraz nie mam już tego problemu.
Innego zdania jest Łukasz, także elektroniczny palacz. - Dla mnie ok. I tak nie paliłem w biurze, bo wydaje mi się to dziwne i niestosowne. Wychodzę na e-papierosa na dwór, jak każdy „normalny” palacz. W klubach też starałem się unikać zaciągania się e-papierosem. Paliłem zwykłe „fajki”, gdy wprowadzono zakaz palenia w miejscach publicznych. Normalnym było, że trzeba wyjść z budynku albo palić tam, gdzie wolno. Zostało mi to również, jeśli chodzi o e-papierosa. Dlatego teraz się nie oburzam.
Nowe przepisy uderzają też w firmy działające w branży e-papierosów. Jeśli wbrew nowym regulacjom zareklamują swój produkt lub zasponsorują wydarzenie sportowe lub kulturalne, będą musieli się liczyć z koniecznością zapłacenia 200 tysięcy złotych grzywny lub nawet karą ograniczenia wolności. Nie wolno także produktów dedykowanych e-palaczom sprzedawać przez internet.
- No cóż. Moim zdaniem wszystko jest dla ludzi, ale to musiało się stać prędzej czy później - mówi Łukasz. - Jednak jak znam życie zaraz pojawi się alternatywa dla e-papierosów, która zakazem, przynajmniej przez jakiś czas, nie będzie objęta.
Do tematu wrócimy.