Nie jesteśmy w stanie świętować razem z powodu dzielących nas różnic?
Czy nawet w stulecie odzyskanej niepodległości polityczna frustracja musi wziąć górę nad - choćby już nawet bardzo ograniczonym - przywiązaniem do własnego państwa i jego suwerenności?
Czy nie jesteśmy w stanie świętować razem z powodu dzielących nas różnic, czy też może są i tacy, którzy w ogóle nie chcą obchodzić ważnej dla Polski rocznicy? Marzy im się taka zjednoczona Europa, w której szacunek dla własnej historii, tradycji i kultury, wyśmiewany jest jako objaw zacofania i ksenofobii. Patriotyzm uważają za nacjonalizm, a narodową dumę za groźny przejaw nietolerancji. Dla zachowania swoich przywilejów, posad i interesów stolicę woleliby mieć w Brukseli czy Berlinie, a w Warszawie co najwyżej namiestnikostwo. Tak jak nasi, pożal się Boże, sędziowie, którzy wołają, że są sędziami europejskimi. Mogą się tak nazywać, ale czy pamiętają, że aby zostać sędzią np. w Niemczech, trzeba mieć niemieckie obywatelstwo? Póki co, są więc polskimi sędziami, a jak im się to nie podoba, to zawsze mogą zrezygnować z wykonywania niewdzięcznego zawodu.
Czy w tym roku europejskie media znowu napiszą o marszu „60 tysięcy faszystów” na ulicach Warszawy? Czy znowu wyczyny lewicowej chuliganerii zostaną przedstawione jako heroiczny odpór patriotycznej, czyli rasistowskiej i antysemickiej manifestacji? Można się spodziewać, że do tego dojdzie, bo od kilku tygodni słyszymy różne zapowiedzi wywołania awantur w Dniu Niepodległości. Oczywiście główne partie opozycyjne zdystansują się od ulicznych ekscesów, za to natychmiast doniosą za granicę, że i tym razem Polacy okazali się niebezpiecznymi nacjonalistami.
Niedawno opozycja zbojkotowała obchody 550. rocznicy polskiego parlamentaryzmu, chociaż, oprócz „ulicy i zagranicy”, ma przecież własną i to wciąż dość sporą parlamentarną reprezentację. Skoro jednak kwestionuje się prawo wyborców do wybierania rządzącej większości, a tej większości prawo do uchwalania ustaw, to trudno powoływać się na tradycje demokracji, nawet gdy są one o wiele bogatsze niż np. w stawianych dziś za wzór Niemczech. Zamiast skandować na wiecach hasło konstytucja, warto byłoby poświęcić trochę czasu na jej uważne przeczytanie. Po co jednak czytać konstytucję, skoro można uchronić się od zbędnego wysiłku przy lekturze „Gazety Wyborczej”? A następnie, żeby nie być posądzonym o jednostronność poglądów, dla równowagi oglądnąć sobie TVN24.
Opozycja urządzi więc „alternatywne” obchody, z rozrzewnieniem wspominając złote czasy prezydenta Komorowskiego z jego orłem z czekolady i różowymi balonikami. A kilkoro emerytowanych aktorów ogłosi, że wstydzą się za rodaków, którzy całymi rodzinami przyjechali do stolicy wspólnie świętować rocznicę odzyskania Niepodległości.